Radość przez łzy. Wielkanocne śniadanie z Ukraińcami
Ukraińcy mieszkający teraz w Polsce usiedli do wspólnego, świątecznego stołu. 24 kwietnia, tydzień po rzymskich katolikach, wierni Kościołów wschodnich obchodzili święta Zmartwychwstania Pańskiego. Świętowanie w tym roku miało zupełnie inny wymiar, bo z dala od domu i w czasie wojny. Jednak było też sporo nadziei i wdzięczności za dobro i miłość. Bo wojna przynosi zło i cierpienie, ale wydobywa z ludzi także to, co najpiękniejsze.
Dla ponad 7 tysięcy wojennych uchodźców z Ukrainy Caritas i hotelarze zrzeszeni albo współpracujący z Polskim Holdingiem Hotelowym przygotowali w niedzielę 24 kwietnia świąteczne spotkanie. W samej tylko stolicy Małopolski było pięć takich miejsc, ja odwiedziłem hotel Novotel przy al. Armii Krajowej w Krakowie. Obsługa hotelowa przygotowała śniadanie dla 50 osób. Był żurek, biała kiełbasa, jajka i sałatka jarzynowa. I oczywiście wielkanocna babka.
Jeszcze przed rozpoczęciem śniadania udało mi się porozmawiać z kilkoma rodzinami. Były to rozmowy bardzo serdeczne. Ukraińcy chętnie dzielili się swoimi wspomnieniami, choć przyznawali, że towarzysza im trudne emocje. Podkreślali jednak, że w Polsce czują się jak u kogoś z rodziny, dlatego chcą dzielić się swoim doświadczeniami. Dla mnie niezwykle uderzające jest to, jak potrafią zachować spokój i ufność w to, że wszystko dobrze się skończy. Dla ludzi starszych najtrudniejsze było opuszczenie swoich domów, miast i miasteczek, w których żyli od wielu lat. Dla najmłodszych nie do pomyślenia jest to, że w środku Europy, w XXI wieku, po doświadczeniach obu wojen światowych ktoś znowu był zdolny zburzyć zwyczajne życie milionów ludzi.
>>> Wielkanoc w Ukrainie [GALERIA]
Wiktor i Natalia: ewakuacja z oblężonego Mariupola
Jesteśmy z Mariupola. Wyjechaliśmy stamtąd 25 marca. Udało nam się ewakuować, uciekliśmy swoim samochodem. Już wtedy były duże problemy z ewakuacją, Rosjanie nie zgadzali się na korytarze humanitarne, nie wypuszczali ludzi z miasta. Postanowiliśmy więc na własne ryzyko wyjechać, było niebezpieczeństwo, że trafimy na ostrzał rosyjskiego wojska. Ale udało się, jechaliśmy okrężnymi drogami. Cała nasza rodzina wyjechała z Mariupola, a ze znajomymi, którzy tam zostali nie mamy kontaktu. To bardzo ciężka sytuacja. Nasz dom, w którym mieszkaliśmy jest zniszczony, spalił się od wybuchu. Nie mamy dokąd wracać. Na tę chwile nie zamierzamy wracać, bo cały czas trwają walki. Mariupol był pięknym miastem nad Morzem Azowskim. To był też ważny ośrodek pod względem przemysłowym, z rozbudowaną infrastrukturą.
>>> Matki z Mariupola napisały list do papieża: Franciszku, ratuj!
Mikołaj, Ludmiła i Aljona: Rosjanie bombardują nawet w czasie świąt
Jesteśmy z Sum, z północy Ukrainy, niedaleko rosyjskiego Kurska. U nas też są walki. Część naszej rodziny pochodzi z obwodu donieckiego niedaleko Horliwki, to przy granicy DNR i LNR (Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej). Żyjemy tam między dwoma frontami. Gdy tylko wojna się skończy – jedziemy do domu. Dziś rozmawialiśmy z synem i córką, którzy zostali w Ukrainie. Mówią, że Rosjanie znowu mocno bombardują, cały czas trwają walki, nawet w Święta Wielkanocne.
Część naszej rodziny jest w Czechach, pojechali do naszych bliskich. My z kolei przyjechaliśmy tu, do Polski. Mieszkamy w oddziale Caritas w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest nam tu w Polsce bardzo dobrze, jesteśmy bardzo wdzięczni Polakom za pomoc, ale ciągle myślimy o domu, o tym kiedy, będziemy mogli tam wrócić…
Oksana, jej mama Alina i brat Nazar: mój braciszek nadal boi się przelatujących samolotów i sygnału policyjnego samochodu
Moja rodzina jest z okolic Żytomierza, ja w Polsce studiuję medycynę, a też część naszej rodziny pochodzi z Polski, moja babcia jest Polką. 3 marca do Polski przyjechała moja mama i mój mały braciszek. Żytomierz był wśród pierwszych miast, które były bombardowane. Lotnisko wojskowe zostało zbombardowane, moje liceum też. Zaatakowany został także szpital. Dla mnie największym szokiem było to, że można było rano wstać i dostać od znajomych wiadomości, że zaczęła się wojna. Dopiero później poinformowałam mamę i rodzinę, którzy jeszcze o tym nie wiedzieli. Nie wiedzieliśmy, co robić. Od razu wyjeżdżać? A przecież trzeba załatwić formalności, zabrać pieniądze z banku, a z tym nie było łatwo. Mimo że wcześniej coraz więcej mówiło się o możliwej wojnie, to do końca nie chciało się uwierzyć w to, że wybuchnie. Znając historię II wojny światowej zawsze myślałam, że to się nigdy więcej nie powtórzy, że nikt nie podejmie decyzji o bombardowaniu miast i zabijaniu ludzi.
Martwię się o braciszka. Myślałam, że trauma wojenna już minęła, ale ostatnio jechała policja z włączonym sygnałem i od razu zapytał: „Czy to znowu wojna?”. Tak samo, gdy przelatuje samolot, od razu pyta, czy to wojskowy. Nasza miejscowość leży 60 kilometrów od Buczy i Irpienia. Moja mama i tata mają tam sklep – wszystko zostało zniszczone, nasza praca, dorobek naszego życia. W Ukrainie zostało całe nasze życie. Moi rodzice wiedli spokojne życie, ciężko pracowali, wybudowali się pod Kijowem. Chcieli pracować i po prostu żyć. Liczymy na to, że te zapowiedzi pomocy europejskiej w odbudowie naszego kraju rzeczywiście zostaną zrealizowane. Ukraina leży w Europie, walczy o europejskie wartości, liczymy na pomoc.
W Ukrainie już nie ma mowy o tym, kto jest prorosyjski, kto prozachodni. Dziś w Ukrainie już wszyscy wiedzą, o co chodzi i czego chcą. Chcemy być wolnym, suwerennym krajem, który decyduje o swojej przyszłości. Mamy nadzieję, że Europa rozumie już, kim jest Putin i że nie będzie co do tego wątpliwości w przyszłości.
Życzenia arcybiskupa
Ukraińcom – w nagraniu wideo – życzenia złożył abp Światosław Szewczuk (biskup Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej i zwierzchnik Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego). „Pragnę zwrócić się do synów i córek Ukrainy, do dzieci Ukrainy, które w tym roku po raz pierwszy będą obchodzić Wielkanoc w Polsce, jako uchodźcy. Wasza ojczyzna, wasza Ukraina, pamięta o Was, modli się za Was” – mówi abp Szewczuk. W swoim przesłaniu prosił, by wszyscy uchodźcy czuli się godnymi synami i córkami swojej ojczyzny. By – gdziekolwiek są – nie wstydzili się swojego języka, kultury i tożsamości. Duchowny zachęcił ich też do wdzięczności wobec tych, którzy otworzyli swoje serca i domy. Wszystkim życzył wielkanocnej, paschalnej radości: „Radości być może przez łzy, ale radości, która płynie z wiary w Boga”.
Za pomoc w tłumaczeniu rozmów z Ukraińcami dziękuję Olence Kijowskiej.
Galeria (6 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |