Sekta to sposób działania [ROZMOWA]
Hubert Piechocki (misyjne.pl): Gdy myślimy o sektach, to przychodzą nam na myśl farmy ze Stanów Zjednoczonych i spektakularne historie masowych samobójstw. Czy taka jest rzeczywistość sekt?
Andrzej Drozd OP, dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Poznaniu: Nie, już od wielu lat tak nie jest. To było pokłosie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to rzeczywiście działy się takie spektakularne wydarzenia. Obecnie to się mocno zmieniło. Nie brakuje wciąż grup, które bazują na takiej fantastyce – energiach, milenarnych przejściach, zaświatach itd. Wciąż w ludziach jest potrzeba szukania łatwych odpowiedzi na wszystko, tego, by ich rzeczywistość była czarno-biała. Natomiast teraz już rzadziej spotykamy się z takimi grupami. Oby to był dobry znak, świadczący o tym, że era samobójstw masowych czy indywidualnych się skończyła.
Problem rzeczywiście jest aktualny. Episkopat francuski powołał nawet specjalną grupę, która zajmuje się poszukiwaniem tendencji sekciarskich wśród katolików. W takim razie – czym są dzisiaj sekty, jak je rozpoznać?
Pojęcie sekty może nas ograniczać, wskazuje bowiem na to, że to ma być grupa. Tymczasem sekta to współcześnie raczej sposób oddziaływania na osobę. To nie musi być grupa, to może być osoba, która w ten sposób działa. Teraz jest dużo też organizacji, które funkcjonują w przestrzeni wirtualnej. Jest ktoś, kto wypuszcza do Internetu filmiki i teksty, zakłada stronę internetową, kanał na YouTube czy tajną grupę na Facebooku. I to jest medium, które może wystarczyć do oddziaływania na osoby. W ten sposób zaczyna się modelowanie, kształtowanie życia drugiego człowieka, nadawanie mu jakiejś nowej tożsamości. Sekta to już zatem nie grupa, a sposób działania.
Co oznacza zatem ten sposób działania?
Ten sposób skutkuje tym, że osoba będąca pod wpływem takiego oddziaływania traci swoją normalną, codzienną tożsamość, staje się kimś nowym. Taki człowiek zaczyna też tracić poczucie odpowiedzialności i wolność. Ktoś mówi mu, co ma robić i jak ma zmieniać swoje życie. Odbiera jej także sprawczość – sukcesy, możliwości rozwoju itd. są zależne tylko od tej osoby czy grupy osób, która ją prowadzi. To jest zawłaszczenie wolności, możliwości, potencjalności działania jednostki. Chyba pierwszą rzeczą, którą można zauważyć, jest ograbienie człowieka z jego relacji z innymi ludźmi – z rodziną, przyjaciółmi, ze znajomymi. Człowiek będący pod wpływem oddziaływania sekty zatraca też swoje poglądy, które przecież budują jego tożsamość i historię. Czynniki, które wymieniłem, pokazują, że jakaś osoba czy grupa osób oddziałuje na inne osoby w sposób sekciarski.
Chcę zatrzymać się przy wątku zmiany sposobu życia. Przecież Kościół wielokrotnie nawołuje nas do zmiany sposobu życia, postawy, do nawrócenia się. Jak zatem odróżnić to, czy ktoś się po prostu zmienia i nawraca od tego, że jest rzeczywiście pod wpływem jakiejś sekty?
To rzeczywiście może wydawać się trudne. Czasami osoby, które wchodzą do jakichś wspólnot katolickich i nagle zmieniają się o 180 stopni. Po czym zatem to poznać? Przede wszystkim nawrócenie w ujęciu chrześcijańskim ma charakter podmiotowy i wolnościowy. To osoba jest autorem nawrócenia – to metanoia, czyli zmiana myślenia. Kościół nigdy nie nawołuje do tego, żeby zerwać z rodziną, przyjaciółmi czy znajomymi. Kościół nie nawołuje też do budowy swojego nowego ja. Mówi zawsze o nawracaniu konkretnej osoby, nawracaniu człowieka, który się urodził i ma swoją historię. I z tą historią zostanie też zbawiony. Takie niezdrowe, destrukcyjne „nawrócenie” każe zerwać z dotychczasową historią. Każe się „na nowo narodzić” – zrywając relacje, więzi, wspomnienia, zainteresowania, hobby, czasem nawet wykształcenie. Celem tego „niezdrowego nawrócenia” ma być stworzenie siebie na nowo. Człowiek jest wycinany z tego, co stanowi jego korzenie.
“Nawrócenie” o charakterze destrukcyjnym jest raczej produktem działania drugiej osoby lub grupy. Osoba jest nawracana. Jest przedmiotem działania, a nie podmiotem.
Trzeba zapytać o to, jak sekty werbują swoich członków. Jak to się dzieje, że człowiek zaczyna być pod wpływem innej osoby czy grupy osób?
Trzeba zacząć od tego, czego ludziom brakuje. Ostatnio zaobserwowałem w Poznaniu i w okolicach dużą potrzebę wspólnotowości i lektury Pisma Świętego. Powstają więc różne grupy, które skupiają się wokół czytania Biblii, często nie są związane z konkretną denominacją chrześcijańską. Nie zawsze można od razu określić, czy to będzie coś, co zniszczy życie tych ludzi, czy raczej coś, co jest tymczasową przygodą czy chęcią poszukiwania – by ostatecznie odnaleźć się w którymś z Kościołów. Sekty działają w oparciu o potrzeby, które są w ludziach. To potrzeba wspólnoty, zainteresowania się Pismem Świętym i modlitwą. Sekty czy osoby, które działają nieetycznie, chcą wykorzystać drugą osobę, mieć nad nią poczucie kontroli, władzy, sprawstwa – puszczają haczyk, który polega na tym, że dają danej osobie to, czego akurat potrzebuje. Dają jej poczucie panowania nad życiem, jasny obraz świata (po naszej stronie jest jasna moc, reszta jest skąpana w ciemności, my ci pokażemy drogę, wiedzę, damy ci umiejętności).
W nas jest tendencja do tego, by widzieć świat jako czarno-biały i niektóre grupy po prostu to dają. W niektórych ludziach jest też potrzeba ciągłego rozwoju na bazie coachingu. Oni zapominają, że nie da się ciągle rozwijać, to jest dużo bardziej skomplikowane. Rozwój następuje zawsze w różnych aspektach życia. Czasami przyczyną, która przyciąga do sekt, jest też po prostu samotność. Dotyczy to zwłaszcza osób, które np. straciły niedawno kogoś bliskiego albo rozpadł im się związek. Oni są bardziej podatni na to, że ktoś zaoferuje im pomoc, opiekę czy bliskość. To są takie sytuacje, „deficyty”, które powodują, że ludzie mogą dać się „złapać”.
Czy da się na samym początku jakoś obronić przed taką grupą i w nią nie wejść, czy też, będąc w polu działania sekty, nie unikniemy zmanipulowania i damy się „wciągnąć”?
Nikt z nas nie jest wolny od manipulacji, nawet sami manipulatorzy! Natomiast tym, co pomaga i jest taką ogólną receptą, jest refleksyjność. Takie zdroworozsądkowe pytanie siebie o to, co ja robię, gdzie jestem, jak wyglądają moje relacje i moje życie. Drugą sprawą jest wsłuchanie się też w to, co mogą powiedzieć o mnie inni, zwrócenie na to uwagi. Jeżeli ktoś mówi, że się dziwnie zachowuję, to zapytajmy: dlaczego? A jeżeli to mówią trzy osoby – to może coś w tym jest? Istotne jest weryfikowanie swoich zachowań w oparciu o to, co mogą powiedzieć mi moi bliscy, przyjaciele i znajomi. Oni znają mnie długo i mogą zauważyć pewne zmiany – w zachowaniu, a nawet w słownictwie czy w ubiorze.
Wiele sekt jest zupełnie niezwiązanych z chrześcijaństwem. Łatwiej nam wtedy wychwycić manipulację. Ale znacznie trudniej musi nam być wtedy, kiedy przekaz sekty wydaje nam się być zgodny z nauczaniem Kościoła katolickiego, z wyznawaną przez nas wiarą.
Nie ukrywam, że sporym problemem zawsze będą grupy czy osoby, które w sposób intencjonalny lub nie dokonują jakiegoś rodzaju manipulacji w Kościele. Kościół jest darzony przez wiernych jakimś autorytetem i zaufaniem. Czasami zdarzają się jednak sytuacje, w których osoba prowadząca np. jakąś wspólnotę sama dopuszcza się nadużyć emocjonalnych, które mogą powodować, że tworzy nam się grupa, która ma znamiona grupy destrukcyjnej. Może być też tak, że takie grupy tworzą się w różnych wspólnotach przy kościołach z powodu braku duszpasterza. Ksiądz może mieć wiele grup, mało czasu i nie może czy nie chce poświęcić go jakiejś grupie. To skutkuje tym, że grupa zdana tylko na siebie może generować zachowania i sposób zachowania, który będzie destrukcyjny. Może się zrodzić taki mechanizm sektowy. To jest trudne, bo można teraz pomyśleć, że walczą przeciwko Kościołowi. Największy dysonans powoduje w nas to, że jak coś jest w Kościele, to powinno być bezpieczne, a czasem okazuje się, że nie jest. Zawsze może czaić się jakieś ryzyko.
Myślę, że to jest też wyzwanie dla duszpasterzy – żeby poświęcać temu tematowi więcej czasu w pracy duszpasterskiej i w indywidualnych rozmowach z wiernymi.
To bardzo złożona sprawa. Na pewno bardzo ważne jest, by duszpasterze mieli tzw. superwizję – to co klasycznie kojarzy nam się z psychologią i terapią. Byłoby świetnie, gdyby mieli możliwość spotykania się, by opowiedzieć o tym, w jaki sposób funkcjonują w danej grupie, jak ją przeżywają jako prowadzący i biorący odpowiedzialność. Czasami mogą być rzeczy, których ja sam nie widzę lub w sprawie których „sam się okłamuję”. To jest niezależne od inteligencji czy od zdolności, po prostu – jesteśmy ludźmi. Ważne są też rozmowy na forum wewnątrz grupy. Działającą zdrowo grupę można poznać po tym, że jest w niej miejsce na krytykę, na podzielenie się negatywnymi uwagami i rozmawianie o tym. W grupach zdarzają się często podziały, warto więc zapytać, jak dzielą daną wspólnotę. Czy jedyne, co jej pozostało, to wspólne funkcjonowanie czy też jej członkowie potrafią się wspierać? Są grupy, które tylko wspólnie działają, ale się nie wspierają, nie ma między ich członkami zaufania.
Mówiliśmy o tych symptomach, które mogą wskazywać na to, że ktoś jest pod wpływem działania grupy czy osoby destrukcyjnej. Zauważamy, że nasz bliski dziwnie się zachowuje, że coś jest nie tak. Czy my jesteśmy w stanie mu jakoś pomóc?
Pierwszą rzeczą jest dowiedzenie się, gdzie ta osoba jest teraz, jakie są jej zainteresowania i relacje. Ważne jest, żeby podtrzymać relację z taką osobą – to jest klucz do tego, żeby dało się komuś pomóc. Każda świadomie i intencjonalnie działająca grupa destrukcyjna będzie dążyła do tego, by jej ofiara zerwała relacje z wszystkimi dookoła. Dlatego musimy podtrzymać tę relację i dowiedzieć się, w jakim życiowym momencie jest nasz bliski. Bo może się także okazać, że jesteśmy w błędzie i ktoś po prostu przeszedł metamorfozę albo jest w trakcie terapii, która może skutkować różnymi decyzjami zmieniającymi życie. Jeżeli ktoś jest w normalnej grupie, to nie będzie miał problemów z tym, żeby opowiedzieć nam, gdzie jest, co robi, dlaczego tam jest. Ale jeżeli jest jakieś zafałszowanie, pojawia się nieprawda, to może to oznaczać różne trudności. Zawsze warto włączyć w sobie taką czerwoną lampkę, jeśli w danej grupie opowiada się o takich rzeczach, które mogą wskazywać na przejście do innego świata itd. Za takimi grupami mogą stać np. halucynacje wywoływane narkotykami czy stany psychotyczne. Pytajmy, rozmawiajmy z naszym bliskim – jak się czuje, jak mu się w tej chwili żyje.
Pomocy możemy też szukać na zewnątrz.
Jak najbardziej, można się zgłosić do naszego ośrodka ( Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach działa teraz w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i w Gdańsku; jest także strona internetowa sekty.dominikanie.pl – przyp. red.), innych instytucji lub zgłosić się na infolinię kryzysową czy telefon zaufania. Pomóc może nam także rozmowa z psychologiem. Ale nie zapominajmy, że najważniejsze jest bycie z tamtą osobą. Cokolwiek się dzieje – trzeba przy niej być.
Wychodzenie z sekty to praca bardziej duchowa czy psychologiczna?
To zależy od grupy. Jak najbardziej jest to praca nad psychiką. Mechanizmy manipulacji działają przede wszystkim w sferze psychologicznej człowieka. Ale wiadomo, że ludzie zaangażowani w grupy religijne czy duchowe będą potrzebowały też pomocy z tej strony. Ważne jest poustawianie sobie na nowo świata religijnego, duchowego, wartości – po to, żeby wszystko było stabilne, a nie chwiejne. Moment bycia w grupie to czas wykorzystania ofiary – wali jej się cały świat. Trzeba pomóc bliskiemu na nowo ustawić ten świat – i wymaga to pracy psychologicznej i duchowej.
Te zagrożenia czają się na nas na każdym rogu i mamy z nieufnością podchodzić do nowych osób? Czy też jednak nie mamy tak bardzo bać się tego świata?
Nie wolno siać paniki – ona jest zawsze narzędziem do tworzenia totalitaryzmów. Bądźmy refleksyjni, to ważne. Ale ufajmy, bo zaufanie jest potrzebne w budowaniu relacji międzyludzkich. Takim najbardziej uniwersalnym narzędziem powinna być dla nas zdroworozsądkowość. Warto w kontekście niektórych relacji stanąć z boku siebie i zobaczyć, co robię. Kiedy wchodzę w jakąś relację – z grupą czy z osobą, internetowo lub w świecie realnym – to warto trochę obserwować, zwiększyć tę refleksyjność. Żadna grupa nie wciąga za pomocą czarodziejskiej różdżki, tak to na szczęście nie działa.
A rozpoczęte właśnie wakacje to – jak dawniej – czas wzmożonego działania sekt? Czy też w dobie Internetu grupy destrukcyjne działają przez cały czas?
Teraz to już cały rok. Kiedyś trzeba było wyjechać na wakacje, żeby zetknąć się z jakąś grupą. Teraz można to zrobić cały rok, Internet jest przecież dostępny 24 godziny na dobę. Cały czas jest możliwość, żeby spotkać osobę, która jest w kryzysie, która potrzebuje pomocy, która szuka relacji, wiedzy. W każdej chwili możemy spotkać taką osobę. „Łapanie” przez osoby czy grupy destrukcyjne trwa bez przerwy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |