Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

Świeccy też mogą być liderami w Kościele [FELIETON] 

„W swej drodze ku chrześcijańskiej dojrzałości uczeń Chrystusa potrzebuje więc przewodnika, który będzie dla niego czytelnym «punktem odniesienia» i mądrym towarzyszem wspierającym proces jego formacji” – pisze prof. Aleksander Bańka w książce „Świecki lider w Kościele”. Właśnie – czy ludzie świeccy mogą być liderami, przywódcami w Kościele? Oczywiście, że tak! 

Świecki w Kościele nic nie może. Jest tylko marionetką sterowaną przez duchownych. W wielu z nas wciąż pokutuje to – błędne – przekonanie. Świeccy stanowią zdecydowaną większość Kościoła (duchowni to w sumie tylko niewielki promil ludzi Kościoła) i już z tego powodu wiele mogą i wiele znaczą. Bo nawet jeśli nie mieliby żadnej możliwości aktywnego współdecydowania o Kościele – to zawsze mogą decydować nogami. A to władza bardzo duża – i ma ogromne znaczenie. Ale mogą znacznie więcej. To dzięki świeckim Kościół zmienia się – oddolnie. Laikat może angażować się w przeróżne działania, a jego przedstawiciele mogą być nawet liderami. O tym przekonuje w książce „Świecki lider w Kościele” (Wydawnictwo W Drodze) prof. Aleksander Bańka. 

Można robić wiele 

Profesor Aleksander Bańka, śląski filozof, sam jest świeckim liderem działającym w Kościele. W ostatnich latach stał się nawet jedną z twarzy świeckiego Kościoła w Polsce – stając się delegatem na Synod o Synodalności. Dlatego warto przyjrzeć się jego refleksjom, zobaczyć, co ma nam do powiedzenia o roli laikatu we wspólnocie, którą razem tworzymy. „Lider – to nie kwestia stanowiska, ale osobistego autorytetu, postawy i sposobu oddziaływania na innych. W Kościele mogą i powinni nimi być zarówno biskupi, prezbiterzy, diakoni, jak i świeccy” – pisze prof. Bańka. I trudno się z nim nie zgodzić. To nie stan (świecki czy duchowny) powinien decydować o tym, co ktoś może zrobić (poza bardzo wąskim zakresem zadań związanych ze święceniami) – ale kompetencje danej osoby. Bo przecież na ekonomii i zarządzaniu finansami znacznie lepiej zna się absolwent kierunku ekonomicznego niż kapłan po teologii (owszem, są i kapłani, którzy kończyli też ekonomię). To ten pierwszy znacznie lepiej poradzi sobie z finansami parafii czy diecezji. Śląski filozof wymienia szereg różnych płaszczyzn, na których świeccy mogą się angażować w życie Kościoła – tych wynikających z Kodeksu prawa kanonicznego, ale i tych, które ukształtowały się po prostu przez życie. Świecki jeśli chce – to może działać i realnie kształtować dzisiaj Kościoła. Oczywiście z zastrzeżeniem, że tym ośrodkiem nadzorującym są jednak bardzo często duchowni – to bariera póki co chyba nie do przeskoczenia. Wciąż kierownicze stanowiska w Kościele – nawet te niezwiązane stricte z przekazem wiary – pełnią w przeważającej części duchowni. A przecież redaktorem naczelnym (czy redaktorką naczelną) katolickiej redakcji mogłaby być osoba świecka. Dyrektorem czy dyrektorką diecezjalnej Caritas – również. Ba, za finanse przecież też może odpowiadać osoba świecka. A wyobraźmy sobie przedstawiciela czy przedstawicielkę laikatu jako rzecznika prasowego (rzeczniczkę prasową) któregoś z biskupów czy jako osobę kierującą muzeum, archiwum czy diecezjalną biblioteką. Ech, to trochę kościół moich marzeń (choć sporadycznie już realizowany – bo pojedyncze przypadki oddania ważnych funkcji w ręce świeckich też się zdarzają). 

Wszyscy są wezwani 

Profesor Aleksander Bańka w swoim tekście przypomina m.in. nauczanie soborowe, które też mówi o zaangażowaniu – i to apostolskim – świeckich. Czytamy: „(…) dekret poucza, że nigdy nie może zabraknąć w Kościele apostolskiego zaangażowania świeckich, które wypływa z samego ich powołania chrześcijańskiego, a obecny czas Kościoła wymaga od nich apostolstwa jeszcze szerzej zakrojonego i o wiele intensywniejszego, co więcej – są oni do niego przeznaczeni przez samego Chrystusa”. Kilkadziesiąt lat po soborze watykańskim te słowa zdają się nabierać jeszcze większego znaczenia. Zresztą, intuicję soborową potwierdzili swoim nauczaniem papieże, na czele z Franciszkiem, który wspomina o tym w swojej adhortacji Evangelii gaudium. Śląski naukowiec pisze: „Papież podkreśla, że wszyscy wierzący wezwani są do tego, aby ewangelizować i być ewangelizowanymi; że powinni znaleźć sposób głoszenia adekwatny do sytuacji, w której się znajdują, zawsze dając świadectwo o zbawczej miłości Boga”. Każdy – a więc i Ty, i ja. 

>>> Trzy twarze świętych, świeckich kobiet 

fot. pixabay/iphotoklick

Ciągły rozwój 

Każdy ma ewangelizować – tak jak potrafi. Oczywiście, nie każdy musi od razu być liderem. Wszak nie każdy z nas po prostu czuje się liderem. Ale ci, którzy jak ryba w wodzie odnajdują się w przewodzeniu innym, w liderowaniu – ci mogą też pokusić się o pełnienie tego typu funkcji w Kościele – w parafii, we wspólnocie, w diecezji, w jakiejś organizacji… Profesor Aleksander Bańka kreśli pewien obraz chrześcijańskiego przywódcy. Nie sposób przywołać tu całości, ale zerknijmy choć na kilka spraw związanych z tym tematem. Za J.C. Maxwellem nasz autor wskazuje na cztery kwestie: na charakter, postawę, samodyscyplinę i na osobisty rozwój. W kontekście charakteru dla chrześcijańskiego lidera istotne powinny być: autentyczność, samozarządzanie, pokora i odwaga. Ważne jest także identyfikowanie się z konkretnymi wartościami – w naszym wypadku katolickimi – i życie nimi na co dzień. To jest tak często powtarzany slogan: Ewangelia w praktyce. Może to brzmieć jak banał, ale wcale banałem nie jest. Bo właśnie do życia Ewangelią winna sprowadzać się chrześcijańska codzienność. A jak ktoś jest liderem – czyli jest „na świeczniku – to tym bardziej ten sposób życia (i wartości, którymi się kieruje) rzuca się w oczy. Bańka mocno podkreśla, jak ogromne znaczenie dla kształtowania charakteru, ale i postawy oraz samodyscypliny, ma osobisty wzrost. Ja bym ten wzrost przełożył po prostu na słowo zaczerpnięte bardziej ze świata coachingu – „rozwój”. Na pracę nad sobą. To – jak pisze Bańka – „pozwala uniknąć zabójczej dla dynamizmu życia stagnacji”. Lider, jeśli chce być dobrym liderem, za którym inni rzeczywiście idą – nie powinien stać w miejscu. Musi się rozwijać.  

Ciągnąć innych ku górze 

Po co nam chrześcijańscy liderzy? Po to, żeby łatwiej szło nam się ku Chrystusowi. „W swej drodze ku chrześcijańskiej dojrzałości uczeń Chrystusa potrzebuje więc przewodnika, który będzie dla niego czytelnym «punktem odniesienia» i mądrym towarzyszem wspierającym proces jego formacji”. Lider jest nam potrzebny do tego, by kompas naszego życia duchowego zawsze wskazywał właściwy kierunek, by zmiany w naszym życiu były zawsze dobre. Potrzebujemy takich liderów (a czasami sami nimi bywamy), bo jako ludzie zwyczajnie czasem możemy się gubić (każdy ma do tego prawo). Liderzy, przewodnicy też zresztą potrzebują swoich liderów. Tutaj bym znalazł pewną analogię do świata psychologii – bo uważam, że chrześcijańscy liderzy (i świeccy, i duchowni) potrzebują czegoś na zasadzie superwizji, takiej możliwości skonfrontowania z kimś podejmowanych przez siebie działań i decyzji. Profesor Bańka w kontekście lidera pisze też o postawie służby, która powinna cechować lidera (i myślę, że nie tylko tego chrześcijańskiego, ale lidera w ogóle). Jezus był liderem także dlatego, że potrafił być pokorny. Tylko taki lider będzie autentyczny i prawdziwie – długofalowo – pociągający za sobą ludzi. W liderowaniu nie chodzi o piedestały i o własną karierę. Tutaj chodzi o to, by – dzięki sowim kompetencjom i zdolnościom przywódczym – innych pociągać ku górze. 

Wiele jeszcze intuicji o byciu liderem w Kościele daje nam prof. Aleksander Bańka w książce „Świecki lider w kościele” (Wydawnictwo W Drodze). Ja tylko nakreśliłem kilka zagadnień, które warto sobie indywidualnie przemyśleć. I może zastanowić się nad tym, czy może i ja nadaję się na lidera. Lub przeciwnie – dlaczego nie mógłbym być liderem wspólnoty. Zakończmy cytatem ze śląskiego filozofa: „Świecki katolik, jeśli ma rzeczywiście współtworzyć Kościół i brać za niego odpowiedzialność, musi mieć poczucie, że może być w tym Kościele liderem. (…) Umiejętność dzielenia się przywództwem lub powierzania go świeckim i mądrego towarzyszenia im w ich posłudze liderów to wyraz wielkiej duchowej dojrzałości księdza, który nie przywiązuje do siebie wspólnoty, lecz dba o to, aby jej członkowie usamodzielniali się i «rozwijali skrzydła»”. I właśnie po to nam świeccy liderzy w Kościele. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze