
fot. AI
Przychodzi niewierzący do Jezusa [FELIETON]
W jakimś sensie osoby niewierzące mają szczególną szansę na zbliżenie się do Chrystusa. Jezus jest gotów udowadniać im swoją miłość. Jest gotów przyjść raz jeszcze, specjalnie dla jednego niedowiarka, i pokazywać rany na swoim ciele – byleby tylko móc zbawić każdego.
„Przychodzi niewierzący do Jezusa” – to brzmi trochę jak początek żartu niezbyt wysokich lotów. Ale sytuacja nie jest wcale tak abstrakcyjna, na jaką wygląda na pierwszy rzut oka. Mamy do czynienia z taką sceną w Ewangelii, która dosłownie kilka dni temu była czytana w kościołach. Święty Jan opisuje, jak uczniowie w dniu zmartwychwstania Chrystusa siedzieli w zamknięciu. Obawiali się o swój los. Jezus przyszedł do nich, dodał odwagi, polecił też, aby wyszli z ukrycia i zdali sobie sprawę ze swojej misji: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
„Nie uwierzę”
Jeden z uczniów nie był jednak wtedy z pozostałymi. Chodzi o Tomasza. Być może nawet unikał towarzystwa apostołów, bo obawiał się „łatki”, która mogła mu zaszkodzić. Może nie chciał być kojarzony z Tym, który opowiadał o sobie, że jest Synem Bożym, a umarł na krzyżu jak najgorszy złoczyńca. Kiedy usłyszał, że Jezus objawił się uczniom, nie uwierzył im: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego – nie uwierzę” – czytamy w Ewangelii św. Jana.

Po ośmiu dniach Jezus znowu ukazał się uczniom. Tym razem Tomasz był na miejscu, co świadczy o tym, że dał szansę opowieści, którą usłyszał. Pewnie nie uwierzył do końca, ale postanowił sprawdzić, czy świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa jest autentyczne. Od strony intelektualnej to bardzo uczciwa postawa. Nie doświadczył wcześniej niczego, co pozwalałoby mu sądzić, że Jezus żyje – ale nie zamknął się na taką ewentualność. Warto to odnotować.
Spotkanie z niewierzącym
A jaka była reakcja Jezusa? W jakimś sensie było to spotkanie z niewierzącym. Czasem mówi się o „niewiernym Tomaszu”, ale nie jestem pewien, czy to określenie dobrze oddaje sens historii, o której czytamy w Ewangelii. Jezus nie miał zamiaru mówić o swoim rozczarowaniu, o odejściu Tomasza od reszty uczniów. Nie dociekał, gdzie Tomasz był, co robił ledwie tydzień temu. Nie robił wyrzutów, nie oskarżał, nie oceniał. A co zrobił? Pozwolił się zbliżyć – jeszcze bardziej niż innym. Zachęcił, żeby z bliska zobaczył i dotknął ran, które przyniosły każdemu z nas odkupienie.
W jakimś sensie osoby niewierzące mają szczególną szansę na zbliżenie się do Chrystusa. Jezus jest gotów udowadniać im swoją miłość. Gotów jest przyjść raz jeszcze, specjalnie dla jednego niedowiarka, i pokazywać rany na swoim ciele – byleby tylko móc zbawić każdego. Ale do tego potrzebna jest postawa Tomasza, który dał sobie taką szansę. Bóg nie zbawia na siłę, tylko w wolności – aktywnej, otwartej i czekającej wolności.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |