fot. DisneyFilmy

Nie zmarnuję już ani minuty (seans nie tylko na Dzień Dziecka)

Animacja, której głównymi bohaterami są dusze? Proszę bardzo! Wystarczy pójść do kina na film „Co w duszy gra”. To niezwykle mądra opowieść dla młodszych i dla starszych. Jak znalazł na 1 czerwca! 

Kilka lat temu wytwórnia Walta Disneya dzięki filmowi „W głowie się nie mieści” zabrała nas do niezwykłego świata ludzkich emocji. Teraz twórcy tamtego obrazu zapraszają nas na wędrówkę do zaświatów. A właściwie to do przedświatów. W niezwykłej animacji „Co w duszy gra” odkrywamy bowiem właśnie przestrzeń ducha. Choć nie jest ona przypisana konkretnie do którejś z wielkich religii – to jest na tyle uniwersalna, że w przesłaniu tego filmu odnajdą się tak chrześcijanie, jak i wyznawcy innych religii. Przesłanie tej bajki jest bowiem bardzo uniwersalne. To nasza filmowa propozycja na Dzień Dziecka.

fot. DisneyFilmy

Studzienka kanalizacyjna 

Joe Gardner to nauczyciel muzyki w jednym z nowojorskich liceów. Właśnie zaproponowano mu stały etat w szkole. Wcale go to nie uszczęśliwia, bo jego marzeniem jest bycie prawdziwym artystą – a nie nauczycielem muzyki. Nieoczekiwanie dostaje możliwość zagrania w orkiestrze podczas koncertu znanej muzyczki, Dorothei Williams. Jest podekscytowany, bo widzi w tym swoją szansę. Wreszcie może mu się uda zrobić karierę! Tylko że… na jego drodze pojawia otwarta się studzienka kanalizacyjna. Banalny wypadek, który kończy się śmiercią Joego… Tak zaczyna się ta niezwykła animacja, która słusznie zdobyła wiele nagród, w tym Oscara dla najlepszego filmu animowanego 2020 r. Animacja niezwykle udana, która w przystępny, okraszony poczuciem humoru sposób opowiada o rzeczach najważniejszych. O życiu, śmierci i o sensie naszego bycia na ziemi.

>>> Tuptuś ma chore nerki, ale serce ma zdrowe [BAJKA]

fot. DisneyFilmy

Gdy stajesz się… kotem 

Joe trafia do przedświatów i jest przerażony. Przecież właśnie miał mieć swój dzień. Próbuje uciec, ale ostatecznie trafia do krainy, w której młode dusze przygotowują się do przejścia na Ziemię. Staje się mentorem jednej z nich – 22. To bardzo oporna dusza – nie poradziło sobie z nią wielu wybitnych mentorów – Matka Teresa, Mikołaj Kopernik, Muhammad Ali ani nawet Arystoteles. 22 po prostu nie chce opuszczać wygodnego świata, w którym teraz żyje. A teraz ma współpracować z Joe… Co prawda, nie takie były założenia przełożonych, ale to Joe znalazł się nie tam, gdzie powinien. Splot różnych wydarzeń prowadzi do tego, że obie dusze pojawiają się na Ziemi. Tyle że… 22 trafia do ciała Joego, a Joe zaś do ciała kota, który w szpitalu był kocim terapeutą (felinoterapia). Obserwujemy niezwykłe przygody tego duetu – dość oryginalnego. Jestem miłośnikiem kotów, więc szczególnie ucieszył mnie ów koci wątek, który na pewien czas dominuje zresztą w filmie. Joe jako kot jest niezwykle zabawnym bohaterem.

Oswoić śmierć 

Film Disneya daje nam do rozważenia kilka kwestii. Przede wszystkim każe nam zadać sobie pytanie o to, czy jesteśmy przygotowani do przejścia na „tamten świat”. Joe zdecydowanie czuł, że nie jest, był bardzo zaskoczony. A czy my jesteśmy? Śmierć przecież może zaskoczyć nas w każdym momencie. To banalne stwierdzenie, ale wypadki rzeczywiście „chodzą po ludziach”. Kilka lat temu animacja „Coco” również poruszyła temat śmierci. Myślę, że to bardzo ważny trop – żeby oswajać dzieci już od najmłodszych lat z tym, że nie jesteśmy – przynajmniej w doczesnej części życia – nieśmiertelni. Obie animacje nie są oczywiście tylko dla dzieci. Ba, powiedziałbym nawet, że dorośli z nich znacznie więcej wyciągną. Ale są także dla dzieci i mogą świetnie i mądrze pomóc w okiełznaniu tej przestrzeni życia, którą tak bardzo byśmy chcieli traktować jak tabu. A przecież śmierć dotknie każdego z nas. I nie warto się na to obruszać – ale właśnie przyjąć i oswoić tę myśl.  

Poszukując sensu 

Z jednej strony niegotowość Joego, a z drugiej strony mamy brak chęci do życia 22. Nie chce być na Ziemi, bo nie może znaleźć na niej swojego miejsca, swojej iskry. Czegoś, co by jej życiu nadało sens. Myślę, że to problem wielu z nas. Włóczymy się trochę od miejsca do miejsca i nigdzie nie czujemy się sobą. Wciąż nam w życiu czegoś brakuje – bo wchodzimy w jakieś sztywne schematy i boimy się być sobą. A przecież życie polega właśnie na realizowaniu swoich pasji, tej iskry, która nas zapala. Najnowsza propozycja Disneya to wędrówka w poszukiwaniu właśnie swojego miejsca na Ziemi, swojego ja. Czy 22 w końcu zapragnie zamieszkać na Ziemi? I czy Joe ogarnie podczas tej swoistej odysei swój lęk przed końcem? Na te pytania – dotykające fundamentalnych kwestii życiowych (oj, w tym seansie świetnie odnajdą się miłośnicy filozofii!) – odpowiedzi próbują szukać twórcy obrazu. 

>>> Jeden dobry czyn wyzwala kolejny [RECENZJA]

fot. DisneyFilmy

Muzyka i Nowy Jork 

„Co w duszy gra” to animacja, której osobnym bohaterem jest muzyka (oryginalny tytuł – „Soul”). Wypełnia wszystkie przestrzenie, doskonale współgra z obrazem, jest pełna pasji. Twórcy pokazali, ze w animacji nie trzeba zawsze iść w muzykę popularną. Film, który przeznaczony jest także dla dzieci, daje nam bowiem sporą dawkę dobrego jazzu! A na napisach końcowych warto też wsłuchać się w przepiękny utwór „Liczy się tylko to”, który w polskiej wersji językowej wykonuje Kuba Badach (do tekstu, który napisała jego żona – Aleksandra Kwaśniewska). Poza muzyką osobnym bohaterem filmu jest też Nowy Jork. Obraz bardzo realistycznie pokazuje nam ten symbol Ameryki (czasem nawet można zapomnieć, że to film animowany, a nie fabularny). Gwar nowojorskich ulic, klimat klubów muzycznych, bogactwo kulturowe tego miasta… Naprawdę, Nowy Jork oddany został w piękny sposób, z wieloma detalami. Bo, jak już przystało na animacje Disneya i Pixara, film zachwyca wizualnie. Może trochę mniej ta część zaświatowa, ale ta nowojorska – to majstersztyk! Nie od dziś bardzo pragnę kiedyś trafić do Nowego Jorku i przyznam, że ten seans jeszcze bardziej rozbudził mój apetyt poznania Ameryki.

fot. DisneyFilmy

Do kin! 

Dzień Dziecka to dobra okazja, żeby zobaczyć „Co w duszy gra”, film wszak wciąż grany jest w polskich kinach. Można po pracy i szkole wziąć dzieciaki i pójść na wspólny, rodzinny seans. Na pewno nie będzie to zmarnowany czas. Choć film ten warto obejrzeć też w każdym innym dniu i nie trzeba oglądać go z dziećmi, nie każdy z nas je ma. Warto sobie samemu zrobić czasem Dzień Dziecka. Dobry, refleksyjny seans, który porusza w nas najdelikatniejsze struny. Po tym filmie na pewno inaczej spojrzymy na swoją duszę – może zaczniemy traktować ją trochę bardziej na serio?  I w głowie pozostanie nam jedno, ważne pytanie: „Jak spędzisz resztę życia?”. Oby odpowiedzią na nie były słowa: „Nie zmarnuję już ani minuty”. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze