Prezydent Kirkman, fot. Netflix/ materiały prasowe

Wyznaczony, by ocaleć

Designated Survivor”. Wpadłem na ten tytuł zupełnie przypadkiem, oglądać zacząłem z dość dużą rezerwą. Później polubiłem tak bardzo, że aż żal było kończyć. Zaczęło się – jak u Hitchcocka – od mocnego uderzenia. Atak terrorystyczny na Kapitol, śmierć amerykańskich kongresmenów. Gdy zaczynałem oglądać serial, myślałem, że to kompletne science fiction. Gdy kończyłem trzeci sezon i jednocześnie cały serial – nieco zmieniłem zdanie. Było to już po zamieszkach w Waszyngtonie z 6 stycznia tego roku…

Nie piszę jednak o tej amerykańskiej produkcji (wyemitowanej najpierw w telewizji ABC, obecnie dostępnej na platformie Netflix) po to, by dywagować nad tym, czy przedstawione w filmie sytuacje są realne i czy może FBI (Federalne Biuro Śledcze) zajmuje się neutralizowaniem tego typu zagrożeń. Zresztą natężenie niekiedy dość mało prawdopodobnych wydarzeń jest pewną wadą tego serialu. Choć… czy po doświadczeniu pandemii koronawirusa aż tak trudno uwierzyć w atak za pomocą broni biologicznej? Niestety, wydarzenia ostatnich lat coraz częściej pokazują, że to, co straszne i tragiczne, jest także możliwe.

Inna polityka jest możliwa?

Ja jednak nie o tym. Chcę Państwa zaprosić na chwilę lektury (a pośrednio zachęcić też do obejrzenia serialu) po to, by zastanowić się, czy inna, nieco lepsza polityka jest możliwa. „Designated Survivor” to w tłumaczeniu „wyznaczony ocalały”. To funkcja, która przypada amerykańskiemu politykowi (może to być urzędnik niższej rangi), by w czasie przemówienia nowo wybranego prezydenta, przebywał w bezpiecznym miejscu. To na wypadek śmierci prezydenta, wiceprezydenta i wszystkich członków Kongresu, którzy znajdują się w konstytucyjnej linii sukcesji do objęcia urzędu prezydenta kraju. Wydaje się, że to tylko ostatni bezpiecznik, który nigdy nie będzie użyty. A jednak. W roli prezydenta Thomasa Kirkmana – Kiefer Sutherland. Prezydent Kirkman chce nas przekonać, że w polityce (nawet na jej najwyższych szczeblach) mogą rządzić wartości, a nie tylko interesy. Zasady, a nie tylko wojna. Prezydent przekonuje nas o tym przez wszystkie odcinki, by na koniec… Nie, oczywiście nie zdradzę finału.

Natascha McElhone jako Alex Kirkman, pierwsza dama, fot. mat. prasowe

Z urzędnika na prezydenta

Serial przedstawia historię błyskawicznej kariery amerykańskiego polityka. Jest doradcą prezydenta ds. urbanistyki. Nie ma aspiracji do bycia prezydentem. To człowiek, który w jednej minucie (bez potrzeby startu w wyborach, co wielu będzie mu później wypominać) staje się najważniejszym politykiem kraju i świata. Później, każdego dnia, będzie siebie i swoich doradców pytać, czy dobrze robi. I czy wie, co robi. To człowiek, który liczy się ze zdaniem córki, zwykłego obywatela spotkanego na ulicy i swojego zastępcy. Powiecie Państwo, że to obrazek idealny, oderwany od rzeczywistości. Po części pewnie tak, ale czy dobre wzorce nie powinny motywować nas do zmiany rzeczywistości na lepsze? Choć odrobinę? – Jest pan uczciwym człowiekiem – słyszy w pewnym momencie w Gabinecie Owalnym prezydent Kirkman. I coś, co powinno być standardem, brzmi jednak tak bardzo egzotycznie.

Polityka to sztuka kompromisów, często zgniłych, które wymagają odejścia od nawet najszczerszych ideałów i wartości. Trudno sobie wyobrazić, by tak nie było, jeśli chodzi o stanowisko prezydenta USA. Polityka, który kieruje dużym państwem, które jednocześnie odgrywa kluczową rolę na arenie międzynarodowej. Każdy dzień wymaga trudnych decyzji, które nie zawsze są po myśli autora i nigdy nie zadowalają wszystkich. Tom Kirkman chciał być politykiem ideowym, chciał zerwać z odwieczną bijatyką dwóch partii (republikańskiej i demokratycznej). Tragiczne wydarzenia sprawiły, że został prezydentem niezależnym. Czy uda mu się to utrzymać tę pozycję do końca? Prawdziwym testem będzie kampania prezydencka, w której wystartował po swojej pierwszej kadencji.

>>> Franciszek: polityka to misja i jedna z najwznioślejszych form miłości

Ból i uzależnienie

„Wyznaczony ocalały” pokazuje, jak ważna i kluczowa jest wolna prasa. Owszem, namolni niekiedy dziennikarze potrafią przyprawić o ból głowy; szczególnie gdy wykrywają informacje z życia prywatnego, kłamstwo polityka czy dane dotyczące bezpieczeństwa narodowego. To również film, który w nienachalny i jednocześnie bardzo przekonujący sposób opowiada o zmaganiu się z nałogami, o uzależnieniu od leków przeciwbólowych. I to nie jest niestety tylko serialowa rzeczywistość. To scenariusz napisany przez samo życie, scenariusz szczególnie boleśnie przećwiczony właśnie w Stanach Zjednoczonych. Życie tysięcy Amerykanów zostało zrujnowane przez przeciwbólowe opioidy, a dokładnie rzecz ujmując – przez lekarzy, którzy je przepisywali w nadmiarze. Ten wielki farmaceutyczny biznes doprowadził do tragedii wielu ludzi. Przez lata mógł je dostać niemal każdy, wystarczył niewielki ból pleców. – Zabijają więcej obywateli USA niż broń palna. To, jak epidemia – alarmują specjaliści.

Silne kobiety

Twórcy serialu stworzyli ciekawy zespół aktorów, których trudno nie polubić. Od początku u boku prezydenta Kirkmana jest Emily Rhodes (w tej roli Italia Ricci). Była jego asystentką jeszcze w czasach przed Białym Domem. To ona więc została szefową prezydenckiego personelu. Dzięki temu, że znali się od lat, potrafiła być z prezydentem szczera do bólu. Każdy sezon „Wyznaczonego ocalałego” przynosi kolejne zagrożenia, z którymi walczą służby. Agentka FBI – Hanna Walls – to zresztą po Kirkmanie chyba druga najważniejsza rola serialu. Dla mnie najciekawszy był sezon trzeci. Królowała w nim czysta polityka. Czy da się przejść bitwę o fotel prezydencki, grając w całości według uczciwych zasad? Czy jeśli mamy słuszne ideały, ale przeciwnicy grają nie fair, to powinniśmy zwyciężyć z nimi ich własną bronią? Kłamstwem, pomówieniem, fake newsami? Kampania wyborcza to – jak mówi sam prezydent Kirkman – rentgen duszy. Co więc zobaczy główny bohater?

>>> Obsesja władzy [RECENZJA]

Adan Canto jako Aaron Shore i Italia Ricci jako Emily Rhodes, najbliższy zespół prezydenta, fot. Netflix, mat. prasowe

„Designated Survivor” to historia o czystej i pięknej miłości oraz o brudnej, niekiedy tragicznej polityce. I o osobie, która próbuje to zmienić. Czy to realne? Produkcja wyciska łzy wzruszenia, ale też sprawia, że pot zbiera się na czole. I choć fabula serialu to przecież „tylko” political fiction, to nie szkodziłoby, by dobre wzorce przenieść do rzeczywistości. Nie tylko do Białego Domu.

>>> Gambit królowej. O życiowym pojedynku na 64 polach

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze