Fot. episkopat.pl/Instytut Prymasowski/CC BY-NC-SA 2.0

Sebastian Zbierański: między nami chodził święty [REPORTAŻ]

„Na nas, klerykach i młodych księżach, zawsze robił wrażenie. Beatyfikacja to jest mocne potwierdzenie tego, że między nami chodził święty”. Tak mówią księża, którzy sakrament kapłaństwa przyjęli z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego – wkrótce błogosławionego. 

Księża Henryk i Jan przyjmowali święcenia prezbiteratu z rąk ówczesnego prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego. Były lata 70. XX wieku. Dziś obaj są proboszczami, a przed nimi złote jubileusze kapłaństwa. Postanowiłem spotkać się z nimi. Wspomnieniami wspólnie wróciliśmy do najważniejszych chwil ich życia.  

>>> Stefan – chłopiec z małej wioski, który został prymasem

Autorytet 

Ksiądz Henryk prowadzi mnie do pokoju, pokazując wiszącą na ścianie czarno-białą fotografię. Spogląda na nią z błyskiem w oku. U dołu dostrzegam  datę: 10 czerwca 1972 r. To dzień jego święceń. Rozpoznaję znajome twarze. Od lewej księża formatorzy: Józef Glemp i Stanisław Nowak, gość z Krakowa. Za kilka, kilkanaście lat będą biskupami. Moją uwagę zwraca jednak postać siedząca w centrum. Stefan Kardynał Wyszyński. Miał wówczas ponad 70 lat, pełnych doświadczeń i przeżyć. Co myślał, gdy pozował do zdjęcia z neoprezbiterami? Co dziś powiedziałby księżom wyświęcanym w równie trudnych, a może i trudniejszych czasach?  

>>> Prymas Wyszyński: do nikogo nie mam w sercu niechęci, nienawiści czy ducha odwetu

 Prymas to był prawdziwy mąż stanu. Był największym autorytetem moralnym w komunistycznej Polsce. Tak wszyscy na niego patrzyliśmy – rozpoczyna swoją opowieść ksiądz Henryk. Nie pamięta dokładnie pierwszego spotkania z kardynałem Wyszyńskim. Pewnie było to w październiku 1966 r., kiedy zaczynał naukę w gnieźnieńskim seminarium.

Mój rozmówca zaznacza, że były to czasy, w których każdy biskup naturalnie budził wokół siebie atmosferę wielkiego szacunku i dystansu. Z czasów kleryckich zapamiętał za to śniadania, na które prymas zapraszał seminarzystów, służących mu do mszy w kaplicy arcybiskupów gnieźnieńskich. W Gnieźnie kardynał bywał rzadziej niż w Warszawie. Gdy przyjeżdżał, panowała podniosła atmosfera. Taka, jak w czerwcu 1972 r., kiedy ksiądz Henryk i 18 jego kolegów przyjęło święcenia, których zgodnie ze zwyczajem udzielał prymas Polski.  

Neoprezbiterzy 1972. Pamiątkowe zdjęcia z kard. Wyszyńskim. Fot. Sebastian Zbierański

Wielcy bywają nierozpoznani 

–  Nam się wydawało, że prymas nie rozpoznaje „nowych czasów”. Że jest już starszy, nie nadąża za tym  – kontynuuje ksiądz.  

 Ja po latach widzę, jaką on wtedy miał w sobie mądrość. „Księża, idzie wielka demoralizacja. Brońcie ludzi, brońcie ich dusz. W was jest nadzieja” – powiedział nam w dniu święceń. Czy to nie było proroctwo? Czy nie obserwujemy tego dzisiaj? – pyta retorycznie mój rozmówca. 

Dodaje, że dziś kardynał Wyszyński z pewnością miałby odwagę, żeby neoprezbiterom powtarzać to samo. Bo czasy są jeszcze trudniejsze. Bo znów, choć wielu tego nie zauważa, świat i Kościół potrzebują autorytetu przez wielkie „A”. 

>>> Abp Polak: trzeba mieć odwagę Prymasa Tysiąclecia

Od święceń mojego rozmówcy niedługo minie okrągłe 50 lat. Z tej perspektywy można wiele powiedzieć. Pytam, z jakim według niego odbiorem nauczanie prymasa spotkałoby się dziś. Ksiądz Henryk zamyśla się. Mówi, że świat jest dziś zupełnie inny. Dodaje, że kard. Wyszyński i za życia bywał nierozumiany. – Ale tak już jest z wielkimi ludźmi. Zbyt często nie są właściwie rozpoznawani przez swoje czasy – kończy naszą rozmowę.  

Święcenia kapłańskie udzielane przez Prymasa Tysiąclecia. Kadr z materiału TVP Historia. Fot. youtube.com

O Prymasie zawsze z szacunkiem 

Ksiądz Jan wzrusza się już przez telefon, kiedy wyjaśniam, o czym chcę rozmawiać. – Święcił nas błogosławiony! – wita mnie, stojąc na progu swojej plebanii.  Był jednym z ostatnich roczników, którym sakramentu kapłaństwa osobiście udzielał kard. Stefan Wyszyński. Przy ciepłej herbacie słyszę o albie szytej na święcenia przez mamę z białego płótna, o które w PRL-u było trudno. Ksiądz Jan ze smutkiem wspomina też kolegów, którzy już nie żyją. Ożywia się jednak, kiedy pytam o dzień święceń.  – Na nas, klerykach i młodych księżach, robił mocne wrażenie. O prymasie mówiło się zawsze z szacunkiem, zawsze z namaszczeniem. Nawet, jeśli wydawało się nam, że to co mówi niekoniecznie od razu do nas trafia – zaznacza.

 Czuliśmy się wyjątkowi, wyróżnieni. Nie wiem, czy dziś klerycy przeżywają to podobnie. U nas świadomość, że święci nas kardynał, prymas – lider Kościoła w całym kraju – była dominującym uczuciem w dniu święceń – zamyśla się ksiądz.  

 Ja zawsze szanowałem kardynała Wojtyłę. Zdarzyło mi się nawet być kiedyś na rekolekcjach, które prowadził. Ale w Polsce mówiło się o Wyszyńskim i to on był przede wszystkim znany. Dziś trochę „przysłonił” go Jan Paweł II. Ale to na pewno nie umniejsza jego wielkości. Jego beatyfikacja to jest mocne potwierdzenie tego, że między nami chodził święty – mówi ksiądz Jan. 

>>> Modlitwa przed beatyfikacją Prymasa Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej

Stefan Kardynał Wyszyński w otoczeniu księży. Fot. NAC

Naprawić sumienia 

„Ustrój można zmienić w kilka lat, gospodarkę można odbudować w kilkanaście. Ale naprawić ludzkie sumienia – to może zająć całe pokolenia” – te słowa prymasa mocno utkwiły w pamięci mojego rozmówcy. Potraktował je jako wyzwanie, które towarzyszy mu przez wszystkie lata kapłaństwa. Im więcej ich ma, tym bardziej zauważa, jak prawdziwe są te słowa. 

– Byliśmy przekonani, że jeśli przyjdzie wolność i wyrwiemy się z komunizmu, to ludzie staną się prawdziwie solidarni, że zaczną razem pracować nad tym, żeby ład moralny w naszej ojczyźnie był stale podnoszony. Myśleliśmy, że w kościołach będziemy mieli tłumy. Jak jest? Wiadomo – wzdycha.  

Nasza rozmowa schodzi też na temat ostatnich lat życia kard. Wyszyńskiego. Ks. Jan mówi o pamiętnym maju 1981 r. i o emocjach, które towarzyszyły śledzeniu informacji o stanie papieża zranionego w zamachu, a równocześnie doniesień z Warszawy o gasnącym życiu prymasa.  

>>> Abp Gądecki: kard. Wyszyński był człowiekiem nietuzinkowym

– Wszyscy, nawet niewierzący, czuli, że prymas to przede wszystkim wielki Polak. Ja chciałbym, żeby i dziś młodzież i dzieci nie traktowały go jako kolejnej odległej postaci historycznej. Mam nadzieję, że uda się pokazać, że błogosławiony kard. Wyszyński to także patron na nasze czasy – mówi ksiądz Jan na zakończenie naszej rozmowy. 

Kard. Wyszyński udziela sakramentu święceń kapłańskich ks. Jerzemu Popiełuszce. Maj 1972r. Kadr z materiału TV TRWAM. Fot. youtube.com

Setki wyświęconych 

Stefan Kardynał Wyszyński udzielił sakramentu kapłaństwa setkom księży. Wśród nich był m.in. Jerzy Popiełuszko, dziś błogosławiony męczennik. Konsekrował też 45 biskupów, w tym swojego następcę, Józefa Glempa. Zawsze, kiedy zwracał się do wyświęconych przez siebie duchownych, podkreślał, jak ważne jest to, by troszczyli się o powierzonych im wiernych. Mawiał, że człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi. To przesłanie nie traci na aktualności. I wielu księży z pewnością może uczyć się z tych słów także dziś. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze