Sandra Londoño: latynoska duchowość jest bardzo uzewnętrzniona [ROZMOWA]
W Kościele katolickim w Australii dostrzegamy odmienną duchowość, ponieważ tam nie jest tak obecna tradycja fiesty, która jest mocno związana z naszą kulturą latynoską – mówi Sandra Londoño, kolumbijska piosenkarka mieszkająca w Australii.
Sandra Londoño jest kolumbisjką gitarzystką i piosenkarką religijną pochodzącą z Medellín. Wykonuje głównie nowe aranżacje istniejących już utworów, ale ma na koncie także album z własnymi piosenkami. Od 12 lat mieszka w Australii. Miałem okazję spotkać ją podczas jej wizyty w rodzinnym Medellín. Opowiedziała o muzyce, ale także o różnicach między Kościołem w Kolumbii i Australii.
>>> Co ma kogut do mszy? Jak świętują Boże Narodzenie w Meksyku i Kolumbii [+WIDEO]
Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Religijna byłaś od dziecka czy też w Twoim życiu było jakieś doświadczenie nawrócenia?
Sandra Londoño: – W naszej rodzinie moja mama zawsze była osobą, która nas wprowadzała w praktykę Eucharystii, spowiedzi. Byliśmy dobrze wychowani w religii katolickiej. W pewnym momencie życia mojego i mojej rodziny doświadczałam pewnych problemów i przeciwności. Pamiętam, że pewnego razu zwierzyłam się przyjacielowi, z którym współpracowałam muzycznie przy kościele, że nie czuję się dobrze i nie mam też sił śpiewać Bogu. On mi pokazał piosenkę autorstwa Meksykanina (naturalizowanego, pochodzi z Kostaryki), Martina Valverde, która się nazywa „Nadie Te Ama Como Yo”. Wtedy, dzięki temu utworowi, zrozumiałam tak naprawdę, Kim jest Chrystus. Zrozumiałam, że jest On prawdziwą miłością i miłosierdziem. Jest blisko nas i pomaga nam iść naprzód, pomimo naszej słabości i kondycji ludzkiej.
A więc bliższe poznanie Boga przyszło przez muzykę. To pewnie jeden z powodów, dla których grasz i śpiewasz?
– Dokładnie, jest to forma wyrażania wdzięczności Bogu. Otrzymałam wiele na różnych polach – jako dziecko, córka, siostra, żona. Jest mnóstwo rzeczy, za które chcę dziękować Bogu i robię to przez muzykę. Jest to też moja służba Kościołowi, który przecież potrzebuje dużo naszej współpracy jako świeckich, na przykład w muzyce. Spośród wielu rzeczy, którymi możemy służyć, ja działam przez muzykę. Jest to forma ewangelizacji.
12 lat temu przeprowadziłaś się do Australii. Jakie masz doświadczenie tamtejszego Kościoła?
– Kulturowo Kościół jest tam inny. W Australii wiele religii żyje obok siebie. Kościół katolicki jest silny, ale nie jest większością jak w naszej kulturze kolumbijskiej. Tam, jako imigranci, jesteśmy pod opieką duszpasterską księży skalabrynianów. Matka Boża z Guadalupe jest naszą patronką. W naszej grupie gromadzą się osoby z całej Ameryki Łacińskiej. Oczywiście, kiedy ktoś przyjedzie tam jako imigrant z naszego kontynentu, to napotyka na nowe trudności i przeciwności w wierze. Może też czuć się wyobcowany, będąc poza rodziną. Taka wspólnota dla imigrantów z naszego kręgu kulturowego jest bardzo pomocna.
W Kościele katolickim w Australii dostrzegamy odmienną duchowość, ponieważ tam nie jest tak obecna tradycja fiesty, która jest mocno związana znasza kulturą latynoską. Co oczywiste, Kościół australijski jest mocno przesiąknięty atmosferą tego kraju, która jest spokojniejsza. Ludzie nie robią tak dużo hałasu, nie ma tyle muzyki. Jest to inna, odmienna duchowość, ale także bardzo interesująca. Jesteś tam bardziej uduchowiony i zanurzony w relacji z Bogiem, masz pogłębione życie wewnętrzne. Nasza latynoska duchowość jest bardziej uzewnętrzniona.
Tutaj jest bardziej hałaśliwie (śmiech).
– Tak, tutaj jest dużo bardziej hałaśliwie (śmiech). Dlatego naprawdę jest łatwo się rozproszyć i nie postawić w centrum pogłębionego życia wewnętrznego.
Latynosi w Australii są religijni?
– Są tacy i tacy. Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Australia jest krajem, gdzie widoczna jest mnogość religii i wyznań.
Jak z Twojej perspektywy Kościół w Australii przeżył sprawę Georga Pella? Przypomnijmy, że przesiedział on ponad rok w więzieniu o zaostrzonym rygorze na podstawie fałszywych oskarżeń o pedofilię.
– Dla Kościoła katolickiego w Australii sytuacja jest dosyć ciężka. Jest on trochę prześladowany na poziomie prawnym, ale także w pewien sposób kulturowo wykluczony. Sytuacja z kard. Pellem, ale także z innymi przypadkami oskarżeń o molestowanie, wywołała falę ataków na Kościół.
Z drugiej strony nie ma w Kościele w Australii dużo fanatyzmu i jest pewna akceptacja rzeczywistości, w której żyjemy jako katolicy. Kościół wciela też restrykcyjne prawo australijskie, które ma zapobiegać przypadkom molestowania seksualnego dzieci, chroni kobiety etc. To oczywiście pozytywne, ale sprawia też, że życie wspólnoty staje się bardziej rygorystyczne.
Wróćmy do czegoś przyjemniejszego – do muzyki. Kiedy zaczęłaś śpiewać, grać i nagrywać swoją twórczość?
– Zaczęłam grać na gitarze w wieku 12 lat. Jako że moja mama zawsze angażowała się w życie Kościoła, to ja uczyłam się gry na gitarze, działając przy kościele. Śpiewałam na przykład w czasie mszy. Ksiądz Carlos Mario Lopera z mojej parafii pw. Maryi Niepokalanej Królowej Pokoju pewnego razu zapytał mnie, czy nie chciałabym nagrać płyty. Słyszał bowiem, jak śpiewam. Ja mu odpowiedziałam, że jaka płyta, przecież to bardzo trudne (śmiech)! On na to, że sprawdźmy to zatem. No i zaczęliśmy badać temat i naprawdę mogliśmy to zrobić. Udało nam się i potem zdecydowaliśmy się zorganizować służbę muzyczną w parafii, która znajduje się w dzielnicy Santa Fe w Medellin, gdzie mieszkałam jako dziecko.
Potem przeprowadziłem się do innej dzielnicy. Współpracowałam tam z miejscowym kapłanem, Deyronem Laverde. Bóg stworzył z nas pewne interesujące połączenie. On jest osobą bardzo elokwentną i biegłą w słowie, jest także psychologiem egzystencjalnym. Dla wzmocnienia przekazu ewangelicznego skutecznie można użyć dużo muzyki. Jego kazania i moja muzyka świetnie się uzupełniały, więc zgraliśmy się idealnie. Nagraliśmy dwie kolejne płyty: „Cristo Experiencia de laVida” i „Para Darte Gracias”.
Skąd czerpiesz inspiracje do swoich utworów?
– Płyty, o których dotąd była mowa, to moje aranżacje już istniejących pieśni. „Seré Feliz” to jest pierwsza i jedyna moja autorska płyta jak dotąd. Zainspirował to Bóg, bo dobre rzeczy przychodzą od Niego. Współpracując z księdzem Deyronem Laverde, zawsze szukałam pieśni, która będzie odpowiadać jego głoszeniu. Pewnego dnia doszło do mnie, że te pieśni nie zawsze w pełni odpowiadają przesłaniu, które ksiądz wygłasza w czasie homilii. Zaczęłam więc pisać własne utwory.
W Eucharystiach uczestniczyła kobieta, która miała pewien dar – potrafiła przepisywać dokładnie słowo po słowie całe głoszenie księdza. Publikowała to potem na Facebooku. Wracając z mszy przeczytałam to i wyciągałam esencję z kazania, słowa kluczowe. Przekształcałam to następnie w formę bardziej poetycką, ustrukturyzowaną w wersy i z tego powstały różne pieśni. Wszystko było zainspirowane głoszeniem ojca Deyrona podczas sprawowanych przez niego Eucharystii
Niesamowite.
– Tak, niesamowite, ponieważ Bóg zainspirował każdą rzecz na tej płycie. To piękne.
Jedno kazanie, a tyle treści. Często nie słuchamy dobrze i nie wynosimy wiele nawet z dobrych homilii. Mówi się, że kto śpiewa, modli się dwa razy. W Polsce mówimy też, że kto śpiewa bez talentu i fałszuje, jak choćby ja (śmiech), śpiewa trzy razy.
– (Śmiech).
Masz jakąś radę dla tych, którzy śpiewać nie potrafią, ale chcą i w ten sposób chwalić Boga?
– Mam. Doświadczyłam czegoś pięknego, kiedy Pan Bóg postawił mnie w sytuacji próby. Studiowałam muzykę w Medellín. Kiedy wyemigrowałam do Australii, chciałam tam oczywiście śpiewać i szukałam do scholi ludzi, którzy śpiewają dobrze i czysto. Jednak wkrótce napotkałam pewien wstrząs, ponieważ w parafii, w której było mnóstwo osób z różnych krajów, każdy musiał zapisać się na listę, a potem cierpliwie czekać na swoją kolej (nawet rok), żeby móc zaśpiewać. Ten rok pokazał mi, że Bóg jest ponad tym, co ludzkie. Dlatego nasze talenty nie są kluczowe dla misji, którą On ma dla nas.
Każda osoba, która chce Mu śpiewać ma do tego prawo. Nikt nie powinien się wstydzić, bo jesteśmy po to, by chwalić i służyć Bogu. Masz dostęp do wielu środków. Jeśli chcesz nauczyć się lepiej śpiewać, szukasz tutoriali, uczysz się oddychać w odpowiedni sposób, ćwiczysz techniki śpiewania. Nie ma ograniczeń, ale nie to jest najważniejsze. Dla Boga są rzeczy bardziej wartościowe niż nasza technika śpiewu czy talent. Twój śpiew może być piękny technicznie, ale to, co wychodzi z twojego serca niekoniecznie będzie szczere. Bóg zna nasze serca i to, co z nich wypływa, jest dla Niego najistotniejsze.
Święty Augustyn mówił, że musimy nauczyć się śpiewać, bo aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z nami zrobić.
– (Śmiech).
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |