Kobieta idzie na wojnę. Na Islandii
Filmy skandynawskie mają to do siebie, że choć chłodne, zawsze są bezpośrednie. Halla, główna bohaterka tej historii, stała się prawdopodobnie najsilniejszą postacią kobiecą i bohaterką kina niezależnego 2019 r.
Szczerze mówiąc bałam się, że będzie to kolejna moralistyczna eko-historia o globalnym ociepleniu i segregowaniu odpadów. Ale Benediktowi Erlingssonowi udało się stworzyć komediodramat nie tyle o środowisku, co o miłości do matki ziemi. I to całkiem na poważnie.
Halla jest dyrygentką małego, lokalnego chóru. Na próby dojeżdża rowerem. Po godzinach zamienia się jednak w wandala rozsadzającego słupy wysokiego napięcia, uciekając dodatkowo przed islandzką policją, która szuka ją po całym kraju. Od pierwszego kadru pokochałam ten film. Nie dlatego, że wcale nie jest taki oczywisty, ale dlatego, że w lekkiej formie przemyca bardzo poważne treści.
Urzekło mnie w nim właściwie wszystko, począwszy od sceny, w której Halla celuje z łuku w stronę drona, który próbuje ją zlokalizować, a skończywszy na momencie, w którym przytula się do mchu. Choć film wypełniony jest groteskowymi i niezwykle śmiesznymi momentami, można dostrzec w nim, charakterystycznie zresztą dla Skandynawów, poważne tematy, ukryte pod chłodnymi spojrzeniami bohaterów historii.
Halldóra Geirharðsdóttir, nie była wcześniej znana, a dzięki temu filmowi otworzyła sobie drzwi do poważnej kariery. Do tego stopnia nawet, że sama Jodie Foster wykupiła prawa do amerykańskiego remake’u tego filmu (możemy spodziewać się nowości!). Benediktowi Erlingssonowi udało się opowiedzieć o problemie ekosystemu za pomocą prostych kadrów, które oglądane w kinie zapierają dech w piersiach. Pamiętam, że oglądając film nie mogłam oprzeć się chęci po prostu… bycia tam, na miejscu, wykąpania się w jednym z gorących jezior islandzkich czy rowerowej jazdy po islandzkich bezkresach. Choć sama historia jest prostolinijna i do ostatniego kadru zamknięta w logicznej klamrze, odnosi się do o wiele głębszych kwestii, nad którymi zastanawiałam się po obejrzeniu filmu.
Najgłębszy wniosek, jaki wysnułam po seansie był w zasadzie prosty: nigdy nie pozwoliłabym na to, by piękno naszej planety mogło zostać w jakikolwiek sposób zniszczone, o czym zresztą często wspomina papież Franciszek, szczególnie w encyklice „Laudato si’”.
***
Pod tagiem #RecenzjeZofii znajdą się niedługo kolejne recenzje.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |