Lata ‘50 nie mają koloru
„Zimna wojna” to film hipnotyczny. Czaruje widza obrazem i dźwiękiem. Urzeka i zostaje w głowie.
Czerń i biel. Emocje wyrzeźbione na twarzach postaci. Historia relacji. Tragicznej i pięknej, niespełnionej i namiętnej. Każdy kadr jest tutaj osobnym dziełem sztuki. Paweł Pawlikowski proponuje widzom obraz precyzyjny, ostry, surowy i prosty, ale jednocześnie głęboki i nasycony. Okazuje się, że dwa kolory wystarczą, aby nasycić oko widza, przyciągnąć jego uwagę i wprowadzić w opowieść o dwojgu ludzi, którzy nie potrafią być ze sobą i jednocześnie nie mogą bez siebie żyć. Nagrodzony Złotą Palmą reżyser po sukcesie „Idy” po raz drugi zdecydował się nakręcić czarno-biały film. – Ludzie w czerni i bieli po prostu ładniej wyglądają – mówi Joanna Kulig, wcielająca się w postać charakternej i pociągającej Zuli. – Paweł Pawlikowski użył takiego stwierdzenia, że lata pięćdziesiąte nie mają koloru. Nadawanie scenom z tych czasów barw byłoby rysowaniem świata od nowa – dodaje z kolei Tomasz Kot.
Nie bez znaczenia jest też piosenka, która pojawia się w różnych momentach filmu i ewoluuje wraz z głównymi bohaterami. Tworzy niesamowity, wręcz oniryczny i hipnotyczny klimat. Gra aktorska zasługuje na wyrazy najwyższego uznania. Filmowi Zula i Wiktor są autentyczni, w każdej scenie wydobywają dramatyzm sytuacji, ale nie ma się poczucia, że przychodzi im to z wysiłkiem – są naturalni. Wciąganie widza w losy ich relacji jest samoistne i swobodne. Wszystko to powoduje, że oglądając film, mamy poczucie transu, przeniesienia się w inny wymiar, w którym historia tych dwojga ludzi jest jedynym wątkiem, który powinien nas interesować. A jest to relacja skomplikowana, irracjonalna. – Sztuka pokazuje, jakie wszystko jest skomplikowane, paradoksalne, dziwne i piękne. To kontrast do narracji, która próbuje wszystko uprościć – podkreśla Paweł Pawlikowski.
„Zimna wojna” to film o miłości. Nie tylko o tym, co dzieje się między kobietą a mężczyzną, ale także o potrzebie absolutnej miłości, potrzebie bycia kochanym. W filmie znakomicie pokazane jest jednak to, że miłość nie zawsze potrafi wznieść się ponad dramat – bywa, że jest uwięziona w czasie, przestrzeni, bohaterach. Niszczy ich i buduje jednocześnie. Niesie im wiele dobra, ale też potrafi być powodem do zadawania sobie cierpień. Pragnienie ma jednak to do siebie, że nie ustępuje, drąży ich dusze, co jakiś czas popychając do kolejnych uniesień i szukania w uczuciu poczucia nieśmiertelności. Zula i Wiktor są przekonani, że tylko ich relacja może zaspokoić tę potrzebę absolutnej miłości. Szarpią się z rzeczywistością w nadziei, że zdobędą w końcu to, czego bezradnie poszukują.
– Lubię w kinie stwarzać przestrzeń dla wiary. Ale nie takiej wiary automatycznej i bezmyślnej. Chodzi mi raczej o ukazywanie potrzeby Absolutu i absolutnej miłości. „Zimna wojna” jest też o potrzebie absolutnej miłości, którą tak naprawdę można dostać tylko od Boga. Ludzie zazwyczaj szukają jej w relacjach i bywa to tragiczno-komiczne. Naszej filmowej parze w „Zimnej wojnie” udaje się jednak dotrzeć do czegoś absolutnego – mówił Pawlikowski w wywiadzie dla kwartalnika „Więź”.
„Zimna wojna” to obraz uniwersalny. Tło historyczne jest tutaj wyraźne, ale w żaden sposób nie przysłania historii dramatycznej miłości. To może tłumaczyć sukces tego filmu. Publiczność pod każdą szerokością geograficzną odnajdzie w nim przekaz dotykający sedna irracjonalności, ale też piękna relacji międzyludzkich.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |