Św. Josemaria Escriva – święty spraw codziennych
Dziś w Kościele katolickim obchodzone jest wspomnienie liturgiczne założyciela Opus Dei, św. Josemarii Escrivy.
Kiedy Josemaría miał dwa lata rozchorował się bardzo ciężko. Zdaniem lekarzy nie miał szans na przeżycie. Jego matka obiecała Matce Bożej, że jeśli uratuje chłopca, pójdzie z nim w pielgrzymce do sanktuarium w Torreciudad. Znajdowało się ono w Pirenejach, niedaleko granicy z Francją. Po tym ślubie mały Josemaría w niewytłumaczalny po ludzku sposób wyzdrowiał. Wiele razy potem słyszał od swojej matki: „Maryja przeznaczyła cię do czegoś wielkiego, bo wtedy bardziej byłeś umarły niż żywy”.
Święty spraw codziennych
Dziś w miejscu, gdzie znajdowała się mała kapliczka, do której pani Dolores zabrała chłopca po jego cudownym wyzdrowieniu stoi olbrzymie sanktuarium wzniesione z inicjatywy księdza Josemarii. Ale Założyciel Opus Dei – choć świadom był nadzwyczajnych interwencji Boga w jego życiu – nie chciał, aby w Torreciudad szukano „cudowności”. Nad szeregiem kranów zainstalowanych w sanktuarium dla potrzeb pielgrzymów kazał umieścić napis: „Woda naturalna do picia”. A gdy jakieś siostry nalewały ją do buteleczek sam do nich podszedł i powiedział, że to nie jest cudowne źródełko.
Natomiast ks. Josemaria wierzył głęboko w inne cuda i to też znalazło swój wyraz w Torreciudad. W planach budowy sanktuarium architekt zaprojektował osiem konfesjonałów. Błogosławiony zarządził inaczej. Ostatecznie powstało ich sześćdziesiąt. Jako pierwszy wyspowiadał się w jednym z nich ks. Josemaria. Było to w maju 1975 roku – na miesiąc przed jego śmiercią. Dziś i 60 konfesjonałów nie zawsze wystarcza. „Nie jesteś pewien, czy potrzebne ci jest nawrócenie? – pytał. – Popatrz: Bóg wymaga od ciebie coraz więcej, a ty dajesz Mu z dnia na dzień coraz mniej!”
Dawanie „coraz więcej” to istota misji, której ksiądz Escriva poświęcił swoje życie. W 1928 roku założył Opus Dei – Dzieło Boże, instytucję, która miała pomagać chrześcijanom zdobywać świętość przez spełnianie swoich codziennych obowiązków zawodowych, rodzinnych i społecznych. Założenie Dzieła miało charakter nadprzyrodzony – tak jak i uzdrowienie małego Josemarii. I tak samo był on niezwykle powściągliwy w ujawnianiu szczegółów tego wydarzenia. Było to 2-go października, gdy ksiądz Escriva odprawiał rekolekcje w madryckim domu księży lazarystów. Oto jego relacja: „Porządkowałem różne notatki, które zrobiłem do tej pory. Tego dnia nędzny osiołek uświadomił sobie jak piękny i wielki ciężar Nasz Pan, w swojej wielkiej dobroci umieścił na jego barkach. Tego dnia Pan założył swoje Dzieło: od tego dnia zacząłem rozmawiać z ludźmi świeckimi. Niektórzy z nich byli studentami, inni nie, ale wszyscy byli młodzi. Otrzymałem światło i zobaczyłem całe Dzieło, gdy czytałem te zapiski. Ukląkłem – byłem wówczas sam w pokoju, to był czas między naukami rekolekcyjnymi – i podziękowałem Bogu. Pamiętam, bardzo mnie to wzrusza, uderzenia dzwonów z parafii Matki Bożej Królowej Aniołów”.
>>> Prof. Skibiński: prymas Wyszyński to wzór świętości na dziś [ROZMOWA]
Praca dla Boga
Pierwsze dziesięć lat istnienia Dzieła to poszukiwanie świeckich, chcących żyć duchem Opus Dei i pokonywanie olbrzymich trudności zewnętrznych. Gdy Opus Dei zaczęło się już powoli rozwijać, w Hiszpanii wybuchła wojna domowa, która sparaliżowała rozległe plany apostolskie młodego księdza. Nieraz sam znajdował się o włos od śmierci, a na froncie ginęli bliscy mu ludzie. Po roku ukrywania się w Madrycie ksiądz wraz z kilkoma członkami Dzieła zdecydował się na przejście przez zieloną granicę do wolnej strefy. Przez Andorę i Francję dotarł do Burgos. Tu na nowo zaczął nawiązywać kontakty i organizować pracę formacyjną. Pisał listy do znajomych rozproszonych po całej Hiszpanii przez działania wojenne i spotykał się z tymi, którzy korzystając z przepustki mogli go odwiedzać. Przy tej okazji – wspominał – wyprowadzał ich „na wieżę katedry, żeby na górze, z bliska, mogli podziwiać gotycki maswerk, prawdziwą koronkę wyrzeźbioną w kamieniu, owoc cierpliwej i żmudnej pracy. Podczas tych rozmów zwracałem im uwagę, że tych wspaniałości wcale nie widać z dołu. Mówiłem – to jest praca Boża, dzieło Boże. Powstaje ono wtedy, gdy się własną pracę wykonuje tak doskonale, że przypomina owe koronki z kamienia! Ci, którzy rozwinęli tu cały swój kunszt, wiedzieli doskonale, że nikt, kto patrzy z miejskich ulic, nie dostrzeże w ogóle ich wysiłku, był on przeznaczony wyłącznie dla Boga. Czy teraz rozumiesz, jak powołanie zawodowe może cię zbliżać do Boga?”
O sto lat za wcześnie
Zakończenie wojny domowej przyniosło tylko chwilową ulgę na drodze rozwoju Opus Dei. Wkrótce zaczęły szerzyć się zarzuty pod adresem Dzieła i jego założyciela. Na przykład po Barcelonie krążyły pogłoski, że do krzyża w miejscowym ośrodku Opus Dei przybijano ludzi, a 999 myśli znajdujących się w książce „Droga” niektórzy tłumaczyli jako kabalistyczną cyfrologię. W latach czterdziestych takich oskarżeń było więcej. Na niektóre można było reagować z rozsądkiem. Krzyż z kaplicy ośrodka w Barcelonie został zamieniony na mniejszy. „Nie będą mogli mówić, ze się krzyżujemy, bo krzyż za mały” – powiedział ksiądz Escrivá. Na inne receptą był humor, jak w ostatnim punkcie „Bruzdy”, następnej książki ks. Josemaríi: „1000: Piszę ten numer, abyśmy, ty i ja, zakończyli tę książkę z uśmiechem, i żeby byli spokojni naiwni czytelnicy, którzy w prostocie lub złośliwości doszukiwali się kabały w 999 punktach Drogi„. Jaka była przyczyna długotrwałego i nierzadko nieprzebierającego w środkach sprzeciwu wielu środowisk w Hiszpanii? Mówi jeden z członków Opus Dei, ks. prof. Amadeo de Fuenmayor: „Przypomina mi się zdarzenie, które moja matka opowiedziała mi w 1941 r. ( ) Ktoś złożył jej wizytę, żeby ją ostrzec, iż jej syn naraża się na potępienie. Na moje pytanie, czy wyjaśnił powody tak straszliwego osądu, powiedziała, że owszem, mianowicie dlatego, iż oszukiwano członków Opus Dei, każąc im wierzyć, iż można zostać świętym pośród świata.”
Wówczas dla zdecydowanej większości wierzących brzmiało to niemal jak herezja. Święty ze świata? To nierealne. Jeszcze bardziej nierealne wydawało się wówczas utworzenie struktury organizacyjnej, dzięki której można byłoby realizować to zadanie. „Przybyliście o sto lat za wcześnie” – tak brzmiał werdykt wysokiego dostojnika Kurii Watykańskiej, gdy w 1946 roku w Rzymie przedłożony został projekt utworzenia takiej instytucji
Forma prawna Opus Dei
Okazało się jednak, że nie trzeba było czekać ani wieku ani nawet połowy tego czasu. Niespełna trzydzieści lat po przybyciu księdza Josemarii do Rzymu zakończył się Sobór Watykański II, który potwierdził naukę Kościoła o powszechnym powołaniu do świętości i podkreślił, że dotyczy ono także świeckich. Sobór otworzył również możliwość dla nadania Opus Dei ostatecznej formy prawnej. W numerze 10-tym dekretu „Presbyterorum ordinis” (7 XII 1965) zapisano, że w przyszłości trzeba – obok innych instytucji – tworzyć specjalne diecezje lub prałatury personalne dla wypełniania szczególnych zadań apostolskich. Następne dokumenty wydane przez Pawła VI w latach1966-67 sprecyzowały ideę prałatury personalnej.
W 1969 roku zarówno Stolica Święta jak i Opus Dei rozpoczęły prace nad zastosowaniem formy prawnej prałatur personalnych do konkretnej struktury Dzieła. Prace te zakończyły się w 1981 roku. Wówczas Stolica Święta wysłała raport do ponad dwóch tysięcy biskupów diecezji, w których było obecne Opus Dei.
Po konsultacjach z biskupami, Ojciec Święty Jan Paweł II podpisał 28 listopada 1982 Konstytucję apostolską „Ut sit” erygując Opus Dei jako prałaturę personalną o charakterze międzynarodowym.
Fakt, że Opus Dei jest strukturą o charakterze personalnym oznacza, że zorganizowane jest ono na zasadzie jurysdykcji personalnej. [W Kościele katolickim jurysdykcje mogą mieć charakter terytorialny – jeśli obejmują konkretny obszar geograficzny (jak diecezje), lub personalny – gdy obejmują określoną grupę osób mających konkretną misję.] Opus Dei tworzą świeccy i duchowni, którzy starają się krzewić świętość w świecie przez pracę zawodową i wypełnianie swoich codziennych obowiązków. W tym, co dotyczy tej misji podlegają oni władzy Prałata.
Wraz z ogłoszeniem Konstytucji „Ut sit” Ojciec Święty zatwierdził Statut Opus Dei będący partykularnym prawem papieskim Prałatury. Statut ten został przygotowany wiele lat wcześniej przez samego księdza Josemarię. W dokumencie określono między innymi na czym polega duch Opus Dei i jak konkretnie chrześcijanin ma na tej drodze zdobywać świętość.
Droga do Nieba
16 października 1931 roku w tramwaju jadącym ze stacji Atocha w Madrycie ksiądz Josemaria usiłował przeczytać gazetę. Nie mógł. Czuł napływającą modlitwę uczuć, pod której wpływem zaczął powtarzać „Abba, Pater (Ojcze)!” „Przypuszczam, że brali mnie za wariata” – wspominał po latach chwilę, gdy ostatecznie skrystalizował się jeden z głównych rysów ducha Opus Dei czyli dziecięctwo Boże. Ks. Josemaria wspominał, że wówczas chciał modlić się w cichości kościoła po Mszy św., ale nie był w stanie. Dopiero, gdy kupił dziennik i wsiadł do tramwaju modlitwa przyszła do niego sama. Było to także potwierdzenie innego ważnego rysu ducha Opus Dei – uświęcającego znaczenia zwyczajnego życia. „Zgiełk tego świata jest dla nas miejscem modlitwy” – mawiał. Gdy ktoś zapytał go, która z wielu kaplic w rzymskiej siedzibie Opus Dei najbardziej mu się podoba, on otworzył okno i wskazując na ulicę powiedział: „To jest moja ulubiona kaplica”.
Nie oznaczało to jednak braku szacunku dla miejsc kultu. Troska o nie stała się kiedyś znakomitą okazją do przypomnienia o kolejnym ważny aspekcie ducha Opus Dei, którym jest uświęcenie pracy. W głównej kaplicy domu w Villa Tevere w Rzymie robotnicy ułożyli na podłodze mozaikę z różnych typów marmuru. Mimo kilku – ich zdaniem – niewielkich usterek, swą pracę uważali za skończoną. Innego zdania był ksiądz Escrivá, który kazał wszystko zdemontować mówiąc, że nie zostało to zrobione dobrze. „Mógłbym to wybaczyć i zostawić – dodał – ale wtedy, za każdym razem, gdy będę w tej kaplicy, ja lub ktoś z moich następców, widać będzie to partactwo. I wtedy nie będziemy się mogli dobrze modlić”.
Umiłowanie wolności to następny ważny element ducha Dzieła. Było to szczególnie widoczne w rodzinnym kraju założyciela, gdzie jego duchowi synowie znajdowali się nieraz w przeciwnych obozach politycznych. Ogólnie znany jest fakt udziału kilku członków Opus Dei w rządzie za czasów gen. Franco. Mniej mówi się o tym, ze inni synowie duchowi ks. Josemarii musieli ratować się ucieczką za granicę, aby uniknąć represji dyktatora. Dla jednych i dla drugich, jak i dla tych, którzy nie rozumieli, ze misja Kościoła nie ma nic wspólnego z posiadaniem konkretnych poglądów politycznych, założyciel Opus Dei dedykował myśl z „Bruzdy”: „Jakże smutną rzeczą jest posiadanie totalistycznej mentalności i brak zrozumienia dla wolności pozostałych obywateli w sprawach, które Bóg pozostawił osądowi ludzi” („Bruzda”, 313).
„Abym przejrzał”
„Dominus ut videam” – „Panie, abym przejrzał” – ten akt strzelisty ks. Escriva powtarzał często przed założeniem Opus Dei i pod koniec życia. Choć mało kto o tym wiedział, w tym czasie rzeczywiście tracił wzrok. „Panie, nie mogę już nic więcej uczynić, a mimo to muszę być silny dla moich dzieci. Nie widzę dalej niż na trzy metry, a muszę patrzeć w przyszłość, aby wytyczać drogę dla moich dzieci” – mówił na kilka miesięcy przed śmiercią. Czasy były rzeczywiście trudne, ponieważ Kościołem i światem targały potężne wstrząsy. „Kiedy zostałem księdzem – mówił wtedy – Kościół Boży wydawał się potężny jak skała, bez jednej szczeliny. (…). Kiedy dziś nań patrzymy ludzkimi oczyma, przypomina zrujnowaną budowlę, rozpadającą się kupę piachu, kopaną, rozwłóczoną i niszczoną Papież powiedział raz, że Kościół niszczy się sam. Mocne, straszne słowa! Ale do tego nie może dojść, bo Jezus obiecał, że Duch Święty czuwać będzie nad nim zawsze, aż po kres wieków.”
26 czerwca 1975 roku w dniu swojej śmierci Założyciel widział się z dwoma wiernymi Opus Dei, którzy mieli spotkać się z lekarzem, będącym osobistym przyjacielem Papieża Pawła VI. I choć nigdy nie używał podobnej drogi, to akurat tego dnia przekazał im wiadomość dla Ojca Świętego: „Powiedzcie mu, że każdego dnia od lat ofiaruję Mszę Świętą za Kościół i za Papieża. Dziś za Papieża ofiarowałem swoje życie.”
Kilka minut przed dwunastą w południe wrócił do Villa Tevere i – jak to miał w zwyczaju – pierwsze kroki skierował do kaplicy, aby pozdrowić Najświętszy Sakrament w Tabernakulum. „Potem – wspominał biskup Álvaro del Portillo – poszliśmy na górę do pokoju, w którym pracował, a w kilka sekund po przekroczeniu progu zawołał towarzyszącego mu księdza i upadł na podłogę”. W pokoju znajdował się wizerunek Najświętszej Maryi Panny z Guadelupe, na który patrzył zawsze, ile razy tam wchodził. Zanim upadł, spojrzał na niego raz jeszcze.
W momencie śmierci księdza Escrivá Opus Dei liczyło ok. 60 tysięcy wiernych mieszkających na pięciu kontynentach. Do kapłaństwa doprowadził on prawie tysiąc spośród swych synów duchowych.
Dziś Dzieło Boże to ponad 84 tys. kobiet i mężczyzn. W przypadku sześciu zmarłych świeckich członków Dzieła otwarto oficjalne procesy beatyfikacyjne. 20 grudnia ub. r. Ojciec Święty zaaprobował cud za wstawiennictwem bł. Josemarii. W ten sposób spełniony został ostatni wymóg potrzeby do kanonizacji założyciela Opus Dei.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |