Stojan Adašević: aborcja nie jest „ok”
Aborcjonista Stojan Adašević przez wiele lat dokonywał zabiegów przerywania ciąży. Dzisiaj jest liderem ruchu pro-life w Serbii. Stało się to przez jeden sen, który towarzyszył mu przez wiele nocy. Potem dr Stojan się nawrócił.
– Nie popełnijcie naszych błędów. Róbcie wszystko, żeby „jeszcze Polska nie zginęła” – mówił jeszcze niedawno dr Adašević podczas jednej z wizyt w Polsce. Przeszedł ostatnio dwa zawały serca. Miał już żegnać się z tym światem, jednak… przeżył. To dlatego – jak uważa – że musi dawać świadectwo.
Sen, który nawrócił
Stojan Adašević jest Serbem. Podczas jego studiów medycznych nie było jeszcze takiej technologii medycznej, a reżim komunistyczny wpajał ludziom, że płody to nie ludzie, a jedynie zlepek komórek. Studentom medycyny mówiono, że życie człowieka zaczyna się dopiero… po urodzeniu. Wcześniej można więc dokonywać aborcji, ponieważ nie zabija się dziecka… Adašević w to uwierzył. Szacuje się, że przez ponad 26 lat Stojan wykonał od 48 tys. do nawet 62 tys. aborcji. Jego podejście zaczęło się zmieniać, gdy zaczął śnić mu się pewien sen, który od pewnego momentu pojawiał się regularnie. Śniło mu się, że idzie po rozświetlonej słońcem łące, a wokół było pełno pięknych kwiatów, latały kolorowe motyle, było ciepło i przyjemnie. W pewnym momencie łąka zapełniała się dziećmi, które biegały, grał w piłkę, śmiały się. Były w różnym wieku, od trzech, czterech lat, do około dwudziestu. Twarze niektórych dzieci wydały się mu dziwnie znajome, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd je zna. Próbował rozmawiać z dziećmi, a wtedy one, dostrzegając go, zaczęły w przerażeniu uciekać i krzyczeć. Wszystkiemu zaś przyglądał się człowiek w czarnym ubraniu, przypominającym mnicha. Nie mówił nic, tylko patrzył przenikliwie. Każdej nocy Adašević budził się przerażony i do rana nie mógł zasnąć. Pewnej nocy we śnie, całkowicie wyprowadzony z równowagi, zaczął gonić uciekające dzieci. Udało mu się złapać jedno dziecko, a wtedy ono zaczęło przeraźliwie krzyczeć: „Ratunku! Morderca! Ratujcie mnie od mordercy!”. W tym momencie ubrany na czarno człowiek niczym orzeł sfrunął w kierunku Adaševicia, wyrwał mu dziecko z rąk i uciekł. Podczas następnych snów Stojan postanowił spytać czarnej postaci, kim jest. Okazało się, że to Tomasz z Akwinu, a dzieci, to płody, które zabił.
Nigdy więcej
Następnego dnia miał jak zwykle umówioną aborcję. Zabieg miał wykonać u żony swego kuzyna. Adašević odmówił, jednak kuzyn namawiał go tak długo i namolnie, że w końcu ustąpił: „No dobrze, ostatni raz w życiu”. Jednak zamiast standardowego „zabiegu” Stojan nie mógł zabić dziecka. Wyjmował kolejne kończyny, które się ruszały. Na końcu zaś, myśląc, że zabija dziecko, wyjął ruszające się jeszcze serce. Wtedy zrozumiał, że zabił człowieka. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nie pamiętał, ile czasu to trwało. Nagle poczuł szarpanie za ramię i usłyszał przerażony głos pielęgniarki: „Doktorze Adašević! Doktorze Adašević!”. Stan pacjentki się pogarszał, ponieważ zaczęła się wykrwawiać. Gdy Adašević się zorientował, zaczął po raz pierwszy w życiu gorąco modlić się do Boga: „Panie Boże! Ratuj nie mnie, ale tę kobietę”. Tak też się stało. Gdy Stojan zdjął rękawice, wiedział, że nigdy w życiu nie zrobi już aborcji.
>>> Papież: aborcja to sprawa przede wszystkim ludzkiej etyki
Prześladowania
Gdy oznajmił swojemu szefowi, że nie wykona już żadnej aborcji wywołało to – mówiąc delikatnie – ogromne zdziwienie. Zmniejszono mu o połowę wypłatę w szpitalu, jego córkę wyrzucono z pracy, syna oblano na egzaminach wstępnych na studia. Stojan był prześladowany, pisano o nim w gazetach i mówiono w telewizji belgradzkiej. Adašević miał załamanie nerwowe. Postanowił, że następnego dnia zgłosi się do ordynatora i poprosi o przydział aborcji. Jednak jeszcze tej samej nocy przyśnił mu się św. Tomasz z Akwinu, który powiedział: „Jesteś moim dobrym przyjacielem. Walcz dalej”.
Tak też się stało. Stojan Adašević zaangażował się w ruch pro-life w Serbii, co w tych czasach było wielkim wyzwaniem. Tak jest do dzisiaj. Dzięki jego inicjatywie, na początku lat dziewięćdziesiątych w jugosłowiańskim parlamencie udało się przeforsować ustawę o ochronie życia poczętego. Trafiła ona do prezydenta Slobodana Miloševicia, który jej jednak nie podpisał, dlatego nie weszła w życie. Udało mu się także dwukrotnie namówić jugosłowiańską telewizję do emisji filmu „Niemy krzyk” Nathansona. O świadectwie Stojana Adaševića mówi się w wielu filmach i mediach. Jego niezwykłe świadectwo warto przypomnieć i dzisiaj.
*Przy pisaniu korzystano z portali: milujciesie.pl i opoka.org.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |