Sekretarka Pana Boga [ROZMOWA]
Z siostrą Marią Angelą Heinrich ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, Zofia Kędziora rozmawia o tym, jak Helena Kowalska stała się świętą siostrą Faustyną, Apostołką Bożego Miłosierdzia.
Jak to się stało, że siostra Faustyna wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia?
Ona już jak była młoda, wspominała swoim rodzicom, że chciałaby wstąpić do klasztoru, rodzice jej jednak nie pozwolili. Poszła więc zarabiać do pewnej rodziny, pomagać jej, sprzątać czy gotować. Kiedyś mówiło się na to „służąca” albo pomoc domowa. Chciała zarobić pieniądze, żeby pomóc rodzicom. Potem przyszedł pierwszy taki moment, że Pan Jezus wciąż ją pytał, kiedy ona zrobi ten krok. Ona się jednak z początku wahała, ponieważ rodzice się na to nie zgadzali. W międzyczasie pojechała ze swoja rodzoną siostrą do Łodzi, na pewien bal. Na tym balu była radosna atmosfera, ludzie się bawili. Jednak w pewnym momencie przy Siostrze Faustynie stanął Pan Jezus i spytał ją: „Dokąd będę tak cierpiał?”. Ona to natychmiast zrozumiała. Powiedziała siostrze, że ją boli głowa, szybko wyszła z tej zabawy, pobiegła do katedry w Łodzi i rzuciła się na środku kościoła przed Panem Jezusem. I tak się modliła…
Co było potem?
Potem nastał ten drugi decydujący moment, w którym podjęła decyzję, że pójdzie do klasztoru. Nie wiedziała jednak, jak powiedzieć to rodzicom, mimo że była pełnoletnia. Powiedziała tylko wujkowi, którego poprosiła, żeby ją odwiózł na stację, żeby mogła się udać do Warszawy, jak powiedział jej Jezus.
A co jej powiedział?
Powiedział prosto, że ma iść do konkretnego kościoła w Warszawie i tam będzie kapłan. Miała go spytać, co dalej ma czynić. I ona tak zrobiła. Po mszy św. poszła do zakrystii i spytała się tego kapłana, co ma zrobić, ponieważ chce wstąpić do klasztoru. On jej powiedział, że ma się udać do pewnej pani za Warszawą, żeby tam zarobić na tzw. wiano. I tak właśnie było. Ten wujek miał tylko powiedzieć tym rodzicom, że Helena po prostu pojechała do klasztoru. I potem była u Sióstr Rodziny Maryi, w Warszawie, niedaleko Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Chciała tam początkowo wstąpić, jednak jej nie przyjęto. Więc poszła do Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. I tam Matka Przełożona, s. Michaela Moraczewska powiedział jej tak: „Idź do Pana Jezusa, do kaplicy i spytaj się, czy cię przyjmuje”. Helena poszła i po jakiejś chwili przyszła znów do Matki Przełożonej, oznajmić jej, że Pan Jezus ją przyjął. Ona odparła: „Jeśli Pan Jezus cie przyjmuje, to i ja cie przyjmuję”. I tak wstąpiła do klasztoru.
Siostra Faustyna umarła młodo, w Zgromadzeniu była tylko 13 lat.
Tak, była w sumie w 12 domach naszego Zgromadzenia! Co roku gdzieś indziej. Dzisiaj tak brzydko by można powiedzieć „zapchajdziura”. Jak była gdzieś potrzebna, to Matka Generalna ją przenosiła. Tutaj do Kiekrza trafiła w 1929 roku, na trzy miesiące. I właśnie tutaj, u nas, odbyło się spotkanie z Panem Jezusem nad jeziorem Kierskim, obok nas. Tak nam uświęciła to miejsce. Myśmy rok wcześniej dopiero się tutaj sprowadziły jako Zgromadzenie, na zaproszenie biskupa poznańskiego. Tutaj, dosłownie obok nas, w tej kuchni, pracowała na co dzień. Potem zbudowałyśmy tutaj w 2005 r. Drogę św. Faustyny, ponieważ wtedy była setna rocznica jej urodzin. W tym czasie także, 2 kwietnia zmarł Jan Paweł II, i to wszystko zbiegło się w czasie. Dlatego teraz mieści się na tej Drodze mostek i kamień poświęcony Janowi Pawłowi II. Od tej chwili pielgrzymi przyjeżdżają. Ja prowadzę notatki i widać, że z roku na rok jest coraz więcej pielgrzymów.
Autokary przed klasztorem stoją cały czas.
To jest niewytłumaczalne. To działa łaska Boża, że ci ludzie chcą jednak odwiedzić to miejsce i poznać św. Faustynę.
Jest jakiś sprawdzony sposób na to, żeby poznać cały „Dzienniczek”? To nie jest łatwa lektura…
Tak jak Pisma Świętego nie można przeczytać „ciurkiem”, tak samo „Dzienniczka”. Trzeba robić odstępy, trzeba przeżyć to, co jest tam napisane. Najlepiej etapami. W naszej kaplicy jest zawsze „Dzienniczek” i jak ludzie przychodzą, to zawsze fragment przeczytają. Siostra Faustyna pisała „Dzienniczek” na rozkaz Pana Jezusa. Przecież ona na początku go spaliła, to był taki podszept szatana. Potem musiała to odnawiać i też mogły jej się pomylić daty czy szczegóły. Więc to nie było takie oczywiste od początku. W „Dzienniczku” zostawiła świadectwo swojej ogromnej zażyłości z Bogiem. Pan Jezus dał jej zadanie, by ogłosić światu szczególny Dzień Miłosierdzia. I ona to zadanie wypełniła. Potem w Wilnie otrzymała od Jezusa modlitwę, którą dzisiaj nazywamy Koronką do Bożego Miłosierdzia. „Przez odmawianie tej Koronki podoba mi się dać wszystko, co będzie zgodne z wolą moją” – mówił jej Jezus.
Z pewnością takie zadanie nie było łatwe dla prostej zakonnicy.
Bogu dzięki, że miała swojego spowiednika, który nią kierował i ją w tym wspierał. To jest niesamowite, Pan Bóg nad tym wszystkim trzymał swoją rękę. Przecież sam Pan Jezus dał jej tego spowiednika, wszystko dokładnie zaplanował. I ona wykonała to zadanie. Potem powiedział jej o Godzinie Miłosierdzia, to było kolejne zadanie. Także je wypełniła. Słusznie nazywa się ją Sekretarką Bożego Miłosierdzia, ponieważ robiła wszystko, co jej powiedział Pan. Tak jak sekretarka wypełnia wszystko, co jej powie dyrektor w szkole czy gdzieś indziej, tak samo święta Faustyna wypełniła wszystko, co jej powiedział Jezus.
Jakie jest przesłanie św. Faustyny dla dzisiejszego człowieka?
Wciąż jest takie samo, czyli po pierwsze jest to przygotowanie świata na ostatnie przyjście Jezusa. To przypadek, że odczuwamy teraz taki niepokój? Wciąż wojny, jeden na drugiego napada, nie pozwala się ludziom żyć spokojnie. Te wydarzenia w jakiś sposób przygotowują nas na to powtórne przyjście. Po drugie siostra Faustyna zawsze była czuła na ludzi, którzy zbliżają się do końca życia. Pragnęła, żeby oni mogli pojednani iść do Ojca. Jak Faustyna była w Krakowie, wciąż to czyniła: chodziła do ludzi, przygotowywała ich na śmierć. Znana jest nawet taka historia, że umierał pewien człowiek. Święta Faustyna koniecznie chciała, by przyjął ostatnie namaszczenia, jednak rodzina jej do niego nie dopuszczała. Ale Faustyna znalazła sposób i w końcu umarł pojednany z Panem Bogiem, przyjąwszy wcześniej sakramenty. Taka była siostra Faustyna. Ona nam utorowała drogę do Pana Boga.
Dziękuję za rozmowę.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |