Rodzina: rodzicielstwo bliskości – czym ono NIE JEST
Od jakiegoś czasu wielu polskich celebrytów mówi o tym, że wychowuje swoje dzieci RB. Matki polecają sobie książki Jespera Juula, a dziadkowie kręcą głową z politowaniem, patrząc na ten cały wymysł „wychowania bezstresowego”. Czy słusznie?
Jako że wokół tematu narosła całkiem gruba warstwa pomyłek, niezrozumienia i efekt mody, postanowiłam podjąć się próby oczyszczenia terminu od najczęstszych błędów w rozumieniu tej filozofii wychowania dziecka.
RB nie jest „wychowaniem bezstresowym”
Dlaczego ujmuję to pojęcie w cudzysłów? Bo właściwie coś takiego, co mogłoby się kryć pod tym sformułowaniem, nie istnieje. Nie da się być człowiekiem i nie przeżywać żadnego stresu, założenie wychowania dziecka w ten sposób jest więc niemożliwe do realizacji. Ważna jest jednak różnica pomiędzy stresem po prostu życiowym, a stresem sztucznie wywoływanym poprzez zawstydzanie dziecka czy zastraszanie za pomocą szantaży emocjonalnych (np. „mama sobie pójdzie, jeżeli…” itd.). Rodzicielstwo bliskości zakłada, że dziecko jest kompetentne, a więc zdolne do radzenia sobie w różnych sytuacjach, również w sytuacjach stresowych. Oczywiście stopień i sposób radzenia sobie jest adekwatny do wieku dziecka. Na przykład niemowlę doświadczające stresu samo się NIE uspokoi. Dlatego gdy niemowlę płacze, rodzic sprawdza, jaki komunikat ten płacz niesie – czy jest głodne, czy ma mokro, czy się nudzi, czy też po prostu chce się przytulić do opiekuna.
Inna rzecz to fakt, że pojęcie wychowania bezstresowego zostało ukute w latach sześćdziesiątych-siedemdziesiątych XX w. jako pewien projekt wychowawczy, a obecnie jest terminem określającym bardziej bezradność rodzica czy właściwie brak wychowania (co de facto nie istnieje, bo dzieci wychowują się, a właściwie kształtują przede wszystkim przez naśladowanie).
RB nie jest spełnianiem wszystkich zachcianek dziecka
Rodzic realizuje potrzeby dziecka. Poniekąd wiąże się to również z kwestią stresu, ponieważ w RB rodzic doświadcza dziecko odmową. Odmową w takich sytuacjach, gdy dziecko chce realizować czynność szkodliwą dla niego (np. zjeść za dużo czekolady albo obejrzeć bajkę nieodpowiednią dla wieku) lub rodzic w ten sposób chce zadbać o własne potrzeby (np. mama, która jest zmęczona, odmawia dziecku wspólnej zabawy na placu zabaw). Rodzic, który uznaje wagę potrzeb dziecka, nie ma problemu z reakcją nieprzyjemną emocjonalnie dla dziecka np. płacz czy złość, ponieważ może je w tej sytuacji spokojnie wesprzeć, uznając istnienie tych emocji ( np. „ rozumiem, że jest Ci przykro… miałeś ochotę pobawić się ze mną na placu zabaw”) bez wyrzutów sumienia. W RB rodzice akceptują wszystkie emocje dziecka (te przyjemne i te nieprzyjemne), doceniają je, ponieważ wiedzą, że niosą one ważne informacje i starają się dziecku w emocjach towarzyszyć.
RB nie jest bezwzględnym przy -(u) -wiązaniem do siebie dziecka
Oznacza to, że dzieci wychowane w RB nie będą chciały być noszone do końca życia, mimo że w okresie niemowlęctwa były często noszone przez swoich opiekunów na rękach czy w chuście. Noworodka nie można przyzwyczaić do noszenia. A dlaczego? Bo on już jest do tego przyzwyczajony przez dziewięć miesięcy swojego życia. Nie zna niczego innego. I nie wie, że urodził się w XXI w. Dla niego nie ma różnicy między leżeniem w łóżeczku w pokoju przygotowanym całkowicie dla niego a jaskinią, do której w każdym momencie może wtargnąć dzikie zwierzę i je zjeść. Naprawdę nie czuje tej różnicy, dlatego chce być blisko swojego opiekuna. Ale dziecko rośnie i wraz z wiekiem i doświadczanym poczuciem bezpieczeństwa odkrywa, że świat nie jest taki straszny, a właściwie jest całkiem ciekawy. Dlatego dzieci wychowywanych w RB, czyli z poczuciem bezpieczeństwa i wsparciem rodziców tak łatwo wchodzą w świat – zostają z nianią czy dziadkami albo też chętnie podążają do przedszkola. Ważna jest tu jednak wiara w kompetencje własnego dziecka jako osobnego człowieka. Rodzic powinien być uważny również na potrzeby separacyjne dziecka, które przychodzą z czasem w miarę normatywnego rozwoju. Świadomy rodzic pozwoli dziecku na coraz większe oddalanie się od niego. Krótko mówiąc, RB nie przesadza w żadną ze stron, a jest złotym środkiem bliskości dziecka i rodzica.
RB nie jest sposobem rodzicielstwa tylko dla rodzin z jednym lub dwojgiem dzieci
Oznacza to, że sprawdza się również w rodzinach wielodzietnych. Jak to możliwe skoro rodzice muszą swoją uwagę dzielić wielokrotnie? Dlatego, że dzieci wychowane w RB przejmują od rodziców sposób postępowania czy wypowiadania się i mogą komunikować się tak z rodzeństwem. Nie oznacza to, że w rodzinach RB dzieci się nie biją i nie kłócą. Oczywiście, że to robią. Ale dzięki zachęcaniu przez rodziców wcześniej do mówienia o swoich potrzebach i emocjach, trudna sytuacja konfliktowa może mieć znacznie łagodniejsze zakończenie i to bez ingerencji rodzicielskiej. Dodatkowo kwestia szacunku wzajemnego i tkliwości na potrzeby drugiego człowieka sprawia, że starsze dzieci mogą być dużą pomocą dla swoich rodziców.
RB nie jest formą rodzicielstwa tylko dla tych najbardziej cierpliwych
Cierpliwość to cnota na wagę złota. Nie oznacza to jednak, że rodzic ma trzymać własne emocje na wodz, zwłaszcza te nieprzyjemne. Byłoby to bardzo nieprawdziwe. Dzieci wyczuwają fałsz i nie skłania ich on do poczucia bezpieczeństwa przy takiej osobie. Oczywiście długotrwały płacz dziecka może wywoływać u rodzica również nieprzyjemne emocje, ale obowiązuje tu zasada obustronnego szacunku i równoważności emocji wszystkich osób. Rodzic wówczas, oprócz nazywania emocji dziecka, może nazwać swoje uczucia. Powiedzenie: „ jestem zdenerwowana, bo….”, albo „wkurza mnie, gdy…” jest jak najbardziej RB. Trzeba jednak pamiętać, że postawa ciała czy mimika twarzy powinna rzeczywiście wyrażać daną emocję. Inaczej dziecko może mieć dysonans poznawczy w kwestiach emocji, co na dłuższą metę jest szkodliwe.
Oczywiście sposobów interpretacji co jest, a co absolutnie nie jest RB istnieje mnóstwo – wystarczy zajrzeć na grupy dyskusyjne dostępne w sieci. Myślę jednak, że jeżeli ktoś chciałby unikać pewnych zakłamań w temacie RB, powinien przede wszystkim przeczytać dostępną literaturę przedmiotu, a po drugie refleksyjnie podchodzić do różnych sytuacji wychowawczych i wyciągać wnioski. Każde dziecko jest trochę inne. Powodzenia więc we wzajemnym zrozumieniu!
Martyna Miziniak-Kużaj
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |