Siła muzyki Grzegorza Płonki [RECENZJA]
W rodzinie siła – mówi mądrość ludowa. A w góralskiej rodzinie – można powiedzieć – siła jest podwójna. A taką właśnie jest rodzina Grzegorza Płonki – muzyka z podtatrzańskiego Murzasichla, u którego za najmłodszych lat zdiagnozowano autyzm. Diagnoza jednak okazała się błędna. Drogą do nowego życia Grzegorza okazała się muzyka.
Film przedstawiający historię Grzegorza Płonki można od piątku oglądać w kinach. Obraz nosi tytuł „Sonata”, bo to właśnie „Sonata księżycowa” Ludwiga van Beethovena była dla Grzegorza szczytem muzycznych aspiracji. Jak mówi reżyser Bartek Blaschke – to film o utalentowanym muzycznie chłopaku, który przez kilkanaście lat pozostawał w świecie ciszy. Grzegorz Płonka po urodzeniu został błędnie zdiagnozowany przez lekarzy. Dopiero w okresie nastoletnim okazało się, że nie ma autyzmu. Wśród jego problemów ze zdrowiem dominujący jest głęboki niedosłuch, który nie wykluczył jednak muzycznego talentu. Gdy w domu odkrył „stary mebel”, czyli pianino, szybko okazało się, że to będzie jego pasja. I życiowa droga. Młody chłopak chciał się uczyć, ale żadna ze szkół, do których trafił nie była skrojona pod jego potrzeby. Dodatkowo przez błędną diagnozę w najważniejszych dla rozwoju dziecka latach Grzegorz nie wykształcił umiejętności mówienia.
Rodzice Grzegorza (w tej roli Małgorzata Foremniak i Łukasz Simlat) o tym, że autyzm to błędna diagnoza dowiedzieli się dopiero w momencie, gdy ich syn miał już kilkanaście lat. Jedna z nauczycielek zauważyła wtedy, że Grzesiek jednak reaguje na dźwięk. We wrześniu 2002 r., gdy miał 14 lat, okazało się, że cierpi na obustronny zmysłowo-nerwowy niedosłuch stopnia ciężkiego. Przeszedł wtedy operację zeza i usunięcia oczopląsu, poprawił mu się wzrok, znikły trudności z opanowaniem ciała. Biegły neurolog orzekł, że Grzesiek ma dziecięce porażenie mózgowe. W końcu mogła rozpocząć się prawidłowa rehabilitacja. Dostał też aparaty słuchowe, a kilka lat później implant w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach, gdzie wreszcie został prawidłowo zdiagnozowany. Dzięki implantowi zaczął uczyć się mówić. Wtedy okazało się, że mimo niedosłuchu ma słuch i talent muzyczny. Nieprawidłowa diagnoza z czasów niemowlęcych przekreśliła bezpowrotnie jednak jego szansę na edukacje w normalnej szkole. Mama Grzegorza starała się – i robiła to niezwykle walecznie – zapisać syna do szkoły muzycznej. Musiała przedrzeć się przez mur urzędniczej niechęci. Wtedy usłyszała, że chłopak faktycznie ma talent, ale brakuje mu wyczucia rytmu i przede wszystkim słuchu wyższych dźwięków. Grzegorz nie dawał jednak za wygraną – ćwiczył w domu, pobierał też lekcje od miejscowego muzyka (w tej roli Lech Dyblik).
Syn w centrum rodziny
„Sonata” to pochwała rodzinnej determinacji w poszukiwaniu dobrej, lepszej przyszłości dla ukochanego członka rodziny. To akceptacja jego choroby, to także wspieranie go w wielu wyborach (niekiedy zaskakujących i trudnych, jak chęć gry na pianinie, z którego dźwiękiem żyje później cała rodzina). Przychodzą trudne chwile, chwile zwątpienia i bezsilności, ale ostatecznie miłość jest silniejsza od wszystkiego. I choć – co oczywiste – Grzegorz Płonka jest głównym bohaterem filmu to o jego rodzicach na pewno nie można powiedzieć, że są bohaterami drugiego planu. Nie traktują Grzegorza gorzej, nie jest dla nich „złem koniecznym”. Wręcz przeciwnie, ich syn jest w centrum uwagi, niekiedy nawet staje im na głowie (choć robi to z wrodzonym wdziękiem). Sami zresztą w pewnym momencie zdają sobie sprawę z tego, że z ich pola widzenia znika drugi syn, który „przez to” że jest zdrowy nie wymaga tyle uwagi i troski.
Sonata mistrzowsko zagrana
Na 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni film „Sonata” został nagrodzony Nagrodą Publiczności oraz nagrodą za Najlepszy Debiut Aktorski, którą otrzymał Michał Sikorski za rolę Grzegorza Płonki. Jego gra jest fenomenalna! Oglądając „Sonatę” można pomyśleć i uwierzyć, że to nie aktor wcielający się w rolę, ale człowiek z niepełnosprawnością taką samą, jak ta Grzegorza Płonki. Muzyk spod Zakopanego w pewnej chwili daje za wygraną i zostawia z boku grę na fortepianie. Wszystko się jednak zmienia pod wpływem pewnej dziewczyny, którą poznał na wernisażu poświęconym ludziom z autyzmem i porażeniem mózgowym. To pod jej wpływem wraca do ćwiczeń nad „Sonatą księżycową”, z którą niedługo później wystąpi przed publicznością I Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego Dzieci, Młodzieży i Dorosłych z Zaburzeniami Słuchu „Ślimakowe Rytmy”.
Płonka został jego laureatem i odtąd nazywany jest „Beethovenem z Murzasichla” i „Nikiforem fortepianu”. Doceniono autentyczność i piękną interpretację. Eksperci przyznają, że nawet jeśli Grzegorz niekiedy gubi rytm czy popełnia jakiś mały błąd to niweluje to jego ekspresja i indywidualne podejście do utworu. Grzegorz Płonka to artysta z Tatr. I sztuką, w której osiągnął mistrzostwo jest nie tylko muzyka, ale też po prostu życie. Można to docenić, oglądając kinową „Sonatę”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |