Prowadzą życie jak kury. „Wolni” [RECENZJA]
Bohaterowie filmu „Wolni” dzielą się historiami o swoim powołaniu, o modlitwie, o ciszy, o prawdzie, o kontakcie z naturą, o wspólnocie, o pracy. Dzięki ich wypowiedziom film ten staje się mocno filozoficzną opowieścią o życiu w klasztorze. Siostry i bracia dzielą się tym, jak w klasztorach przeżywają swoją wiarę i duchowość, jak bardzo te miejsca odmieniły ich życie – dając w pewien sposób życie na nowo. Teraz ich życiu będzie można przyjrzeć się w kinach.
Przyznam, że zawsze trudno mi było zrozumieć, po co w XXI w. ktoś decyduje się jeszcze na życiu w ukryciu przed światem – w klasztorze kontemplacyjnym. Czasem bardziej zamkniętym, czasem trochę bardziej otwartym – ale wciąż to jednak życie poza światem. Myślałem, że po filmie „Wolni. Podróż do wnętrza” wreszcie zrozumiem, po co dziś światu klasztory kontemplacyjne.
Trochę oderwani od rzeczywistości
Oczywiście wiem, że w zamkniętych klasztorach (przed twórcami filmu swoje podwoje otworzyło 12 hiszpańskich klasztorów – na co dzień zamkniętych) żyją ludzie, którzy zakochali się w Bogu i chcą ofiarować się Mu w pełni, całym życiem, skupiając swoje istnienie na modlitwie. To akurat rozumiem – ale to taki argument „z wysokiego C”. Argument górnolotny, trochę „oderwany od rzeczywistości” – choć oczywiście prawdziwy i bardzo ważny. Ale tak po ludzku próbowałem sobie często dopowiedzieć na pytanie, po co oni tam się zamykają. I na to pytanie seans nie udzielił mi odpowiedzi. W ogóle miałem pewne oczekiwania w kontekście obrazu, który za kilka dni wejdzie do kin. Chyba chciałem przede wszystkim poznać codzienność klasztorną „od kuchni”, zobaczyć taką zwyczajność mniszki czy mnicha. Chciałem zobaczyć film o życiu kontemplacyjnym – ale twardo osadzony na ziemi, na tu i teraz. Tymczasem „Wolni” to zupełnie inna opowieść, kładąca akcenty na inne sprawy, o których zaraz napiszę. Czy się rozczarowałem? Może trochę, bo lubię odkrywać sekrety codzienności. Choć przyznam, że film oglądało mi się dobrze i mnie nie znużył – choć był w swojej formie bardzo kontemplacyjny.
Wszystko jest cudem
Przede wszystkim twórcy filmu postawili akcent na to, by opowiedzieć o tym, czym jest życie w klasztorze – ale przede wszystkim w aspekcie duchowym, relacji z Bogiem. Już na początku od jednego z bohaterów słyszymy zresztą, że to życie jest „podążaniem w stronę Boga”. I właśnie takiemu spojrzeniu podporządkowana jest cała narracja tego dokumentu. Czasem przewija się w opowieściach bohaterek i bohaterów codzienność, to, czym się zajmują. Ale to tylko tło, można powiedzieć, że trzeci, a może i czwarty plan ich historii. O tym jest naprawdę niewiele – a myślę, że to mogłoby zaciekawić niejednego widza. Skupiają się na refleksjach duchowych. Dzielą się więc historiami o swoim powołaniu, o modlitwie, o ciszy, o prawdzie, o kontakcie z naturą, o wspólnocie (urzekła mnie scena, gdy kilkanaście sióstr siedzi w sali przypominającej klasę szkolną w wersji retro i każda zakonnica osobno studiuje Biblię). Dzięki ich wypowiedziom film ten staje się mocno filozoficzną opowieścią o życiu w klasztorze. Siostry i bracia dzielą się tym, jak w klasztorach przeżywają swoją wiarę i duchowość, jak bardzo te miejsca odmieniły ich życie – dając w pewien sposób życie na nowo. W ich opowieściach widać, że potrafią cieszyć się nawet najmniejszymi cudami – choćby pająkiem czy muchą. Bo „wszystko jest cudem” – jak powiada jeden z bohaterów tego obrazu.
Matka w klasztorze
Refleksje postaci pojawiających się na ekranie na pewno zmuszają widza do zadania sobie różnych egzystencjalnych pytań. I właśnie te pytania trochę mi komplikują odbiór tego obrazu. Bo oto np. poznajemy pewną siostrę w wieku senioralnym. Wstąpiła do klasztoru całkiem niedawno. Jest matką – ma dzieci, wnuki, zaraz urodzi się jej prawnuczka. W swoim dawnym życiu była szczęśliwa – ale teraz czuje się „bardziej szczęśliwa”. Nie jest to jedyny przypadek w tym filmie, gdy wypowiada się osoba mająca rodzinę. Gdy słuchałem, że teraz czuje się „bardziej szczęśliwa”, to pomyślałem sobie: ciekawe, jak czują się jej bliscy, gdy to słyszą. I nie będę wydawał wyroków, bo odpowiedź może być różna – niemniej, we mnie to wyznanie zapaliło jakąś może nie czerwoną, ale żółtą lampkę. Tak samo mam w ogóle z całą ideą życia kontemplacyjnego. Wspomniałem, że w filmie pojawia się zdanie, że to „podążanie w stronę Boga”. Ale nawet sami bohaterowie filmu wspominają czasem o swojej bezużyteczności – tak, świat ich nie rozumie; ja też ich nie rozumiem. Może właśnie dlatego chciałem dostać więcej konkretu, więcej obrazków i opowieści o „tu i teraz” – a nie refleksji teologicznych. Może gdyby kamera tak potowarzyszyła jakiejś mniszce czy jakiemuś mnichowi od rana do wieczora („jesteśmy podobni do kur” – w pewnym momencie jeden z bohaterów tak określa tryb życia w klasztorze) i pokazała jej czy jego codzienność – to film by zyskał więcej autentyczności? Byłby bardziej osadzony w rzeczywistości?
>>> Jak wiele radości może przynieść kawałek czekolady [RECENZJA]
Za dużo sielanki
Bo mam też wrażenie, że „Wolni” to bardzo idylliczny obraz poświęcony życiu w klasztorze. Wygląda jak pełnometrażowy film powołaniowy – przedstawia ludzi wyłącznie szczęśliwych (nawet nowotwór i perspektywa 10 miesięcy życia jest dla jednej z bohaterek powodem do ogromnej radości), żyjących trochę w oderwaniu do rzeczywistości. Napisałem sobie w notatkach: „ustawka czy prawda?”. I pewnie odpowiedź jest następująca: i to, i to. Bo pewnie bohaterowie dzielą się faktycznie tym, jak przeżywają swoje życie, jak bliski jest im Bóg, jak są Mu wdzięczni za wszystko. Ale też nic, albo bardzo niewiele, mówią o trudach, o tym, co niełatwe. A przecież, żyjąc w jakiejkolwiek wspólnocie, nie może być zawsze różowo. Codzienność pełna jest różnych barw – i to na pewno też doświadczenie ludzi żyjących w klasztorach. W codzienności nie ma wyłącznie uśmiechu i poczucia wdzięczności – są w niej też obecne trudne emocje i relacje, niełatwe chwile, łzy. Chciałbym zobaczyć opowieść o kłótni, o gorszym dniu, o tym, co komuś się nie udało, o trudnej współsiostrze czy trudnym współbracie. Tego spojrzenia mi zabrakło. Bohaterowie skupiają się na sielance – tymczasem ja bym chciał bardziej realistyczny obraz ich życia. Może to by mi pomogło zrozumieć, po co tam są. Przez położenie akcentu na ten duchowy wymiar życia w klasztorze obraz jest też bardzo patetyczny (patos podbija też muzyka). To niektórym może odpowiadać, ja jednak znów wolałbym bardziej osadzenie w rzeczywistości i „zejście na ziemię” – również w formule tego obrazu.
Co na pewno zachwyca? Zdjęcia. Wielokrotnie twórcy pokazują nam przepiękne, hiszpańskie tereny – pozwalając nam w ten sposób też na kontemplację przyrody. Ujęcia są przepiękne, mijają powoli, w spokoju (pozwalają nam na ćwiczenie uważności) – to zdecydowanie najmocniejszy punkt filmu „Wolni”. Jestem wzrokowcem, więc pewnie dlatego tak zachwycam się ładnymi zdjęciami. Ale jak rzadko kiedy – tu naprawdę świetnie udało się niezwykłe piękno tych krajobrazów. W kinach „Wolni” maja pojawić się 30 maja.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |