Hubert Piechocki: rzuć drugiemu słowo ratunkowe
Sytuacja, którą każdy z nas nie jeden raz przeżywał w swoim życiu. Zrobiliśmy coś złego, popełniliśmy jakiś błąd. I targają nami wyrzuty sumienia, jest nam zwyczajnie głupio, wstydzimy się tego, co zrobiliśmy. Ale chcemy też o tym z kimś pogadać, nie chcemy tłumić w sobie wszystkich emocji. Czujemy się już wystarczająco pogrążeni i upokorzeni. I co? Drugi człowiek tylko nas dobija i uzmysławia nam, jakiego dna sięgnęliśmy…
A gdyby ziścił się inny scenariusz? Gdyby sytuacja wyglądała inaczej? Gdyby drugi człowiek wcale nas nie zbeształ? Gdyby nam powiedział, że fakt, może i nawaliliśmy, ale wciąż jesteśmy wartościowymi ludźmi? Takie podejście do sprawy zmienia wszystko. Grzech, zło pozostają wciąż grzechem i złem. Z tym nikt nie będzie dyskutował. Ale jednocześnie przestają być czymś, co ma nas dobić, co ciągnie nas na dół. Sam ostatnio tego doświadczyłem. Gdy mnie ktoś nie skreślił, to w pierwszym odczuciu – poczułem się dziwnie, coś mi nie pasowało. Przecież jestem grzesznikiem… A chwilę później – dostałem skrzydeł i zrozumiałem, że popełnione zło nie warunkuje nas na całe życie, ani nawet na najbliższe dni. Potrzebna nam wtedy po prostu sakramentalna spowiedź – a nie pogrążanie się w dole rozpaczy.
>>> Boliwia: misjonarze wspierają w pandemii więźniów
Kochana krytyka
Mamy w sobie tendencję do krytykowania i skupiania się na negatywach – oczywiście nie u siebie, ale u innych. Czujemy satysfakcję, gdy możemy drugiemu wytknąć błąd (nie zawsze musi nawet chodzić o grzech). Rządzi nami wówczas poczucie wyższości – jesteśmy lepsi od drugiego człowieka. Tymczasem, nie jest to nic innego, jak zwrócenie uwagi na drzazgę w oku bliźniego. I zarazem jest to udawanie, że w moim oku nie ma żadnej belki. Czerpiemy chorą satysfakcję z tego, że drugi człowiek upadł. W żartach często mówi się, że „nic tak nie poprawia nastroju, jak nieszczęście drugiego człowieka”. Rzeczywistość pokazuje, że to często jednak nie są żarty – a sprawy brane zupełnie na serio. To smutne, ale w krytykowaniu każdego dnia możemy stawać w rywalizacji o mistrzostwo świata. Tylko czy taki tytuł jest nam potrzebny?
>>> Statek im. Papieża Franciszka niesie pomoc walczącej z pandemią Amazonii
Życie i śmierć
To, co powiemy drugiemu człowiekowi (lub co nam zostanie powiedziane – każdy z nas znajduje się wszak raz po jednej, a raz po drugiej stronie tej barykady) ma ogromne znaczenie i może czasem nawet zaważyć na dalszym życiu. Jeżeli ktoś już jest zdołowany, poruszony popełnionym przez siebie złem, a my go jeszcze dobijemy – to jakbyśmy go zabijali. A jeśli temu komuś pokażemy, że pomimo popełnionego zła wciąż ma wartość, wciąż jest dobrym człowiekiem – to pomożemy mu zmartwychwstać. Będziemy jak Jezus w scenie opisanej przez św. Jana. Wszyscy chcą potępić cudzołożną kobietę. A On jej nie potępia. A marnotrawny syn? Ten to się dopiero sponiewierał. Wraca do domu, ale nie ma nadziei na powrót do wcześniejszego życia. Mie robi sobie złudzeń. I co? Ojciec wybiega mu na spotkanie, daje najlepsze szaty i jeszcze wyprawia przyjęcie na jego cześć. Jak bardzo nielogiczne wydaje nam się to podejście. Przecież po ludzku syn zasługiwał tylko na wzgardę. Na jakąś zemstę ze strony ojca.
Nielogiczna miłość
Jezus w scenie z kobietą cudzołożną i ojciec z przywołanej przypowieści nie kierują się ludzką logiką. Ale kierują się miłością. Doskonale muszą zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele na sumieniu mają „negatywni” bohaterowie tych opowieści – kobieta cudzołożna czy syn marnotrawny. Ale nie chcą, by to zło ich przytłoczyło, tylko chcą ich wyciągnąć na powierzchnię. Chcą wydobyć ich z głębin grzechu. Dlatego wygrywa w nich miłość, troska o drugiego. Przyjmują ich, nie odrzucają – pomimo popełnionego przez nich zła. To jest konkretne zadanie dla nas – kierujmy się w życiu miłością do każdego człowieka. Wtedy nie będziemy widzieć wyłącznie zła – ale zobaczymy przede wszystkim samego człowieka. Człowieka, któremu mamy swoim słowem, gestem, spojrzeniem rzucić koło ratunkowe.
>>> Masz wolne 2 minuty? Papież Franciszek ma dla Ciebie propozycję!
Koła ratunkowe
Mamy deficyt dobrych słów i dobrych uczuć. Jakbyśmy byli wyposażeni tylko w te negatywne. A tak przecież nie jest – w każdym z nas są ogromne pokłady dobra. Trzeba je uruchomić. A najprościej zacząć właśnie od tego, że powiemy komuś coś dobrego – pomimo tego, że może zrobił akurat coś złego, popełnił błąd. Nie potępimy go. Przecież słowa „lubię cię”, „jesteś wartościowy” albo „ jesteś dobrym człowiekiem” nie są zarezerwowane tylko dla pozytywnych sytuacji. Nie mają być nagrodą za dobre sprawowanie. Mają być także kołem ratunkowym, które rzucamy naszemu bliźniemu. Słowem ratunkowym. Zresztą, pamiętajmy, że warto w ogóle mówić ludziom dobre rzeczy – nawet bez okazji. To zaprocentuje lepszymi relacji międzyludzkimi. A o te zawsze warto zawalczyć!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |