Fot. pixabay/panayota

Wydawniczy hit amerykańskiego werbisty ukazał się po polsku

„Człowiek z gór” to pierwsza powieść amerykańskiego werbisty Edwarda J. Edwardsa przetłumaczona na język polski. W latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku książki o. Edwardsa rozchodziły się w Stanach Zjednoczonych w setkach tysięcy egzemplarzy. Czyta się je lekko, przyjemnie – równocześnie czując, że promieniuje z nich nieuchwytna radość, głęboka nadzieja i spełnienie – takie właśnie jak z powieści „Człowiek z gór”.

>>> Ks. Dawid Stelmach: dziś cały świat jest obszarem misyjnym

Książka ta jest wyjątkowym połączeniem barwnej opowieści z solidnym warsztatem naukowym. W kontekst historyczno-kulturowy wprowadza nas sinolog, werbista – ojciec prof. Zbigniew Wesołowski, autor licznych publikacji naukowych. Książka zawiera również mapę działalności misyjnej o. Józefa Freinademetza oraz indeks osobowy i geograficzny. Intrygująca mieszanka powieści awanturniczej, dramatu i duchowego, wewnętrznego monologu sprawia, że czytający zaczyna jakby współmyśleć i współodczuwać z ojcem Józefem Freinademetzem. Warto dać się wciągnąć w przygody jednego z dwóch werbistowskich świętych i jednego z pierwszych misjonarzy werbistów w Azji południowo-wschodniej, o której o. Edwards pisze z własnego misjonarskiego doświadczenia.

Fot. wydawnictwo Verbinum

Powieść ta będzie świetnym prezentem dla każdego mężczyzny – kilkunastoletniego wnuka, który chłonie najnowsze odcinki „Pierścieni władzy”, czterdziestoletniego syna lub brata, który kiedyś fascynował się podróżami Tomka z powieści Alfreda Szklarskiego czy dobrego znajomego z sąsiedztwa, który pasjami czytywał książki Arkadego Fiedlera. I na pewno wciągnie też wszystkie panie, niezależnie od wieku!

W niebie chcę być Chińczykiem

>>> Orędzie na Światowy Dzień Misyjny 2022

Powieść przeniesie nas do Państwo Środka, czyli do Chin z przełomu XIX i XX wieku. Wojny opiumowe, powstanie bokserów, prześladowania chrześcijan i pośrodku tego wszystkiego na koniu albo pieszo młody chłopak z austriackiego Tyrolu, przemierzający bezkresne przestrzenie wzdłuż Żółtej Rzeki.Tym chłopakiem jest wspomniany już o. Józef Freinademetz. Dzięki lekturze poświęconej mu powieści zrozumiemy, dlaczego ten święty mówił, że „w niebie chcę być Chińczykiem”.

Fragment książki

Cóż to był za tydzień pełen widoków, dźwięków i dziwności! Twarze, tysiące twarzy, krzyki, śpiewna mowa, kwieciste formalności, dziwaczne potrawy, twarze, ludzie, kłębiące się masy ludzi, które go szarpały, tłoczyły się wokół niego, porywały go w siebie jak kroplę wessaną w wir. Czuł się oszołomiony, zagubiony. To było coś, czego nigdy dotąd nie doświadczył ani sobie w ogóle nie wyobrażał. I wciąż nie potrafił się do tego przyzwyczaić.  

W domu, w górach, wszystko wydawało się proste i pewne. Teraz nic nie było proste, a wszystko wydawało się niepewne. Tam, w górach, w rodzinnym Tyrolu, była odwieczna wiara, pokój i radość, które z niej wypływały, a on chciał dać innym udział w tej wierze, pokoju i radości, którą sam posiadał. Wydawało się to takie proste: pójść do głodnych i dać im chleb.  Ale teraz, gdy zobaczył, usłyszał i poczuł głód, który w nich był, zrozumiał, że był to głód, którego nigdy nie znał.

Usiadł przy biurku, zapalił lampkę i zaczął pisać: „Dotarłem do wytęsknionej krainy Chin …”.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze