Fot. Michał Brzezicki

Rozmowa z „niewiernym” [FELIETON] 

Kilka słów wyjaśnienia na wstępie. Tytułowym „niewiernym” nie musi być oczywiście faktycznie osoba, która w nic nie wierzy. Tak nazwałem na swoim profilu cykl postów wyjaśniających różnego rodzaju ataki i zarzuty względem Kościoła. 

Każdy katolik spędzający trochę czasu w internecie z pewnością spotkał się z krytyką swojej wiary. Bezpośrednią albo ogólną. Na niektórych stronach i profilach w social mediach istnieją nawet całe listy zarzutów względem wiary lub Kościoła. Co bogatsze zbiory mają nawet około 250 takich punktów

Weryfikacja 

Na swoim facebookowym profilu „Katolik w polityce” już od jakiegoś czasu obalam takie zarzuty punkt po punkcie. Istnieją też inne podobne miejsca analizujące tego typu listy. Jest to między innymi portal https://apologetyka.eu/, kanał Wujek Feliks na YouTubie (https://www.youtube.com/@WujekFeliksLk2342) czy książki Marka Piotrowskiego. Szczególnie polecam pozycję tego ostatniego autora pt. „Kościół oskarżony”, w której omawianych jest ponad 230 zarzutów. Jednak największy problem jest w tym, że ludzie po prostu nie szukają odpowiedzi. Takie listy i setki zarzutów mogą istnieć głównie dlatego, że ogromna liczba osób, pchana swoją niemerytoryczną wrogością do Kościoła, nie weryfikuje tego, co czyta. 

Rodzaje zarzutów 

Tak oto część zarzutów stanowią zwyczajne kłamstwa, pojawiają się całkowicie zmyślone sytuacje lub wypowiedzi, później bohatersko krytykowane przez antyklerykałów. Jest to między innymi temat odkrycia Ameryki i kwestia kolonizacji. Kościołowi zarzuca się „problem z podejściem do tubylców”. To jednak Kościół już w 1545 r. podczas soboru trydenckiego potwierdza (czyli nie ustanawia, a powtarza coś już funkcjonującego), że nawrócenia muszą być aktem wolnej, nieprzymuszonej woli. Już wcześniej, bo w 1537 r. w orzeczeniu papieskim Sublimis Deus Indianie w sposób oczywisty są zrównani z innymi ludźmi, a w encyklice Pastorale oficjum papież napisał, że Indianie nie mogą być pozbawieni wolności i prawa do posiadania własności. Ba! W zarzutach autorzy potrafią te fakty wykorzystywać jako atak na Kościół. Twierdzą, że papież i katolicy byli tak zacofani, że musieli w dokumentach uznawać Indian za wolnych ludzi. Tylko autorzy jednocześnie całkowicie pomijają fakt, że Kongres USA te same oczywistości potwierdził „zaledwie” 400 lat później, uznając Indian za ludzi dopiero w 1921 r. Do tego dochodzi brak rozróżnienia, czy mowa jest o misjonarzach, czy o osobach świeckich niesłuchających rozkazów papieża, tylko właśnie władz świeckich. Wszystkich – świeckich, żołnierzy, cywili, protestantów i katolickich misjonarzy – wrzuca się do jednego worka z napisem „atak na Kościół”. 

Manipulacje są potworne i dotyczą prawie wszystkich tematów zarzutów. Ich autorzy wykorzystują pewne fakty, ale przedstawiają je w zmanipulowany sposób, tak by uargumentować własne tezy. W tym miejscu bardzo często pojawia się duże niezrozumienie, lub właśnie celowe manipulowanie i kłamstwo. Tego typu zarzuty często podają jakieś zagadnienia poruszane i dyskutowane na soborach czy w bullach jako „nagle pojawiające się tezy”, np. dane praktyki lub nawet prawdy wiary. To właśnie między innymi kwestia boskości Chrystusa jest takim tematem. W tym rzecz, że między innymi podczas soborów poruszane były kwestie, co do których pojawiały się jakieś odmienne opinie. Nie ustalano wtedy, czy Jezus jest Bogiem, czy nie, i później „ustanowiono Jezusa Bogiem” – tylko obalano i odpowiadano na pojawiające się głosy podważające tę wiarę. Czyli ten błąd polega głównie na tym, że poruszenie tematu uznaje się za ogłoszenie czegoś wcześniej nieistniejącego. 

Są też, najbardziej mnie śmieszące, „zarzuty” prawdziwe – które nic nie wnoszą. Tutaj mamy na przykład „wprowadzenie świec w 320 roku”. Tylko – co z tego? W swojej książce “Kościół oskarżony” Marek Piotrowski zadaje pytanie: „Czy kolejnym zarzutem będzie wprowadzenie żarówki elektrycznej?”. Jednak. dzięki takim bzdurkom, lista może się wydłużać i sprawiać wrażenie, jakby autorzy naprawdę mieli pełno antykościelnej amunicji i byli dobrze przygotowani. 

>>> Antyklerykalizm dla klerykałów [KOMENTARZ] 

Kilka przykładów 

Zerknijmy jeszcze na kilka zarzutów. Głównie po to, żeby pokazać, jak łatwo jest je zweryfikować i na nie odpowiedzieć. Niestety, nawet katolicy potrafią z przykrością, potwierdzająco kiwać głowami i uderzać się w pierś, uznając Kościół winnym, w rzeczywistości łykając kłamstwa i manipulację środowisk antykościelnych. 

„156 rok – zainicjowano praktykę czczenia świętych i ich relikwii” – w Dz 19,11-12; 2 Krl 13,20-21 czy Syr 49,12-14 mowa jest o używaniu relikwii, a w Mdr 3,1-2; Hbr 13,7 o świętości. Praktyka jest więc dużo starsza i pochodzi bezpośrednio z Pisma Świętego. 

„Kościół zaczyna czcić obrazy” – tutaj w zarzutach autorzy się plączą, ponieważ raz pada rok 375, raz 726, a innym razem 786. Jednak poza datą, sam „fakt” jest kłamstwem. Oczywiście w Kościele nie czci się obrazów i nie modli do figurek czy rzeźb. Dla katolików podejście do wizerunków można odnieść np. do stosunku do zdjęcia żony, męża czy dzieci. Możemy nawet pocałować to zdjęcie, ale nie dlatego przecież, że tak bardzo kochamy kawałek zadrukowanego papieru.  

„1212 – jedna z większych zbrodni papieskich: wyprawa krzyżowa dzieci z Francji i Niemiec. Dzieci, przewiezione do Aleksandrii przez nieuczciwych właścicieli okrętów, zostały sprzedane w niewolę, głównie do domów publicznych” – czyli tak zwana „krucjata dziecięca”. Oczywiście, to kolejne kłamstwo. Tak jak na sam los osób biorących udział w tym ruchu nie ma wystarczających dowodów, tak z całą pewnością była to inicjatywa oderwana od Kościoła. Do tego stopnia, że papież Innocenty III sprzeciwia się temu i wyznacza zakon franciszkanów do powstrzymania samozwańczej działalności. Samo nazywanie tego ruchu krucjatą, jest więc manipulacją, a przypisywanie odpowiedzialności papieżowi – totalnym kłamstwem. 

W taki spokojny sposób analiza każdego zarzutu wykazuje większe lub mniejsze manipulacje i kłamstwa. 

Największe zarzuty 

Największe i najczęstsze tematy zarzutów stanowią tak naprawdę materiał nawet nie na osobne artykuły, ale nawet na całe książki. Mówimy tutaj o zagadnieniach takich jak autentyczność Biblii, istnienie Jezusa, spowiedź, krucjaty, inkwizycja, Kościół względem nazizmu itp. To są tematy, gdzie również wierzący milkną i spuszczają głowę, nie wiedząc, jak wybrnąć z dyskusji. Może uda się wrócić do nich w osobnym materiale, ale dobrze jest mieć świadomość, że większość tych tematów jest zupełnie inna niż powszechny, medialny obraz. Jednak jeszcze z innej strony, to wszystkie zarzuty mają powodować, że nam, współczesnym katolikom ma być wstyd. Mamy przepraszać, mamy się z tym źle czuć. Nie dajmy sobie wmówić, że nawet faktyczne grzechy, których ktoś się kiedyś dopuścił, teraz mają nam ciążyć na sumieniu. Przecież żaden ateista nie uderza się w pierś na wspomnienie milionów ofiar antyreligijnego komunizmu. Przecież żaden antyklerykał nie przeprasza za każdą dewastację czy zabójstwo spowodowane nienawiścią do chrześcijan. A ruchy typu BLM, zrzucające winę za wydarzenia z historii na współcześnie żyjących „białych”, są absurdalne i w rzeczywistości tylko pogłębiają rasizm. Tylko tym razem „dla wyrównania” – w druga stronę. Dlatego, czemu my mielibyśmy klękać i przepraszać za to, że setki lat temu spalono Giordano Bruna? Tutaj puszczam z uśmiechem oczko. Postać celowo przywołana, bo to kolejny fałszywy zarzut i w rzeczywistości nie ma żadnego dowodu na to, by został skazany. Ani na to, by wyrok został wykonany. Dodatkowo, co niewiele ma wspólnego z prawdą, Bruna przedstawia się jako męczennika w obronie nauki. Weryfikujmy i sami nie powielajmy treści niezweryfikowanych. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze