S. Kazimiera kroi chleb. Fot. Piotr Ewertowski

Robimy to w ukryciu dla Pana Boga [REPORTAŻ]

Siostry elżbietanki są znane w Poznaniu ze swego zaangażowania w pomoc osobom w kryzysie bezdomności. Pracują w stolicy Wielkopolski już od 150 lat. To nie tylko rozdawanie ciepłych posiłków, lecz także przywracanie godności. Sporo osób dzięki temu zmienia swoje życie – znajdują pracę i dom. –  Niejednokrotnie miałyśmy podziękowania od tych ludzi, którzy zaczęli już sobie lepiej radzić w życiu – mówi s. Józefa, która zarządza pomocą dla bezdomnych. 

Sam kiedyś miałem okazję pomagać siostrom elżbietankom przy robieniu kanapek i rozdawaniu ciepłej zupy dla tych, którzy się zgłoszą po posiłek. Gdy przyszedłem po latach w to miejsce, to zauważyłem bardzo wyraźne zmiany. Po pierwsze wszystko odbywa się teraz na zewnątrz. Po drugie, całość mocno się rozbudowuje. Znajduje się tam nie tylko jadłodajnia, ale także kawiarenka, specjalna rozmównica dla tych, którzy potrzebują rozmowy, punkt pielęgniarski. To nie wszystko – siostry mają bowiem wielkie plany, które zawierzają Opatrzności. 

>>> Szarytki: jeśli nie ma ubogich, to trzeba pójść ich poszukać [REPORTAŻ]

Pogłębiło się ubóstwo osób starszych 

Przechodząc ulicą Łąkową nietrudno zauważyć bramę, za którą stoi duża kolejka osób. To niekoniecznie są tylko ludzie bezdomni. – Od czasów pandemii zauważamy, że pogłębiło się ubóstwo osób starszych i bardzo klarownie widać, że mamy teraz już taką drugą wyraźną grupę ludzi wykluczonych obok osób bezdomnych – wspomina s. Józefa. Rzeczywiście, dostrzegam wśród proszących o pomoc także ludzi starszych, którzy mają gdzie mieszkać. Po opłaceniu rachunków nie stać ich jednak na podstawowe wydatki. Jedna z pań powiedziała elżbietankom, że zostaje jej potem tylko 50 zł. na cały miesiąc. –  Aż się wierzyć nie chce, że ten człowiek potrafi funkcjonować – mówi ze smutkiem s. Józefa. – Naprawdę niejednokrotnie łzy ocieramy, bo fundusze, które oni otrzymują, ledwo pozwalają związać koniec z końcem. 

Fot. Piotr Ewertowski

Robić wszystko tak porządnie jak dla siebie 

Zanim będzie można pójść po posiłek lub ciepłą herbatę, trzeba poddać się testowi na obecność alkoholu we krwi. Zajmują się tym wolontariusze oraz jedna z sióstr. Teren jest dość duży. Po prawej stronie stoi kawiarenka i rozmównica. Po lewej zaś znajduje się jadłodajnia i magazyn z czystą odzieżą, z którego każdy potrzebujący może skorzystać i zabrać coś dla siebie. – Staramy się, aby te ubrania były czyste, wyprasowane i ładne, bo to że oni są w tak trudnej sytuacji nie znaczy, że są odarci całkowicie z godności. Dla tych ludzie to jest bardzo ważne – tłumaczy s. Józefa. Siostry starają się wszystko przygotowywać z najwyższą starannością i chcą, żeby było to jak najlepszej jakości. Robimy jak dla siebie – mówią. Jedzenie musi być smaczne, świeże i ciepłe. Siostra Józefa dodaje, że daje ludziom tylko to, co sama chętnie zje. Rozdzielanie posiłków ma miejsce na świeżym powietrzu. Jeden z wolontariuszy rozlewa zupę, ktoś inny rozdaje pieczywo, mięso czy całe zestawy obiadowe, które zostały podarowane przez wspierające ośrodek osoby lub firmy. Obok stoi namiot, w którym można usiąść przy stole i spokojnie zjeść. Na równoległym końcu sali na ścianie widnieje obraz Jezusa Miłosiernego. Można odnieść wrażenie, że twarz Chrystusa zawiera w sobie dwa ważne elementy: współczujący wzrok oraz delikatny uśmiech, wyrażający radość, że ci ludzie mają się gdzie schronić. To wszystko dodaje otuchy. 

>>> Wioletta Iwanicka-Richter: Ubodzy uratują Kościół [ROZMOWA] 

Na SOR teraz nie przyjmują 

Na zewnątrz, pośród całego zgiełku, s. Józefa chodzi z mikrofonem i silnym głosem informuje o zapisach na szczepienia i ich terminach. Jest to bardzo aktywna i uśmiechnięta zakonnica, choć obowiązków ma wiele. Bez przerwy dzwoni jej telefon. W czasach koronawirusa bardzo ważna stała się też opieka medyczna. Początki pandemii były szczególnie trudne. Nikt nie wiedział, jak groźna będzie ta choroba i jak długo to potrwa. Wszystko było pozamykane, a bezdomni pozostali na ulicy. Zamknęli nawet kontenery PCK, gdzie mogli sobie poszukać jakichś rzeczy – wspomina s. Józefa. – Najbardziej bolało ich to, że ciągle jeździły w mieście samochody i nawoływały, aby zostać w domu – dodała. Bezdomni mówili jej, że przecież to ulica jest ich domem. Pewnego razu do sióstr przyszedł pan z gazą i jodyną oraz nogami do opatrzenia. Na SOR-ze bali się go przyjąć z powodu koronawirusa. Dali mu jedynie rzeczy do opatrunku i powiedzieli, żeby poszukał kogoś, kto mu z tym pomoże. Znalazł tę pomoc u elżbietanek. Wówczas podjęły one decyzję, że potrzebny jest także punkt pielęgniarski. Siostry podjęły wolną decyzję o kontynuowaniu działalności z narażeniem własnego zdrowia i życia, mimo szalejącej choroby i zapełniających się szpitali. – Pamiętam, że powierzyliśmy wtedy nasze życie całkowicie Panu Bogu – mówi s. Józefa. – Wiadomo, że składaliśmy śluby zakonne. To była – można powiedzieć – taka teoria i pragnienie służby Bogu i bliźnim, a tutaj przyszła już praktyka. Dziękuję Bogu za każdą siostrę i każdego wolontariusza. 

Pan Leszek Kucharz. Fot. Piotr Ewertowski

Ręce do pracy potrzebne od zaraz 

Na początku pandemii pomagały cztery siostry, obecnie jest ich siedem. Liczba wolontariuszy także się sukcesywnie zwiększa. Potrzeby są ogromne. Każdego popołudnia trzeba przygotować 1200-1400 kanapek. To 100 bochenków chleba dziennie, które cierpliwie kroi siostra Kazimiera. Każdego dnia należy obrać także 7 worków ziemniaków i rozlać 300 litrów zupy. Pomagają studenci, osoby pracujące, młodzi i starzy. Są to różnorodne grupy duszpasterskie czy nawet uczniowie ze szkół. Do pomocy włączają się chętnie także osoby w kryzysie bezdomności, które chcą uczestniczyć we wspieraniu innych. – Zawsze chętnie pomagam, jeśli jest taka potrzeba – powiedział Leszek, którego zastałem tego dnia z miotłą i szerokim uśmiechem. Najmniej widoczne są osoby z kuchni. To pan Leszek, który jest kucharzem, oraz grupa kobiet, która przez wiele godzin obiera i kroi ziemniaki. Niektóre z pań nie chciały zdradzać swojej tożsamości. Robimy to w ukryciu dla Pana Boga – stwierdziły.  

>>> Grzegorz Galbierczyk: nie spotkałem osoby, która wybrałaby sobie życie na ulicy [ROZMOWA]

Wolontariusz nie tylko daje, ale i otrzymuje 

Gdy siostry dziękują wolontariuszom za pomoc, to ochotnicy często wyrażają im jeszcze większą wdzięczność. Mówią, że otrzymują przede wszystkim przemyślenia co do swojego życia, jak wartościować różne sprawy. Pokazuje im to, jak szybko można stracić to, co się ma. –  Wolontariusze często rozmawiają z tymi ludźmi i poznają ich historie – mówi s. Józefa. – Pierwszą przyczyną są różne konflikty w rodzinie, brak przebaczenia lub jego przyjęcia, i te zranienia potrafią człowieka wyprowadzić na ulicę – dodaje. Jeden z wolontariuszy, Piotr, który przychodzi we wtorki lub w czwartki i pomaga w przygotowywaniu kanapek w środy mówi, że uczy się empatii i zrozumienia dla ludzi, którym nie udało się w życiu.  

Siostra Józefa twierdzi, że mamy problem ze świadomością i podejściem do osób bezdomnych w naszym społeczeństwie. – Najczęściej oni są wyzywani od żuli, nierobów, darmozjadów i są omijani szerokim łukiem – mówi. – Niewiele osób, nawet pod kościołami, podejdzie i zapyta się, jak ten człowiek ma na imię i czego potrzebuje. Takie pytania głęboko wzruszają bezdomną osobę, bo ktoś zauważył w niej człowieka. Każdy w sercu Boga ma swoje imię! Pamiętam poruszającą historię pewnego mężczyzny. Na wigilię szkoły i przedszkola piszą życzenia świąteczne osobom ubogim. Ten mężczyzna otrzymał laurkę od 6-letniego Szczepana i przypomniał sobie, że on też ma syna. Powiedział sobie, że musi zawalczyć o swoje dziecko. Podjął wysiłek i zaczął pracę. Czasem mały gest tak poruszy serce, że może być początkiem nowego życia. Wystarczy to jedno małe ziarenko dobra! –  podsumowała. 

>>> Kard. Konrad Krajewski o bezdomnych: oni wiedzą, że my ich kochamy

Obecnie siostry zakładają fundację „Ziarno Dobra”. Dla bezdomnych i ubogich ma być dostępna pomoc prawnika. Będą pomagać także uczniowie ze szkół fryzjerskich. Dla wielu ludzi te 20 zł na fryzjera to bardzo dużo. Ma powstać także dom, w którym będzie można przyjmować na nocleg ludzi bez dachu nad głową. Siostry nie wiedzą, jak uda się to wszystko ogarnąć, ale ufają w opiekę i pomoc Bożą. Zgodnie ze słowami papieża Franciszka, które przytoczyła podczas naszej rozmowy s. Józefa, ten, kto podejmuje czyny miłosierdzia, znajduje się w sercu Ewangelii. 

W tym roku s. Józefa otrzymała nagrodę im. Wandy Błeńskiej w 21. edycji poznańskiego konkursu Wolontariusz Roku w kategorii indywidualnej. 

Galeria (21 zdjęć)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze