fot. PAP/Mateusz Marek

Przygotowując młodzież do bierzmowania, trzeba jej ufać [ROZMOWA] 

Ksiądz Łukasz Pawłowski jest katechetą w jednej z poznańskich szkół, od kilku lat przygotowuje też młodzież do bierzmowania. W jaki sposób najlepiej przygotować młodzież do przyjęcia tego sakramentu? I jak sprawić, by po bierzmowaniu młodzi wciąż chcieli chodzić do kościoła? Na te pytania duchowny odpowiedział Karolinie Binek. 

Karolina Binek (misyjne.pl) : Często bywam na mszy świętej na poznańskich Winiarach o godzinie siedemnastej i widzę, że za każdym razem jest w nią zaangażowana młodzież. Ksiądz musi dużo o to zabiegać? 

Ks. Łukasz Pawłowski: – Tak. Za każdym razem, kiedy idę na mszę świętą o 17, myślę, że muszę wyjść przed ołtarz i zachęcać – poprosić do czytania, do niesienia darów czy też pomyśleć o tym, kto zaśpiewa psalm. Bo przecież, jak nie ma scholi, to musi zrobić to ktoś inny. Ale jest to ciekawe, ponieważ dzięki temu wspólnota odkrywa, że może się zaangażować w mszę świętą, że nie wszystko wykonuje ksiądz. Możemy przygotowywać się do mszy świętej razem.  

Przygotowuje też ksiądz młodzież do bierzmowania. Jak wygląda to przygotowanie? 

– Przygotowujemy do bierzmowania przez dwa lata – w siódmej i w ósmej klasie szkoły podstawowej. Przede wszystkim na naszych spotkaniach uczymy się budować wspólnotę. Spotkania odbywają się co miesiąc, w dwóch grupach. Nie prowadzę w ich trakcie kolejnej lekcji katechezy. Zamiast tego rozważamy Pismo Święte, uczymy się, jak możemy się modlić, jak rozmawiać z Panem Bogiem. Ale też staram się, żeby każdy z tych, którzy przygotowują się do bierzmowania znał imię swojego kolegi, z którym nie chodzi do klasy ani do szkoły. Pod koniec przygotowań już nie tylko młodzież się zna, także ja ich wszystkich znam. Ta młodzież nie musi mieć indeksów, bo nie ma ich wielu. To około 70 osób, ale każdą i każdego znam z twarzy, wiem, że jeden chodzi do kościoła, a drugi trochę mniej. Ale to poznawanie ich jest dla mnie najważniejsze. Jednocześnie też jest to zgodne z tym, co mówi papież Franciszek, ale też z tym, co mówili jego poprzednicy – żeby towarzyszyć tej młodzieży, żeby z nimi być, żeby oni wiedzieli, że mogą przyjść do księdza i z nim porozmawiać o wszystkim, ponieważ on jest z nimi. I dla mnie to jest najważniejsze, a nie to, żeby robić im z przygotowań do bierzmowania kolejną lekcję katechezy, bo przecież i tak mają ich dużo.  

U mnie spotkania do bierzmowania wyglądały podobnie. Musieliśmy jednak zbierać karteczki z cytatami z Ewangelii, które otrzymywaliśmy po niedzielnych mszach świętych. Wiem, że w innych parafiach chodzi się na przykład po podpisy księdza, które są dowodem na to, że było się na mszy. Są co do tego jakieś szczególne wytyczne? 

W niektórych parafiach są te indeksy, w innych ich nie ma. Ale nie można negować ani jednego, ani drugiego sposobu, bo przecież to ksiądz wie najlepiej, jak podejść do tego młodego człowieka, więc każdy pomysł tutaj warto szanować. U nas raczej staramy się ufać młodzieży, chociaż wiadomo, że podczas dodatkowych spotkań sprawdzana jest obecność. Ale w niedziele ci młodzi ludzie potrzebują zaufania, żeby sami mogli wyrobić w sobie nawyk przychodzenia do kościoła, żeby nie kojarzyło im się to z jakimś obowiązkiem. Mają przyjść, bo chcą spotkać się z Jezusem. Oczywiście to są górnolotne słowa, ale my chcemy zaufać tej młodzieży, żeby poczuli, że ksiądz jej zaufał. Bo skoro ja im zaufałem, to tak samo zaufać może im Pan Bóg. Ale też jeszcze trzeba zrozumieć, że Bóg nam bardzo ufa i daje nam wolność, wiedząc, że będziemy za Nim podążali. O tym mówił też papież Jan Paweł II w dokumencie o katechezie. Podkreślał, że katecheza to jest spotkanie z Chrystusem i że ma do Niego doprowadzić. A jak my doprowadzimy do tego, że trzeba chodzić obowiązkowo na mszę czy na katechezę, to za chwilę będziemy mieli bunt. Bo młody człowiek jest często romantykiem i dlatego też kieruje się sercem. I jak mu się coś nakazuje, to wtedy w nim pojawia się bunt. Powinien żyć w wolności, ale warto mu przy tym towarzyszyć. Towarzyszenie to jest słowo klucz. 

Facebook/Parafia pw. św. Stanisława Kostki w Poznaniu

W mojej parafii skończyło się bierzmowanie, zbieranie karteczek i wielu młodych przestało też chodzić do Kościoła. W jaki sposób zatem towarzyszyć ludziom już po bierzmowaniu, żeby to nie był dla nich ten sakrament pożegnania z Kościołem? 

– Tu jest rzeczywiście trochę większy problem. Ale istotnym elementem jest ta katecheza i towarzyszenie ludziom, którzy chodzą do kościoła, którzy są przy parafii, żeby właśnie tam się z nimi spotykać. Do tego ważne jest wychodzenie do osób, które na przykład nie chodzą do kościoła. Można to robić przez różne formy, które są do tego dobre, na przykład przez sport. U nas obok kościoła są boiska i wystarczy tylko wyjść na jedno z nich i od razu spotyka się tych, którzy chodzą do kościoła i tych, którzy pojawiają się w nim trochę rzadziej, ale wszyscy oni wiedzą, że przyszedł ksiądz i od razu zaczynają rozmawiać – czy to ze mną, czy z innymi księżmi. Później ta relacja jest kontynuowana, bo ktoś przyjdzie do biura, porozmawia się z nim na mieście, jest kolęda i krok za krokiem się z tymi ludźmi spotykamy i to ziarno jest zasiewane. Bo my często od razu wokół siebie chcielibyśmy mieć te owoce, te tłumy. A dzisiaj jest to trudne. Wiadomo, że kiedyś tak było. Ale – jak mówi papież Franciszek – my nie chcemy żyć przeszłością – chcemy żyć teraźniejszą, myśląc o przyszłości. Mając przy tym oczywiście jakieś plany, jak to będzie. Żyjemy jednak w rzeczywistości, w której często nie ma tych tłumów, ale jeśli się nadarzy taka okazja, to trzeba indywidulanie w każdym człowieku zasiewać to ziarno. Pewnie, że chcielibyśmy szybko widzieć te efekty. Jesteśmy zaprogramowani na efekt, że na przykład musi być 100 osób w grupie młodzieżowej. A u nas po mszy świętej o godzinie siedemnastej przychodzą na takie spotkania dwie lub trzy osoby. Ale to jest wielka radość, że w ogóle przychodzą, bo na początku nie przychodził nikt, więc teraz pojawia się tych osób 200 lub nawet 300% więcej. Nie szukajmy więc sukcesów, ale róbmy to, co do nas należy. Przecież, kiedy Pan Jezus umierał, to przy nim też była trójka, a reszta go zostawiła. Nie będziemy więc nad Mistrza.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze