Fot. PAP/Mateusz Marek

Ratowniczka WOPR: niektórzy mają nas gdzieś – i takich ludzi najczęściej wyciągamy z wody [ROZMOWA]

Za nami połowa wakacji. Wiele osób postanowiło je spędzić nad wodą. Nie brakuje ludzi, którzy odpoczywają nierozważnie, media donoszą o kolejnych utonięciach. Jakich zasad powinniśmy przestrzegać, aby temu zapobiec? O odpowiedzialnym odpoczywaniu nad wodą Karolinie Binek opowiedziała Julia Podolak, ratowniczka WOPR.

Karolina Binek(misyjne.pl): Trudno jest zostać ratownikiem WOPR?

Julia Podolak: – Żeby zostać ratownikiem WOPR, potrzebne są nam trzy papiery. Pierwszy z nich to sam kurs ratownika wodnego. Robi się go najdłużej ze wszystkich tych szkoleń. Mój trwał około dwóch miesięcy i odbywał się w weekendy. Ale przerobiliśmy naprawdę bardzo dużo materiału. Trzeba też mieć ukończony kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, żeby być takim zwykłym ratownikiem. Do niego potrzebne jest osiągnięcie pełnoletności. Nie mam też tutaj na myśli ratownika medycznego, bo do tego potrzebne są studia. Kolejnym uprawnieniem jest uprawnienie przydatne w ratownictwie wodnym, na przykład sternik motorowodny, płetwonurek, patenty żeglarskie itp.

>>> Ratownik WOPR: lepiej pójść z rodziną na basen niż na niestrzeżone kąpielisko

Jak wygląda ten najdłuższy kurs – czyli na ratownika wodnego? 

– Na kursie ratownika wodnego najpierw jest część teoretyczna. Później praktyka. Są różne ćwiczenia w wodzie – wyciąganie osób za pomocą różnego sprzętu – rzutek linowych, pamelek, węgorzy. Ale też mieliśmy ćwiczenia na lądzie z pierwszej pomocy. Kurs ma 60 godzin, bo chodzi tutaj o życie ludzkie i warto mieć opanowane wszystkie techniki wyciągania. Szkolenie kończy się później egzaminem. Składa się on z paru części. Jedną jest przepłynięcie 400 metrów w czasie poniżej 8 minut oraz 50 metrów sposobem ratowniczym w czasie poniżej 55 sekund. Mamy płynięcie łodzią, którą można zobaczyć na kąpieliskach. Też jest w tym przypadku określony czas. Trzeba też przepłynąć pod wodą 25 metrów i wyłowić z niej dwa przedmioty. Jest też akcja pozorowana – mamy topielca w wodzie i musimy go wyciągnąć i przetransportować na sam brzeg.

Dlaczego postanowiłaś zostać ratowniczką WOPR? To było coś, o czym zawsze marzyłaś?

– Pasja do ratownictwa zaczęła się u mnie od tego, że mój tata jest strażakiem, był też sędzią na mistrzostwach pierwszej pomocy. Gdy oglądałam zdjęcia z tych wydarzeń, to pomyślałam sobie, że też tak chcę. Cztery lata temu postanowiłam zagłębić się w ten temat. Zaczęło się od stowarzyszenia ratowniczego. Tam nauczyli mnie wszystkich podstaw. Najpierw podstawowej wiedzy, którą, mam nadzieję, posiada już każdy obywatel, czyli resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Później były też szkolenia, manewry ratownicze, profilaktyka, zabezpieczenia. I właśnie na manewrach ratowniczych poznałam wielu ratowników wodnych, którzy mnie zachęcili do zrobienia kursu. Dwa lata temu miałam swój pierwszy sezon jako ratownik społeczny. Wtedy jeszcze nie zarabiałam, bo nie miałam ukończonych 18 lat. Byłam na kąpielisku śródlądowym. Tam poznałam bardzo fajnych ludzi, z którymi spędziłam w sumie dwa miesiące. W ubiegłym roku miałam swój pierwszy sezon nad morzem, który bardzo miło wspominam. Nauczyłam się wielu nowych rzeczy, bo jednak praca nad morzem i na kąpielisku śródlądowym to są dwie zupełnie inne bajki. No i tak wyszło, że chcę się dalej rozwijać w kierunkach takich jak ratownictwo zwykłe, wodne, straż pożarna, może kiedyś uda się zrobić ratownictwo wysokościowe.

zdj. ilustracyjne, fot. PAP/Adam Warżawa

Jak wygląda dzień ratownika WOPR? Są w nim jakieś stałe elementy?

– Przed godziną dziewiątą zbieramy się wszyscy w bazie na odprawę. Później zabieramy sprzęt, idziemy na plażę. Tam musimy porozkładać bojki w wodzie, żeby było wyznaczone kąpielisko. Później rozstawiamy nasze stanowisko, parawany, żeby ludzie nie wchodzili nam pod samą wieżę. I zaczynamy pilnować ludzi, robimy patrole, na przykład na plaże niestrzeżone. Bo często wypoczywający nad wodą nie zwracają uwagi i idą na plażę niestrzeżoną, gdzie stać się im coś niebezpiecznego. Czasami pływamy, robimy ćwiczenia w wodzie, akcje pozorowane. Nie jest więc to tylko leżenie przez cały dzień i nicnierobienie, jak to się wielu ludziom wydaje. A kiedy jest brzydka pogoda, to ćwiczymy, bo jednak aktywność fizyczna jest w naszym przypadku bardzo ważna. Na koniec dnia pracy zbieramy stanowisko, wyciągamy bojki i wracamy do bazy.

>>> Ratownik medyczny: w upały niektórym wyłącza się myślenie, a włącza nieśmiertelność

Często się zdarza, że zwracacie komuś uwagę, a ludzie z Wami dyskutują i nie stosują się do Waszych rad?

– Tak, na przykład dzisiaj mój kolega zrobił patrol na plażę niestrzeżoną, bo była u nas czerwona flaga, duże falki, prądy wsteczne. Starszy pan z wnukami wszedł do wody. Kolega poprosił go kulturalnie, żeby wyszedł. Pan go jednak zwyzywał, wyśmiał, powiedział, że nie mamy prawa wyprosić go z wody. Oznajmił, że on pozwala tym dzieciom pływać, a ratownicy nie mają nic do gadania. Niektórzy ludzie mają nas kompletnie gdzieś, nie interesuje ich nasze zdanie, są najmądrzejsi, a zazwyczaj takich ludzi najczęściej wyciągamy z wody, bo zachowują się jakby postradali wszystkie zmysły.

Trwają wakacje. Może przypomnijmy najważniejsze zasady, których warto przestrzegać, wypoczywając nad wodą.

– Przede wszystkim pamiętajmy, żeby nie wchodzić po alkoholu do wody, bo takie sytuacje zdarzają się najczęściej. Ale też taką zasadą jest niewypływanie za żółte boje, co ludzie robią nagminnie. Przy żółtych bojach mogą być aż 4 metry głębokości. Jest to naprawdę dużo. My też nie wyznaczamy tego kąpieliska tak jak nam się podoba, tylko są na to różne ustawy, które dokładnie opisują, jak powinno wyglądać kąpielisko i tego się trzymamy, żeby unikać niepotrzebnych akcji w wodzie. A gdy mamy jakieś kółka, materace itp., to nie powinniśmy wypływać za czerwone bojki. Do czerwonych bojek wyznaczona jest strefa dla osób, które nie potrafią pływać. A zalicza się do tych osób tych, którzy są na różnych dmuchańcach, więc wtedy za czerwone bojki nie wypływamy. Natomiast co do zasad, których powinniśmy już przestrzegać nie będąc w wodzie, a na plaży – nawadniajmy się, bo jest gorąco, świeci słońce, łatwo się odwodnić. Ważne jest też smarowanie się kremem z filtrem, żeby później przez kolejne trzy dni nie „umierać”, bo będzie nas wszystko piekło. I nośmy czapki, nie zapominajmy o nakryciach głowy.

>>> Idziesz na plażę z dziećmi? Podczas upałów musisz pamiętać o kilku sprawach

Czyli – podsumowując – przede wszystkim warto stosować się do wyznaczonych zasad, bo dzięki temu można uniknąć tak wielu wypadków.

– Zdecydowanie tak. Często też przeceniamy swoje umiejętności. Niemal codziennie widzimy osoby, które wypływają za daleko, a nie są zbyt dobrymi pływakami. To samo jest zresztą w przypadku alkoholu. Tutaj jednak przede wszystkim przeceniamy nie swoje umiejętności, a możliwości. Ale też nierzadko zdarzają się wypadki z udziałem dzieci, bo rodzice leżą na plaży i zupełnie nie zwracają na nie uwagi. Ostatnio chociażby zgubiła się dziewczynka, która przyszła do nas zapłakana i powiedziała, że nie ma pojęcia, gdzie są jej rodzice. Ale na szczęście to dziecko znało ich numer telefonu i udało nam się szybko mu pomóc. Nie każdy ma jednak tak wiele szczęścia jak ta dziewczynka. Bądźmy więc uważni, rozważni i ostrożni. Bo życie mamy jedno.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze