Pożar na Lesbos. fot. EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

Lesbos: spłonęło piekło, które sami stworzyliśmy

Piszę ten tekst dzień po tym, kiedy otrzymałam wiadomość, że obóz dla uchodźców „Moria”, znajdujący się na Greckiej wyspie Lesbos, spłonął. Zostały tylko zgliszcza, a 13 tysięcy osób, które koczowały w obozowisku, straciło dach nad głową.

Obóz Moria na greckiej wyspie Lesbos jest/był największym obozem dla uchodźców w Europie, ponieważ wyspa ta znajduje się 12 km od Turcji i jest najkrótszą z morskich dróg prowadzących do Europy.

Uchodźcy przybywają na wyspę od 5 lat, tylko zeszłej zimy na Lesbos dotarło 20 tysięcy osób! Oficjalny obóz Moria był w stanie przyjąć tylko 3 tysiące osób. Z powodu przeludnienia obozu i braku miejsca w innych, uchodźcy pozostawieni sami sobie zaczęli budować namioty dookoła Morii. Tak powstała „Dżungla”, którą w ostatnich miesiącach zamieszkiwało 13 tys. osób. W gaju oliwnym przy Morii stały tysiące prowizorycznych namiotów zbudowanych z palet i folii, które również trzeba było zorganizować na własną rękę. Większość mieszkańców obozu to Afgańczycy, ale spotkaliśmy również wielu Syryjczyków, Irańczyków i mieszkańców krajów afrykańskich.

Miesiąc temu razem z grupą 18 osób ze Wspólnoty Sant’Egidio z Polski  pojechaliśmy na Lesbos, aby dołączyć do innych Europejczyków z Sant’Egidio, którzy przez całe wakacje towarzyszyli uchodźcom przebywającym w greckich obozach. Byliśmy tam, żeby towarzyszyć uchodźcom, okazać im naszą solidarność i sympatię, poznać ich historię i zobaczyć na własne oczy, jak wygląda dzisiaj ich życie.

Nie spodziewałam się, że Europa może stworzyć miejsce tak zdehumanizowane i nieludzkie. Po otrzymaniu informacji o pożarze w Morii, Angelika (Niemka), która była z nami na Lesbos napisała: „Spłonęło piekło, które sami stworzyliśmy”.

Wspólnota Sant’Egidio towarzyszy uchodźcom od początku kryzysu migracyjnego. Stworzyła program korytarzy humanitarnych, który pozwala na sprowadzenie w legalny i bezpieczny sposób uchodźców przebywających w obozach do jednego z krajów europejskich.

Podczas wakacji Wspólnota Sant’Egidio była obecna na Lesbos, aby być z tymi, którzy uciekli do Europy przed wojną i represjami, jakich doświadczyli w swoich krajach. Do pomocy zaproszeni zostali wolontariusze z różnych krajów europejskich, w tym grupa ochotników z Polski. Do naszych głównych zadań należały odwiedziny w obozie, prowadzenie szkoły pokoju i restauracji solidarności.

>>> Lesbos: modlitwa na „cmentarzu kamizelek ratunkowych”

Pożar na Lesbos. fot. EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

Pożar na Lesbos. fot. EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

Odwiedziny w obozie

Codziennie rano grupa wolontariuszy  wychodziła do „Dżungli”, żeby porozmawiać z mieszkańcami obozowiska, poznać ich historię, zaprosić na obiad w restauracji solidarności, a dzieci do szkoły pokoju. Na samą myśl o wejściu do obozowiska budził się we mnie strach o to, co może mnie spotkać w tak „dzikim” i niestrzeżonym miejscu. Kiedy tylko przekroczyliśmy drut kolczasty i zobaczyliśmy pierwszy namiot wybiegła w naszym kierunku grupa małych dzieci. Zupełnie bezbronnych i radosnych. Spotkanie dzieci na samym wejściu do obozu od razu uświadomiło mi, że nie mam się czego bać, skoro dla tych dzieci to codzienność. Przed następnym namiotem spotkałam młode małżeństwo, które uciekło z Aleppo, kiedy zaczęła się wojna. Pokazywali mi skorpiona, którego w nocy znaleźli w swoim namiocie, a spała z nimi ich 6-miesięczna córeczka, która tam też się urodziła. W obozie spotkaliśmy ludzi w każdym wieku, którzy mówili nam przede wszystkim o tym, że chcą pracować, wysyłać dzieci  do szkoły, mieć dom i spokojną przyszłość. Niestety, większość osób od lat żyje w nieustającej niepewności, po tygodniach ciężkiej podróży muszą przejść procedurę azylową, która trwa miesiącami i nigdy nie wiadomo, jaką decyzję otrzymają. Aktualnie w przypadku odrzucenia wniosku o azyl uchodźca ma 10 dni na opuszczenie terytorium Grecji. Dokąd ma się skierować?

>>> Polka o obozie Moria na Lesbos po pożarach: sytuacja jest dramatyczna

Szkoła pokoju

40% mieszkańców obozu to dzieci i nastolatkowie, niestety większość z nich nie chodziła do szkoły, a obozowa codzienność nie stwarza im warunków do edukacji. Wspólnota Sant’Egidio postanowiła zorganizować lekcje angielskiego i zaprosiła dzieci z obozu do specjalnie przygotowanej klasy tak, aby każdy poczuł się mile widziany. Najważniejszym zwrotem po angielsku, jakim się posługiwaliśmy, było: „Hello my friend”. Wszyscy chcieliśmy być dla siebie przyjaciółmi i tego właśnie doświadczyliśmy. Byli nauczyciele, tablica, każdy uczeń dostał zeszyt, drugie śniadanie i zadanie domowe. Nie zapomnę radości jednej z wolontariuszek, która ze wzruszeniem opowiadała o najmłodszych uczniach, którzy pokazywali jej, jak odrobili swoje zadania. Do naszej szkoły pokoju zaczęli przychodzić również dorośli, którzy również chcieli nauczyć się języka angielskiego. Najpiękniejszym widokiem w obozie były dzieci z zeszytami, które dostali w szkole Wspólnoty Sant’Egidio.

Pożar na Lesbos. fot. EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

Pożar na Lesbos. fot. EPA/ORESTIS PANAGIOTOU

Restauracja solidarności

Poza szkołą zapraszaliśmy uchodźców również na obiad do restauracji, którą otworzyliśmy w starej olejarni. Codziennie trzeba była przygotować ok. 800 posiłków, które gotowaliśmy sami. Od samego rana w kuchni, pod czujnym okien naszego włoskiego szefa kuchni Rinaldo, pracował międzynarodowy zespół wolontariuszy Wspólnoty Sant’Egidio. Kiedy ustalaliśmy, co przygotujemy danego dnia najważniejsze było, żeby dania na talerzu wyglądały pięknie i kolorowo. I żeby dobrze smakowały. Bardzo zależało nam na tym, żeby osoby zaproszone na obiad poczuły się naprawdę przyjęte i ugoszczone najlepiej, jak tylko się da. Właśnie dlatego tak ważne było odpowiednie przygotowanie i podanie dań. W obozie Moria ludzie czekają w kolejce po jedzenie ponad godzinę i niestety często nie nadaje się ono do spożycia, ponieważ jest zepsute, a zjeść można tylko w swoim namiocie – gdzie nie ma miejsc na stół. W restauracji solidarności Wspólnoty Sant’Egidio odpowiednio przygotowany stół był równie ważny jak posiłek. Czysty obrus i kwiaty na każdym stole stanowiły namiastkę domowego stołu przy, którym każda rodzina się spotyka. Niestety, w obozie dla uchodźców zjedzenie posiłku przy stole graniczy z cudem, ponieważ w namiotach na stół nie ma miejsca.

Dzisiaj z obozu Moria i „Dżungli” zostały już tylko popiół i zgliszcza. Tysiące osób siedzą na ulicy przez obozem, a działające na miejscu organizacje pozarządowe rozdają im koce i jedzenie, żeby mogli przetrwać najbliższą noc.

>>> Skutki pożaru w obozie dla uchodźców na Lesbos [ZDJĘCIA]

Wspólnota Sant’Egidio rozpoczęła zbiórkę funduszy na natychmiastową pomoc dla uchodźców z Lesbos. Apelujemy wszystkich krajów Unii Europejskiej o pilne przyjęcie uchodźców, którzy stracili wszystko w pożarze w obozie Moria na Lesbos.

Jak długo jeszcze Europa będzie odwracać wzrok? Co jeszcze musi się wydarzyć, żebyśmy pomogli ludziom, którzy przybyli do Europy z nadzieją, że tu odnajdą bezpieczne miejsce do życia.

 

Galeria (25 zdjęć)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze