fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

W życiu czasem warto się zgubić

W Gobiatach ludzie opowiadali, jak po wojnie część rodziny została po jednej stronie granicy, a część po drugiej. Trzeba mieć wizę, żeby odwiedzić groby najbliższych – z takimi problemami zmagają się tamtejsi mieszkańcy. Warszawiacy czy poznaniacy takich problemów nie znają. Warto pod takim kątem poznawać Polskę – opowiada dziennikarz i bloger Przemysław Paszowski. O podróżowaniu po Polsce rozmawia z nim Hubert Piechocki.

Przemysław Paszowski podkreśla, że właśnie „takie podróże są cenne, bo człowiek zmienia po nich perspektywę patrzenia na świat, na życie, to jest bardzo ważne”.

Hubert Piechocki: Skąd wzięła się ta pasja do podróżowania i odkrywania Polski? 

Przemysław Paszowski (dziennikarz): Ta pasja poznawania nowych miejsc czy nowych ludzi była chyba we mnie zawsze. Odkąd pamiętam chciałem odkrywać nowe miejsca, przemieszczać się. Z biegiem czasu chciałem też poznawać historię tych miejsc. Mam wrażenie, że ostatnie lata przyspieszyły ten proces. Zacząłem obserwować, że mnóstwo czasu przepada bez pamięci, a niewiele jest tych dni, które naprawdę zapisują się w naszej głowie, w naszych wspomnieniach. I dlatego też postanowiłem wolny czas maksymalnie wykorzystywać na to, by coś robić. Wiele osób często powtarza, że im się nie chce, że nie mają czasu. A ja uważam, że sztuką nie jest wyjechać w czasie długiego urlopu, ale sztuką jest umieć spontanicznie w piątek wieczorem podjąć decyzję, że wsiadam w pociąg i jadę gdzieś nad morze. To pozwala nam złapać nie tylko dystans, ale też taki luz do życia. Zwłaszcza że można to wszystko ogarnąć za naprawdę niewielkie pieniądze.

>>> Jacek Pałkiewicz: dzieło stworzenia wciąż mnie zachwyca [ROZMOWA]

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Poza tym my często marzymy o jakichś podróżach egzotycznych, a nie znamy nawet swojej okolicy. Żeby nie było ja nie kwestionuję egzotycznych wypraw, bo one są świetne i potrzebne. Ale dobrze jest widzieć też to, co jest wokół nas. Dostrzegać pewne rzeczy i zjawiska, które nas otaczają. Nasz zawód – zawód dziennikarza – sprawia te, że te podróże po kraju pozwalają nam nabrać zupełnie innego spojrzenia na to, co dzieje się w kraju. Pozwala lepiej zrozumieć społeczeństwo.  

Patrzymy wtedy nie tylko z perspektywy tych wielkomiejskich salonów? 

Kampanie wyborcze, które miałem okazję obsługiwać, pokazywały mi dobitnie, że świat nie kończy się na Twitterze. To, co z perspektywy tych wielkomiejskich salonów wydaje się być sprawą życia i śmierci, gdzie indziej ma znaczenie zupełnie marginalne. Wystarczy wyjechać kawałek poza Warszawę, by zobaczyć, że istnieje zupełnie inny świat, że ludzie mają zupełnie inne spojrzenie i interesują ich inne rzeczy.  

Pamiętasz swoje najwcześniejsze podróżnicze wspomnienie, jeszcze z dzieciństwa? Jakieś miejsce, które odkryłeś z rodzicami? 

Te najdalsze wspomnienia to odkrywanie lasów, które do tej pory bardzo lubię. Lubię po nich chodzić, choć one się bardzo zmieniły. Często w ich okolicy powstały nowe osiedla, drogi, wszystko wygląda zupełnie inaczej niż te 15-20 lat temu. Ten las był dla mnie zawsze fajną odskocznią. Do dziś pamiętam, jak z moim przyjacielem często wybieraliśmy się na piesze wyprawy po lesie. Plan w pewnym momencie brał w łeb i lądowaliśmy w zupełnie innym miejscu niż mieliśmy wylądować. Tak zresztą często bywa i do tej pory (śmiech). I to jest fajne, bo wymusza kreatywność i siłą rzeczy powoduje, że człowiek musi myśleć, a nie trzyma się sztywno szlaków czy założonych planów. I to ma też jakieś przełożenie na dorosłe życie.

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Mam wrażenie, że to jest pójście na przekór współczesnym trendom, które próbują wpisać nas w sztywne ramy. Jak w korporacji – dzień w dzień 8-16 przed ekranem i do domu. 

Tak, to absolutnie coś innego. To wciskanie się w sztywne ramy mocno dotyczy też turystyki – różne wycieczki zorganizowane itp. Często programy naładowane są od punktu do punktu, dzień jest wypełniony w całości. A mnie np. niesamowitą frajdę sprawiają nieoczekiwane sytuacje. Ostatnio jechałem do Rybnika inną niż zwykle drogą i zobaczyłem na drogowskazie wieś Rudy, o której wcześniej nie słyszałem. Od razu tam pojechałem i co? Zwiedziłem Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy. Nigdy bym się nie dowiedział o jego istnieniu, gdyby nie ta inna trasa. Jeszcze wcześniej w górach mieliśmy iść szlakiem niebieskim. Było wcześnie rano, jeszcze trochę ciemno i omyłkowo poszliśmy szlakiem zielonym. Wiadomo jak to jest u facetów z rozróżnianiem kolorów, zwłaszcza po ciemku… (śmiech) I powiem ci, że choć to zburzyło nam plan dnia, to sprawiło nam to wielką radość. Po prostu uważam, że w życiu warto czasami pójść inną ścieżką. Pozwólmy sobie na improwizację, na wyjście poza plany, poza schematy. Oczywiście, wszystko musimy robić z głową, bo oczywiście nikomu nie polecam zgubić się w Tatrach czy w Kampinosie…

>>> 4 na 10 Polaków docenia przytulanie bliskich bardziej niż przed pandemią [SONDAŻ]

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Pandemia chyba ujawniła nasza hipokryzję. Wielu z nas przed pandemią nigdzie nie wyjeżdżało. Rzadko wychodziliśmy i siedzieliśmy głównie w domach. A teraz narzekamy na zamknięcie – i to najbardziej ci, którzy i tak nie byli aktywni. Nie brakuje jednak też osób, które postanowiły w tym czasie coś zrobić dla siebie. Czy zatem takie odkrywanie Polski i różne małe wyprawy mogą być naszym lekarstwem na pandemię? 

Na pewno tak. Obserwowaliśmy w Warszawie i w całej Polsce w trakcie pierwszego lockdownu, jak zamknięto lasy i wybuchła gigantyczna awantura, że zabrano nam dostęp do zieleni. Jestem przekonany, że połowa osób, które buntowały się przeciw temu – bądź co bądź głupiemu – zakazowi, to do tych lasów i tak nie chodzi. Ale rzeczywiście ta pandemia sprawiła, że ludzie chyba częściej mają potrzebę pewnej odskoczni, zwłaszcza, gdy pracują zdalnie. Jest wtedy w nas pokusa zrobienia czegoś innego, wyjścia z tych czterech ścian. Im dłużej trwa pandemia, tym ta potrzeba staje się silniejsza. To było widać w sezonie zimowym – nagły wzrost zainteresowania skitourami, popularność saneczek czy morsowania. Nie byłoby tego, gdybyśmy mieli normalną sytuację. A tak ludzie zaczęli mocno szukać alternatyw, często bardzo oryginalnych. I dobrze. Wszystko trzeba robić z głową i w odpowiednich proporcjach, ale dzięki tej pandemii ludzie stali się bardziej kreatywni. Nie dało się łatwo wyjechać na narty do Austrii czy do Włoch. Trzeba więc zrobić coś innego. Z dużą satysfakcją obserwowałem w styczniu ludzi biegających na nartach w parkach, w Lesie Młocińskim i w Kampinosie. To w poprzednich latach nie było tak powszechne. To pokazuje, że tak w zasadzie to możliwości jest dużo, ale ludziom do tej pory niekoniecznie chciało się po nie sięgać.

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Czy Ty powiedziałbyś, że znasz już Polskę? 

To zależy, co rozumieć pod pojęciem „znania Polski”.  Jest różnica pomiędzy „znaniem” Polski a „rozumieniem” Polski. Możemy znać Wrocław, Poznań czy Warszawę. Ale fajnie jest też odkrywać mniejsze miejscowości, często zapomniane. A już najważniejsze jest potrafić zrozumieć tamtejsze społeczności i ich podejście do świata. Na pewno nie powiedziałbym, że znam Polskę w wymiarze turystycznym, bo mógłbym znać ją znacznie lepiej. Jest jeszcze dużo małych miejsc – mikromiejsc – które czekają jeszcze na moje odkrycie. I wiesz… Rok temu naprawdę gigantyczną przyjemność sprawiła mi objazdówka po Podlasiu. Spaliśmy wtedy pod gołym niebem. Niby znałem Podlasie, byłem w Białymstoku, Suwałkach, Białowieży czy w Hajnówce. Ale nie znałem Podlasia od tej mikrostrony i gdyby nie epidemia, to bym Podlasia w ten sposób nie poznał. Przejechaliśmy wzdłuż granicy – od Rosji, aż po Białoruś, do przejścia granicznego w Gobiatach. Tam po stronie polskiej są wciąż tory kolejowe, po stronie białoruskiej są już rozebrane. To jest niesamowite zderzenie dwóch światów, bo na Białorusi wciąż jest wielka brama powitalna z napisem „Pokój”, to relikt czasów radzieckich.

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego


W Gobiatach ludzie opowiadali, jak po wojnie część rodziny została po jednej stronie granicy, a część po drugiej. Trzeba mieć wizę, żeby odwiedzić groby najbliższych – z takimi problemami zmagają się tamtejsi mieszkańcy.
Po takich podróżach człowiek zmienia perspektywę patrzenia na świat, na życie. Od tej strony małych miejscowości Podlasie, ale i cała Polska – wygląda zupełnie inaczej. Inne są tam problemy ludzi, inne podejście do życia.  

To ważne, żeby poznać to inne patrzenie na świat – niekoniecznie wielkomiejskie. 

W mediach kreuje się postrzeganie świata w sposób wielkomiejski. Patrzymy na wydarzenia krajowe z perspektywy wielkich miast. Natomiast ta perspektywa małomiasteczkowa też jest niezwykle ważna, co pokazują każde kolejne wybory. Niestety utarło się u nas jakieś szkodliwe poczucie, że małomiasteczkowość to jest coś gorszego. Szkoda, bo to naprawdę nas ogranicza.   

Jaki tropem pójść, żeby znaleźć, odkryć w Polsce te mikromiejsca? 

Zrobić to, o czym mówiłem na początku – postawić na improwizację. Nie planować nadmiernie. Często jest tak, że jakieś fajne miejsca czy regiony poznaje się przez przypadek. Podczas tego wyjazdu na Podlasie dotarliśmy do Aten i do Szkocji! Naprawdę są na Podlasiu takie miejscowości. Nie planowaliśmy odwiedzenia ich, trafiliśmy tam przypadkiem. Piękne, małe wioseczki. Byliśmy nimi zachwyceni. Tak samo, gdy ktoś szuka miłości… Mi udało znaleźć się ją… na ulicy, i to dosłownie! Jadąc na rowerze przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, błądząc w okolicach Koziegłów, natrafiłem na wieś – o nazwie Miłość. Moim zdaniem trzeba też chcieć zagłębić się w pewne rzeczy. Często przejeżdżamy obok jakichś miejsc i machamy ręką. Myślimy, że to nudna miejscowość. A jak się zagłębimy w historię jakiegoś miejsca, to dostrzeżemy nową wartość.

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Zobacz taki Tykocin. Malusieńkie miasteczko, gdzie pola stykają się z wielką historią, bo pośród łąk stoi tam wspaniały zamek, który niegdyś gościł polskich władców. Gdy zna się tę historię, to już inaczej patrzy się na tę miejscowość. Nie kierujmy się zawsze podróżnikami czy plannerami, dajmy się ponieść spontanowi i improwizacji.  

Dużo Twoich wypraw to eskapady górskie. Jakie szlaki czy cele, być może mało znane, poleciłbyś na wolną chwilę? 

Przede wszystkim nie trzeba jechać do Zakopanego, żeby spędzić świetny czas w górach.  Spójrzmy na przykład na Małopolskę. 40 minut jazdy z Krakowa i jesteśmy w Myślenicach. Stamtąd prowadzi przyjemny szlak na Lubomir. To bardzo dobra opcja dla początkujących. A fakt, że Lubomir jest zaliczany do Korony Gór Polskich, może być dodatkową motywacją. W Małopolsce mamy też kapitalne Gorce z Turbaczem na czele, z którego rozpościera się piękny widok na Tatry. To miejsce warto odwiedzić w sezonie wiosennym, bo wtedy kwitną tam krokusy. W marcu byliśmy też w Pieninach. Przeszliśmy całym grzbietem Pienin od Trzech Koron aż do Wysokiej, potem schodziliśmy Wąwozem Homole. Z jednej strony widok na Tatry, a z drugiej na Beskid Sądecki. Naprawdę wspaniała sprawa! A mimo ten szlak na Wysoką jakoś nie był specjalnie oblegany. Co innego ten na Trzy Korony. 

fot. arch. prywatne Przemysława Paszowskiego

Ale nie zawsze trzeba z tej klasyki korzystać. 

Wystarczy przejść na drugą stronę Dunajca i już wchodzimy w bardziej dziką, nieznaną część Pienin. To jest też przykład tego, że czasem nie warto posługiwać się wyłącznie przewodnikami. W przewodnikach przeczytamy, że w Pieninach warto zobaczyć Trzy Korony, Sokolnicę, Dunajec itp. O Wysokiej raczej nie przeczytamy. A szkoda, bo to kapitalny, bardzo zróżnicowany region. W ogóle jak tak teraz sobie rozmawiamy to myślę, że naszą korzyścią jest to, że pasma górskie w Polsce są bardzo zróżnicowane. Mamy Tatry, Beskidy, Bieszczady, Góry Sowie czy Stołowe – każde to pasmo jest zupełnie innePoza tym chyba nie odkryliśmy w pełni naszych gór znajdujących się na terenach poniemieckich. A to nie jest tylko Śnieżka. 

Tam wszyscy poznaniacy się kierują – do Karpacza. 

 W tym regionie jest naprawdę wiele fajnych tras i miejsc. Wiadomo, nie ma tam wielu dużych ośrodków turystycznych. Jest Karpacz i mniejsze Szklarska Poręba, Lądek-Zdrój czy Jakuszyce. To jest dobry region dla tych, którzy chcą pochodzić po górach, a jednocześnie też odpocząć. Wydaje mi się, że to są obecnie najbardziej dziewicze turystycznie regiony w Polsce. Bo już nawet Bieszczady mocno się skomercjalizowały, także przez ten slogan „rzućmy wszystko i jedźmy w Bieszczady”.  

Masz jakieś swoje miejsce na ziemi w Polsce? 

Nie mam chyba jednego, ulubionego miejsca. Wychodzę z założenia, że moim ulubionym miejscem jest to, gdzie są moi ulubieni ludzie. Gdybym miał wokół siebie fantastycznych ludzi w Suwałkach – to doskonale czułbym się w Suwałkach. Gdybym miał takich ludzi w Prudniku – to wtedy to byłoby moje miejsce na ziemi. Jako ludzie nie mamy jednego stałego punktu na ziemi. To miejsce bardziej związane jest z ludźmi, wspomnieniami, a nie z obszarem geograficznym.

fot. unsplash

Zawsze chcesz stawiać na improwizację czy jednak masz jakieś podróżnicze marzenie do zrealizowania? 

Marzeń jest wiele… Jak śpiewamy w popularnej piosence: „jest jeszcze wiele szczytów do zdobycia”. Jest mnóstwo kapitalnych pasm górskich, ostatnio dużo myślałem o Grecji czy Gruzji. Są to miejsca, w których góry są mniej odkryte. Coraz częściej chodzi mi po głowie też podróżowanie w sposób niebanalny, myślę o długich, pieszych wędrówkach. Choćby o pieszym pokonaniu Szlaku Beskidzkiego, to jest wielodniowa wyprawa. Jestem namawiany też na wyprawę Drogą św. Jakuba w Hiszpanii. Ja chyba bym nie wytrzymał dwóch tygodni w jednym miejscu, wykonując pewne schematy. Pewnie dlatego nie lubię leżeć na plaży nad morzem. Jak już rok temu byłem z kolegą nad Bałtykiem to przeszliśmy razem pół wybrzeża. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym. O takich niekonwencjonalnych celach marzę. A spontan też jest w cenie i myślę, że zawsze najfajniej jest, gdy zupełnie niespodziewanie trafia się jakaś przygoda.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze