Fot. pixabay

Módl się za dzieci i rodziców. Każdego dnia! 

A co, jeśli Pani dziecko odwróci się od Kościoła? A co, jeśli wybierze wartości, których Pani nie akceptuje? Bardzo często słyszę takie pytania. Przyznaję się bez bicia, nie znam na nie odpowiedzi.  

Dawanie takiej odpowiedzi to jak wróżenie z fusów, bo ja naprawdę nie wiem, co będzie za lat pięć czy dziesięć, kiedy moje dzieci dorosną. Nikt tego nie wie. Jeśli stanę twarzą w twarz z takim problemem, jak wyżej zasygnalizowany, to przede wszystkim będę szukała przyczyn takiego a nie innego zachowania. Presja środowiska, jakieś traumatyczne wydarzenie, które zachwieje ich wiarą, odcięcie się od tego, co wyniosły z domu? A może wcale nie trzeba będzie się nad tymi problemami zatrzymywać, bo ich nie będzie? Bóg raczy wiedzieć.  

Proces wychowania to nie tylko ogromny wysiłek, ale także wielka niewiadoma. Nigdy nie możemy być pewni efektów. Każde dziecko to przecież niezapisana księga. Każdego dnia wręcz zachwycamy się ich innością i różnorodnością. Niesamowite jest to, że choć zrodziły się z tych samych rodziców, tak samo były wychowywane, w takim samym środowisku się obracały, to są tak różne. I różnie też ułożą swoje życie. Jako rodzice – w czasie, kiedy przygotowujemy dzieci do samodzielnego życia i podejmowania wyborów – możemy dać dzieciom fundamenty, podwaliny. Możemy wyposażyć je w wiedzę, podsuwać lektury, prowadzić rozmowy, konfrontować je z różnymi sytuacjami. Mamy narzędzia i tylko od dziecka zależy, czy zechce z tego wszystkiego skorzystać, czy pójdzie własną drogą. Ta własna droga nie zawsze przecież musi być zgodna z drogą rodziców. Obserwuję moje starsze koleżanki, mamy dorosłych dzieci, i nie ukrywają one, że źródłem bólu, a czasem i ogromnego cierpienia dla nich jest fakt, że dzieci – wychowywane w wierze katolickiej, formowane we wspólnotach – z jakiegoś powodu od Kościoła odchodzą i prowadzą życie sprzeczne z zasadami etyki chrześcijańskiej. Czy przestają te dzieci kochać? Nie, kochają je dalej, szanują wybory, ale trudno im je zaakceptować. Co jako rodzice możemy robić w tej sytuacji? Być, czekać i modlić się o to, by coś w ich sercach się zmieniło, by zaczęli swoje życie budować na tych fundamentach, które im przekazaliśmy. 

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Co, jeśli od Kościoła odchodzą nasi krewni czy rodzice? Czy jako dzieci, kuzyni mamy wpływ na ich wybory? Czy możemy je krytykować? Czy możemy próbować je zmieniać? To nie są wydumane sprawy. Wielu moich znajomych bardzo cierpi z tego powodu. A z racji swojego zaangażowania choćby wspólnotowego bywają nawet szykanowani, wyśmiewani czy traktowani jako rodzinne „czarne owce” przez tych, którym z Panem Bogiem jest nie po drodze. Wzajemne niezrozumienie generuje konflikty. W miejsce miłości wchodzi złość, a nawet nienawiść. A także ból i niezrozumienie takich a nie innych wyborów. Po ludzku zaczyna brakować sił, pojawiają się łzy, pretensje, a widmo spotkania przy wspólnym stole powoduje skręt kiszek. Przy okazji niedawnych świąt kilkoro naszych znajomych przeżywało takie emocje. Czy więc jest na to jakaś rada? Czy w jakiś sposób można odzyskać spokój, przestać się zamartwiać o te osoby?  

Współczesny mistyk i rekolekcjonista o. Antonello Cadeddu w książce „Uzdrowienie miłości ojcowskiej” daje kapitalną radę. Nie mówi, że trzeba na siłę te osoby zmieniać, że trzeba im prawić morały i kazania. Nie radzi, by się na nie obrażać czy zrywać kontakty. Wystarczy jedna prosta rzecz: „Kiedy nasze dzieci, nasi rodzice czy krewni nie chcą słyszeć o Bogu, a pragną się tylko zabawić, wtedy jedyne, co możemy zrobić, to modlić się, by Bóg pozwolił im wrócić do Niego. W przeciwnym razie całkowicie zmarnują swoje życie na szukanie tak wielu innych rzeczy (…)”. To, co dalej pisze o. Cadeddu może przyprawić o ciarki. Bez Boga bowiem – przekonuje – nie tylko nie będą oni szczęśliwi, ale także „znajdą śmierć i siać będą znaki śmierci w swoich rodzinach lub wszędzie tam, gdzie się pojawią”. Tym bardziej więc powinniśmy za nich się gorliwie modlić. To nie jest tylko modlitwa, tylko aż modlitwa. To oddanie sterów Panu Bogu. Niech On działa i próbuje doprowadzić te osoby do siebie.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze