„Sprawiedliwy pokój” – czym jest, co w tej sprawie naucza Kościół?
Wszyscy życzymy sobie w roku 2023 sprawiedliwego pokoju. Szczególnie jednak jako chrześcijanie czujemy jak wielki ciężar ma dziś ewangeliczne orędzie pokoju, szczególnie w obliczu okrutnej rosyjskiej agresji w Ukrainie. Dlatego odwołując się do nauczania Kościoła warto postawić pytanie jakie warunki powinien spełnić sprawiedliwy pokój w Ukrainie. I jakie są konieczne etapy tej drogi, a jakie pułapki, których należy unikać.
Analizę przygotował dr hab. Sławomir Sowiński, Instytut Nauk o Polityce i Administracji UKSW
Realizm chrześcijaństwa: między myśleniem utopijnym a świecką „realpolitik”
Refleksję taką warto zacząć od zarysowania perspektywy „chrześcijańskiego realizmu” obecnego w nauczaniu Kościoła o wojnie i pokoju. Realizmu, który przestrzega zarówno przed pokusą pacyfistycznej utopii, jak i przed tonem niektórych wersji tzw. realizmu politycznego (realpolitik), odwołującego się wyłącznie do argumentu siły.
Głosząc naukę o miłości Boga do człowieka Kościół podkreśla zarazem prawdę o ludzkiej grzeszności, za sprawą której, kolejne pokolenia konfrontować się muszą, także w życiu międzynarodowym, z rozmaitymi wcieleniami – jak ujmował to św. Jan Paweł II – za „strukturami grzechu” (encyklika „Solicitudo rei socialis”), czy tajemnicy zła („Pamięć i tożsamość”). Chrześcijańską zaś odpowiedzią na owo wcielone zło, którym bez wątpienia jest także wojna, nie może być ani bierność, ani utopijna wiara w moc wzniosłych apeli, ale jest nią opowiedzenie się po stronie dobra. W przypadku działań wojennych, obok zachęty do modlitwy o pokój czy pomocy humanitarnej, Kościół akceptuje „uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej”, podkreślając, że „rządom nie można odmawiać prawa do koniecznej obrony” (Katechizm Kościoła Katolickiego 2308 – 2309).
Przyjmując taką realistyczną perspektywę nauczanie Kościoła wyraźnie unika jednak absolutyzowania siły jako kryterium sprawiedliwego pokoju, podkreślając, że prawdziwym fundamentem pokoju jest respektowanie praw człowieka (św. Jan XXXIII, encyklika „Pacem in Terris”) i praw narodów (św. Jan Paweł II, „Przemówienie w ONZ, 5 października 1995”). A sposobem budowania trwałego ładu międzynarodowego jest przemiana ludzkich sumień (papież Franciszek, encyklika „Fratelli Tutti”).
Wojna nie jest przedłużeniem polityki
Wojna nie jest w nauczaniu Kościoła postrzegana jako kontynuowanie polityki innymi środkami. Odwrotnie, wojna jest w tym spojrzeniu polityki porażką. W perspektywie którą proponuje Kościół, wojna nie może być też traktowana jako wpisany w cykl ludzkich dziejów moment historycznych przesileń. Nie można wreszcie w tej perspektywie traktować wojny jako skutecznego sposobu budowania w świecie sprawiedliwości. Stąd nawet w przypadku w pełni usprawiedliwionych wojen obronnych, odchodzi się w nauczaniu Kościoła od pojęcia „wojna sprawiedliwa”, na rzecz określenia „uprawniona obrona z użyciem siły militarnej”.
>>> Smutne święta prawosławne w Odessie [WIDEO]
Odróżniając zatem z całą jednoznacznością wojenną agresję od słusznej militarnej obrony, Kościół widzi w wojnie objawianie się immanentnego zła, któremu, wszelkimi– także militarnymi – środkami należy zapobiegać. A tam gdzie nie jest to już możliwe, należy je tłumić, odsuwać bądź ograniczać.
Trudna droga do pokoju
Którędy zatem wiedzie dziś droga od wojny do sprawiedliwego pokoju? Choć wydaje się ona bardzo trudna – w perspektywie określonej tu mianem chrześcijańskiego realizmu – można wskazać kilka przynajmniej na niej drogowskazów.
Po pierwsze, stając mocno na gruncie chrześcijańskiej nadziei trzeba dziś przypominać, że pokój jest możliwy. A okrucieństwa wojny nie wolno nam traktować jako nieuchronnego fatum, na które – przez dłuższy czy krótszy czas – skazane być mają poszczególne narody. Nasze chrześcijaństwo przynagla nas by o pokój modlić się i zabiegać od zaraz. Już dziś.
Przynaglenie takie nie może być jednak – po drugie – w żadnym razie traktowane jako nacisk na państwo napadnięte, by w imię własnego losu lub interesu innych uległo sile agresora. Do czego prowadzi narzucanie pokoju siłą dotkliwie nauczyły nas układy z Monachium, czy Jałty. Dlatego dziś jasne musi być dla wszystkich, że to do Ukrainy, a nie na przykład jej sojuszników, należy decyzja o wyborze drogi do sprawiedliwego pokoju.
Co jeszcze ważniejsze – po trzecie – chrześcijańsko motywowane przynaglenie do angażowania się na rzecz pokoju nie może zagłuszać naszych sumień. Odwrotnie. Ewangeliczne wezwanie „poznacie prawdę a prawda was wyzwoli” (J. 8,32) przypomina, że także na drodze od wojny do pokoju, kierować się trzeba, poza racjami politycznymi, również moralną kategorią prawdy. Trwały i sprawiedliwy pokój, który uwolni Ukrainę z wojennego koszmaru musi być zatem oparty o uznanie prawdy o rosyjskiej agresji i wojennych zbrodniach, które domagają się osądzenia oraz zadośćuczynienia.
>>> Ukraina: otwarto trzeci dom dla potrzebujących prowadzony przez dominikanów; posłuży uchodźcom
Racje moralne nie zawsze jednak idą w parze z sytuacją militarną, a agresorów – tu i teraz – często nie sposób zmusić do uznania swojej winy. Dlatego – po czwarte – trzeba pamiętać, że droga do sprawiedliwego pokoju może być długa i wymaga cierpliwego wsparcia ofiar przez wspólnotę międzynarodową.
Co więcej, – po piąte – napadnięci kierując się racjami humanitarnymi mają prawo podejmować decyzje o zawieszeniu działań militarnych, również bez spełnienia przez agresora elementarnych warunków sprawiedliwości. Także jednak wtedy, a zwłaszcza wtedy, wspólnota międzynarodowa ma obowiązek wyraźnie odróżniać takie zawieszenie broni od sprawiedliwego pokoju i nadal naciskać na agresora w kwestii uznania przez niego jego winy i sprawiedliwego zadość uczynienia.
Chrześcijański realizm podpowiada wreszcie – po szóste – że w obliczu wojennego zła sprawiedliwy pokój nie może być bezbronny.
W czasie wojny oznacza to, że napadnięci mają prawo nie tylko bronić się, ale także oczekiwać wsparcia innych. W szerszej zaś perspektywie podkreślić trzeba, że sprawiedliwy pokój wymaga porządku międzynarodowego, który skutecznie ogranicza zapędy agresorów, stwarza możliwości pokojowego rozstrzygania sporów i wspiera najsłabszych. Dystansując się w tym względzie od logiki tzw. „koncertu mocarstw” oddającej najsilniejszym potęgom tego świata prawo do narzucania innym reguł ładu międzynarodowego, Kościół w swym nauczaniu zachęca raczej do rozwoju współpracy w ramach organizacji międzynarodowych. Szukanie sprawiedliwego pokoju dla Ukrainy wieść powinno zatem także do włączania jej w obręb struktur demokratycznego Zachodu, w tym UE i NATO.
W perspektywie zaś najszerszej, wojna w Ukrainie przynagla wspólnotę międzynarodową i jej liderów do usprawniania organizacji takich jak ONZ, Rada Europy czy OBWE tak by mogły one skuteczniej niż dziś zapobiegać agresjom w przyszłości, a także dochodzić sprawiedliwości wobec agresji już dokonanych.
Zadanie Kościoła: jak zawsze, głosić Ewangelię
Na koniec, warto zastanowić się jeszcze nad szczególną rolą jaką na drodze do sprawiedliwego pokoju ma dziś do odegrania sam Kościół, czy też mówiąc szerzej, Kościoły chrześcijańskie. Wszak agresja rosyjska dokonała się w świecie – przynajmniej formalnie – chrześcijańskim, a prawosławne chrześcijaństwo, bywa jak wiadomo nadużywane do jej legitymizacji.
Chrześcijański realizm podpowiada, że rola taka ma dziś wymiar nie tyle dyplomatyczny, co przede wszystkim stricte religijny. Nie brak bowiem świeckich miejsc gdzie pokojowe negocjacje prowadzić można bez pośrednictwa Kościołów. Doświadczenie uczy zaś, że w wojnie takiej jak ta w Ukrainie, inicjatywy dyplomatyczne Kościoła mogą być cynicznie instrumentalizowane.
Zasadniczym zatem zadaniem Kościołów, w tym także Kościoła katolickiego, wobec wojny w Ukrainie jest ukazywanie dziś na nowo, że istota Ewangelii nie polega na obronie tej lub innej tradycji, cywilizacji, czy porządku kulturowego, ale przede wszystkim na uobecnianiu prawdy o miłości Boga do każdego człowieka. Jako katolicy zatroskani okrucieństwem wojny w Ukrainie mamy więc dziś prawo i obowiązek przypominać sobie, wiernym Kościoła prawosławnego i całemu współczesnemu chrześcijaństwu, że Chrystus nie po to posyła nas byśmy w jego imię toczyli we współczesnym świecie krucjaty, ale byśmy byli świadkami Jego miłości.
Z tej podstawowej perspektywy wynikają wyzwania bardziej szczegółowe.
Po pierwsze, należy do nich niewątpliwie dalsza promocja przez Kościół miłości bliźniego, która wyraża się we wsparciu wszystkich ofiar wojennej agresji.
Wielkim zadaniem Kościoła katolickiego, wspólnie z innymi Kościołami chrześcijańskimi, w tym szczególnie z tymi prawosławnymi, jest dziś – po drugie – odsłanianie prawdy o agresywnych ideologiach i szowinistycznych nacjonalizmach naszych czasów, które – jak mieliśmy nadzieje – miały przeminąć wraz z XX wiekiem. Jedne i drugie, także i dziś, fetyszyzując własne polityczne cele, lub skrajnie rozumiany grupowy egoizm, niosą w sobie złudne wizje politycznego odrodzenia, czy raju na ziemi, kwestionując jednocześnie prawo do życia, wolności czy rozwoju innych. A czasem – jak pokazuje przykład agresji Rosji w Ukrainie – sięgają także po przemoc i zbrodnie. Jako chrześcijanie mamy dziś szczególny obowiązek przeciw temu protestować, zwłaszcza gdy odbywa się to ze świętokradczym nadużyciem symboliki chrześcijańskiej.
W tym sensie – po trzecie – pilniejsze niż kiedykolwiek wydaje się dziś ekumeniczne szukanie jedności chrześcijan na rzecz wspólnego świadectwa prawdzie Ewangelii i wspólnej jej obrony przed brutalną polityczną czy wojenną instrumentalizacją.
Po czwarte wreszcie i być może najtrudniejsze. Choć jako chrześcijanie mamy obowiązek stać po stronie napadniętych i wspierać ich prawo do słusznej obrony, to zarazem, nie wolno nam jednak nienawidzić. To jedno z najtrudniejszych wezwań Ewangelii: potępiając działania agresora, a czasem twardo z nim walcząc, widzieć w nim jednak do końca człowieka. Upadłego, uwiedzionego przez zło, czasem oszalałego z nienawiści, ale jednak umiłowanego niegdyś przez Boga, człowieka.
Trwanie przy tej trudnej tajemnicy naszej wiary niemożliwe jest rzecz jasna bez modlitwy i Bożej łaski. Wymaga też ono pokory i delikatności, zwłaszcza wobec cierpienia ofiar, które co dzień opłakują swych bliskich. Dlatego czasem w tej sytuacji, najlepszym wyrazem naszego chrześcijaństwa jest sama milcząca modlitwa, pokuta czy post.
Niemniej jednak, wierność tej wymagającej – w jakimś sensie dramatycznej – perspektywie Ewangelii, to nie tylko obowiązek Kościoła ze względu na jego misję i tożsamość. To również duchowa posługa, która także toruje trudną drogę do pokoju. Pokoju, który zaczyna się i kończy w ludzkich sercach.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |