Tomasz Komenda: Janowi Pawłowi II zawdzięczam wolność
Tomasz Komenda wraca do życia po 18 latach. Ma ich teraz 41. W wieku 23 lat znalazł się w więzieniu z wyrokiem 25 lat pozbawienia wolności, uznany za mordercę i gwałciciela. Rok temu nowy zespół śledczych uznał, że są dowody na jego niewinność. W marcu sąd pozwolił mu wyjść na wolność, jednak na tę prawdziwą, bezwarunkową musi poczekać jeszcze do połowy maja. Sam mówi, że w Boga nie wierzy, ale wolność zawdzięcza świętemu Janowi Pawłowi II.
Nie ma krat, to jest piękne
Jedną z pierwszych rzeczy, którą chciał zobaczyć po wyjściu z więzienia, był widok panoramy rodzinnego Wrocławia. Z ponad 200 metrów. „Nie ma krat – to jest piękne” – powiedział do Grzegorza Głuszaka, dziennikarza Superwizjera TVN, który jako pierwszy opowiedział jego historię.
„Przyznam, że prawem karnym zajmuję się od 1972 roku i nie zetknąłem się z taką sytuacją, by ktoś tyle lat siedział więzieniu całkiem niewinnie” – mówi prawnik, karnista, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, który postanowił być pełnomocnikiem Tomasza Komendy pro bono. Pan Tomasz utracił młodość, ale nie utracił ducha walki i młodzieńczego zapału do zaczynania ciągle na nowo. I choć sam mówi, że jest niewierzący, to nie opuściły go wiara, nadzieja i miłość. I śmiem twierdzić, że również wiara w Boga, choć sam może jeszcze sobie z tego nie zdaje sprawy.
To cud, że przeżył
„Pan Tomasz opuści zakład karny i uda się do domu” – mówił sędzia w uzasadnieniu wyroku decydującego o warunkowym zwolnieniu Tomasza z aresztu. Wiele razy to oglądałem i za każdym razem trudno powstrzymać łzy napływające do oczu. Te słowa „uda się do domu” są tak bardzo niezwykłe. Dom to upragnione od wielu lat miejsce, a jednocześnie synonim wolności, nowego życia, które pan Tomasz zaczyna. Pytany przez Juliusza Kaszyńskiego (w rozmowie dla „Superwizjera” TVN), czy czuł w którymś momencie w ciągu tych lat, że jest naprawdę źle, odpowiedział, że wtedy, gdy zaczęli katować go policjanci. „Wtedy wiedziałem, że jest naprawdę źle” – mówi Tomasz Komenda. Gdy bili go współwięźniowie (na przykład w czasie spacerów), strażnicy odwracali głowy. To wstrząsający obraz. Wydawałoby się, że takich sytuacji w polskich więzieniach już nie ma. Nie w XXI wieku. Okazuje się że są i z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że nie są to wyjątki. W zakładach karnych ludzie z takimi zarzutami to najniższa grupa osadzonych, których się gnębi, dojeżdża (jak mówi Komenda) wręcz z urzędu (bo przecież funkcjonariusze na to pozwalają). „Cud, że on przeżył, to cud” – mówi dziennikarz Grzegorz Głuszak. Dla swojego bezpieczeństwa zrezygnował z tych spacerów.
Matka. Anioł Stróż
Tomasz Komenda kilka razy wspomina o swojej mamie. To dzięki niej przetrwał czas więzienia. To dla niej chciał wyjść. Jednocześnie na pytanie, komu z jego rodziny było przez ten czas najciężej – odpowiada: „właśnie mamie”. Wspomina pierwsze widzenie z mamą. Przez pleksę. „To był jeden wielki płacz, nie mogłem się do niej przytulić, a bardzo wtedy tego potrzebowałem. Mieliśmy tylko telefony przy uszach” – mówi Komenda i dodaje: – „Mamie trudno jest i teraz. Wszyscy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, cała rodzina, ale to mamie jest najtrudniej. Mama to strasznie przeżywa. Wie jednak, że da radę. „Co dalej? Czas pokaże, ale damy radę” – mówi pan Tomasz.
W więzieniu był kapelan, ale Tomasz Komenda nie chciał się z nim spotykać. Do ludzi z zakładu karnego nie miał zaufania. „Nie jestem wierzący” – mówi w rozmowie z Juliuszem Kaszyńskim z „Superwizjera TVN” i od razu dodaje: „Niestety”. Ja jednak nie wierzę, że ten człowiek nie ma w sobie wiary. Ma, ale może jeszcze o tym nie wie. Nie chciałbym, nie śmiałbym mu czegoś radzić, ale pewnie przydałby mu się ktoś w rodzaju duszpasterza. Ktoś, kto go poprowadzi, wskaże drogę, z której mógłby skorzystać w nowym życiu. Czy skorzysta? To oczywiście już tylko jego decyzja. Dlaczego uważam, że to człowiek wiary? To można wyczytać między wierszami albo i wprost z tego, co mówi w wywiadzie. Przyznaje, że jeszcze przed wyrokiem, ale gdy był już zamknięty, przeszedł pierwszą próbę samobójczą. Chciał się powiesić. „Człowiek ze słabą psychiką nie byłby w stanie tego przeżyć. Ja miałem rodziców, braci, nie zostawili mnie”. To o nich mówił przecież: „Jesteście moimi aniołami”. Aniołami Stróżami – chciałoby się dodać.
„Leżąc na łóżku miałem zdjęcie Jana Pawła II, zacząłem się do niego modlić. Mówiłem: jeśli jesteś święty, masz tę dziewczynę tam, na górze, macie jakiś kontakt… Jeśli masz mnie wziąć na górę, to weź mnie teraz. Jeśli mam wyjść na wolność, to pozwól mi wyjść na wolność. I właśnie po pół roku zapukał do bram więzienia pan Remik – to jest cud że papież mnie wysłuchał. Powiedział, że wyjdę na wolność. Jednym słowem: wysłuchał mnie papież. Obiecałem sobie, że pojadę do Rzymu, na cmentarz papieża i podziękuję mu osobiście” (Tomasz Komenda w programie „Superwizjer” TVN).
Marzenie o Watykanie
Te słowa można byłoby przecież skrócić do modlitwy: „niech twoja wola, Panie, się spełni”. Remigiusz to policjant, który dotarł do nowych dowodów w sprawie, które spowodowały przełom i w efekcie doprowadził do decyzji sądu, którą wszyscy znamy. Pierwszego dnia poza więzieniem dużo było łez. I to właśnie Tomasz Komenda musiał wszystkich pocieszać: „Nadrobimy to wszystko. Teraz to czas pracuje dla nas. Udźwigniemy to. Ja wam obiecałem, że dam radę”. Teraz czeka na maj. Z dwóch powodów. Przede wszystkim na decyzję Sądu Najwyższego, który ostatecznie ma zdecydować o jego niewinności. Gdy wszystko się uda, chce pojechać do Rzymu, do Watykanu. „To moje marzenie, pojechać na grób papieża” – mówi. Oby maj, dobry miesiąc maj, przyszedł dla pana Tomka jak najszybciej.
Jego sytuacja – bardzo trudna i na swój sposób tragiczna – pokazuje, że prawda, nawet jeśli po czasie, się obroni. Nie chciał się przyznać, nie brał tego pod uwagę, choć dostawał takie propozycje. Dzięki temu mógłby wcześniej wyjść z więzienia. „Nie można się przyznać do czegoś, czego się nie zrobiło. Trzeba walczyć zawsze do samego końca, nigdy się poddawać” – mówi Komenda. To też lekcja i wskazówka dla nas. Jak często w naszym życiu zdarza nam się rezygnować z walki o prawdę, o to, w co wierzymy? A przecież okoliczności, w których przychodzi nam żyć, są z dużym prawdopodobieństwem o wiele łatwiejsze i o wiele bardziej sprzyjające niż w przypadku pana Tomasza. W jego sytuacji tragiczne było to, że obrona prawdy nastąpiła tak późno. Pan Tomasz zdaje się jednak nie rozpatrywać przeszłości, idzie ku temu, co przed nim. Teraz musi uczyć się wszystkiego od nowa. W więzieniu spędził 6540 dni. Jak mówi – szarych, smutnych, przygnębiających.
„Jestem zwykłym, prostym człowiekiem” – mówi Tomasz Komenda siedząc na wrocławskim SkyTower. Panie Tomku, pan jest niezwykłym, pięknym, silnym, wartościowym człowiekiem! Wiele nas Pan nauczył.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |