Prawdziwy post
W Środę Popielcową naprawdę mało zjadłem. I mógłbym być dumny z siebie przed Bogiem, że nie skusiło mnie nawet ciasto urodzinowe koleżanki z pracy, że na targach nie skorzystałem z degustacji, że w kawiarni wieczorem wybrałem wegetariańską kanapkę i podzieliłem się połową z koleżanką. Czy idzie za tym jednak moja przemiana? Chyba tylko przemiana materii. Trochę to jednak sztuka dla sztuki, czyż nie?
Czyż to jest post, jaki Ja uznaję,
dzień, w którym się człowiek umartwia?
Czy zwieszanie głowy jak sitowie
i użycie woru z popiołem za posłanie –
czyż to nazwiesz postem
i dniem miłym Panu?
Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram:
rozerwać kajdany zła,
rozwiązać więzy niewoli,
wypuścić wolno uciśnionych
i wszelkie jarzmo połamać;
dzielić swój chleb z głodnym,
wprowadzić w dom biednych tułaczy,
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać
i nie odwrócić się od współziomków.
Wysoko podniesiona poprzeczka, prawda? Wszelkie jarzmo połamać? Jakaś abstrakcja! Jezu, to co ja mam jeszcze zrobić?
I przypomina mi się moment z ostatniej niedzieli, kiedy zwiedzałem Wiedeń. To był dosłownie moment. Szedłem już po tym długim spacerze do polskiej parafii na Mszę Świętą, a potem miałem pobiec prosto na stację, z której dojadę pociągiem na lotnisko. Dzielnica pełna ambasad, placów, pałaców i willi. Pasy dla pieszych i przejazd tramwajowy. On stoi po drugiej stronie. Przejeżdża tramwaj. Zielone. Idę. On stoi. Jest wzrokowy kontakt. Czekał na mnie. Nie mówi po niemiecku, nie jest stąd. Ja też nie. Pytam się, czy mimo wszystko mogę mu pomóc, jeśli chce gdzieś w Wiedniu dotrzeć. Myślałem, że szuka czegoś w mieście, że jest zabłąkanym turystą. Sam używałem mapy w telefonie, aby namierzyć kościół, gdzie jest Eucharystia po polsku. Mówi, że chce autostopem wrócić do Salzburga i nie wie skąd. „Czy jechałeś kiedyś autostopem?” „Tak, ale nie tu. Dziś wracam do Polski samolotem.” Wyjaśnia sytuację. „Jestem z Indii. Ukradziono mi torbę z dokumentami i wszystkim, co miałem.” „Zgłosiłeś to gdzieś?” „Przyjechałem tu do swojego konsulatu, ale nikogo tam nie było.” „No tak, jest niedziela.” „Nie mam gdzie i za co nocować, jestem głodny, w Salzburgu mam miejsce w hostelu, ale jak tam dojechać? Mało tu serdecznych ludzi… Co byś zrobił na moim miejscu? A jak byś był w Indiach? Pociąg do Salzburga to jakieś 30 euro… Bóg Ci to wynagrodzi!” Nie chciałem mu dać pieniędzy na pociąg. Nie ufałem mu. Przez myśl mi nie przeszło, żeby zadzwonić do wspólnoty, gdzie mieszkałem przez weekend. Pokazałem za to pusty portfel, polskie złote, podczas gdy euro były schowane w innej kieszeni. Spieszyłem się na Mszę Świętą. Miałem opakowanie wafelków, więc dałem mu. Podziękował mi, od razu otworzył i zaczął jeść, chciał mnie jednym poczęstować, ale przecież… post eucharystyczny. Biegnę na Eucharystię, bo już pora, żegnam go i życzę mu powodzenia.
Wchodzę do kościoła, siadam. I już wiem. Panie, dajesz mi takie znaki – no przecież autostop! Przywracasz mi pamięć. Pamiętam tę bezinteresowność ludzi, którzy nas zabierali za darmo w daleką drogę. Pamiętam Twój wzrok, który wtedy nam dałeś, byśmy mogli z miłością patrzeć na nich, zobaczyć ich dobro ponad wszystkim, choćby byli narkomanami, trzykrotnie rozwiedzionymi biznesmenami…
Jezu, przecież to byłeś Ty w tym chłopaku z Indii. Znów Cię nie poznałem. Pomodlę się za niego, zostawiam Go Tobie. Nie mogę już nic innego, ale powiedz mi, proszę, kiedy wreszcie drugi człowiek będzie dla mnie Eucharystią?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |