Stagnacja i smak nielegalu

Do tego przemyślenia zainspirował mnie wpis mojego kolegi na Facebooku, którego treść była mniej więcej taka: „Nie ma dzisiaj postu, ale kiełbasa i tak ma smak nielegalu.” Spieszę wyjaśnić – w świadomości trzydziestolatka, uściślając, także mojej – piątek to dzień bez mięsa i baletów.

To drugie zostało nieco zliberalizowane w momencie wprowadzenia modyfikacji przykazań kościelnych – tym samym tylko piątki w Wielkim Poście uznaje się za dni pokutne. No tak, w Wielkim Poście… czyli co tydzień w piątek na balety pójść nie grzech. Są wśród nas tacy, którzy chętnie skorzystają ze zmiany, są też tacy, którym się w głowie nie mieści to, że w piątek można pójść na dyskotekę. Czy to kwestia gorliwości czy przyzwyczajeń? O tym jeszcze za chwilę.

Tydzień ma swój rytm liturgiczny. W niedzielę mamy Wielkanoc, zatem w piątek nasze myśli zmierzają na Kalwarię. Przynajmniej tak jest w teorii. Pytając wielokrotnie moich uczniów o to, dlaczego niedziela jest świętem, w większości odpowiedzi mogę usłyszeć, że Pan Bóg odpoczywał w niedzielę. To tylko jeden z przykładów pokazujących, jaki obraz Boga ma młodzież, z którą pracuję.

Wróćmy jednak do piątku. Wielokrotnie przychodzi mi tłumaczyć, dlaczego ten piątek ma być taki jarski i niebalowy. A więc dajmy na to, że ktoś bliski odchodzi. Jest wiele miejsc i rzeczy przypominających nam tę osobę. Rocznica śmierci jest naturalnym dniem, w którym celebrujemy pamięć o tejże osobie. Idąc dalej, jeśli śmierć nastąpiła powiedzmy w piątek, a to był ktoś nam naprawdę bliski, to piątek będzie nam się kojarzył szczególnie z tą bliską nam osobą. Niestety często jesteśmy jednak tak zajęci i nasze myśli obciąża tak wiele spraw, że warto mieć jakiś przypominacz. Post piątkowy jest takim przypominaczem. Post generuje pewnego rodzaju niewygodę i ta ma nam przywracać na myśl to, co wspominamy. Czemu mięso, a właściwie jego brak? W polskiej kuchni mięso jest składnikiem powszednim. Jeśli coś mam na co dzień, to brak tego spowoduje przemyślenie. Dlaczego jajeczniczka bez bekonu, kanapka bez szynki, a na obiad ryba lub ruskie pierogi, a nie ulubiony schabowy? Ten brak, ta – mówiąc wprost – niewygoda ma prowadzić myślą na Kalwarię. Owszem są ludzie, którym brak mięsa nie przeszkadza. Tu zapewne jednak nie będzie problemu z kreatywnością, która podpowie, jak poczuć jakiś własny piątkowy brak, np. coś tak karkołomnego jak ograniczenie liczby spożytych filiżanek kawy. To dopiero heca!
Wyjaśniliśmy zatem, że piątek to brak, który generuje refleksję. Że nie baluję, bo choć trochę staram się wchodzić w pasję. Dlaczego czasem jednak można w piątek wciągnąć kebaba lub kiełbasę na legalu? Otóż bywa tak, że w piątek wypadnie uroczystość i wtedy ten dzień nie ma charakteru pokutnego. Tym bardziej w oktawie wielkanocnej, to jest podczas ośmiu dni po Zmartwychwstaniu, które przedłużają nam Wielkanoc. Można by się pokusić o szaloną refleksję, że gdyby Polska była państwem wyznaniowym, to mielibyśmy osiem dni wolnego co roku i to zarówno w oktawie Bożego Narodzenia, jak i Wielkanocy!

Jak wielu z nas myśli o piątku jako o dniu odejścia kogoś bliskiego? Chyba częściej to pewnego rodzaju przyzwyczajenie, które wynieśliśmy z domu, tj. piątek bez mięsa. Podejście do sprawy tylko na zasadzie „nie wolno” będzie zaś tworzyło opór, bo czy jedzenie kiełbasy w piątek powoduje, że jestem gorszym chrześcijaninem? Mnie do zrozumienia tego, że to coś więcej niż „nie można” potrzeba było trochę czasu i wejścia w relację ja–Bóg.

Piątki, w które przypadają uroczystości liturgiczne, są otrąbiane w polskich internetach. Ileż to memów powstało w związku z możliwością jedzenia mięsa w piątek! Rodzi się jakaś taka chęć, że skoro można, to trzeba to zagryźć choćby hot dogiem. Są i tacy, których to nie przekonuje. Piątek jest jarski i nie ma zmiłuj – bo tak było, jest i będzie. Pamiętam rozmowę sprzed lat, kiedy w rodzinnej parafii służyłem do mszy, i kiedy to jeden ze starszych ministrantów tłumaczył pewnej pani, dlaczego akurat w ten piątek można było zjeść mięso. Pani nie chciała przyjąć do wiadomości, że można. Kolega ratował się autorytetem proboszcza, a nawet papieża: – Oni też jedzą dzisiaj mięso. Co pani na to? – Na co kobieta odpowiadała z przekonaniem: – To kwestia ich sumienia, ale mnie do grzechu nie namówicie.

Zapewne wiele razy jeszcze przyjdzie mi tłumaczyć się z tych piątkowych zakazów, dla jednych ciągle aktualnych, dla innych uznanych za przeterminowane. Niejednokrotnie spotkam się z przekonaniem, że tak jest i nie trzeba tego tłumaczyć, bo to tradycja. Dla mnie niejedzenie mięsa w piątek to coś jak zapalenie znicza. Bo w piątek umarł ktoś dla mnie ważny. Jeśli jednak przypada uroczystość to grzechem jest… nie świętować.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze