fot. Autorstwa Ary Scheffer – http://1.bp.blogspot.com/-ZapSEtnMong/TyPCE7g3z2I/AAAAAAAAHL8/G-w2bcPXG0I/s1600/Saint+Augustin+et+ste+Monique.jpg, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=24831017

Monika – święta matka i jej syn 

Nie miała łatwo, praktycznie od samego początku. Choć urodziła się w rodzinie chrześcijańskiej, w 332 r., w Afryce, jej wiara musiała się skonfrontować z pogańskim stylem życia.  

Rodzice bardzo szybko wydali ją za mąż za Rzymianina, urzędnika z jej rodzinnego miasta. Był 20 lat starszy, niewierzący, do religijnego zaangażowania żony podchodził z prześmiewczym dystansem, szybko zaczął ją zdradzać… Nie bez powodu św. Monika jest patronką wielu trudnych spraw i wielu sytuacji bez wyjścia.  

Syn „nieudany”

Rozrywka, biesiady, kobiety – na to wszystko patrzyły dzieci Moniki, których, zgodnie z przekazami, miała troje. Najbardziej nasiąkał tym stylem życia najstarszy z nich, Augustyn. W zasadzie trudno się dziwić, że szybko poszedł w ślady ojca. Nie miało już znaczenia, że ten tuż przed śmiercią nawrócił się i przyjął chrzest. Augustyn wszedł w dorosłe życie z przekonaniem, że to przyjemności są celem i postanowił z nich korzystać najpełniej jak mógł. Żył dość swobodnie, szybko poznał kobietę, razem korzystali z życia, i nawet kiedy urodziła mu dziecko, dalej myślał głównie o rozrywkach. Kiedy okazało się, że imprezowe życie nie zaspakaja jego duchowych potrzeb, zaczął szukać odpowiedzi na filozoficzne dylematy i szybko dołączył do sekty manichejczyków. Dualizm świata, nieustanna walka między dobrem a złem, światłem i ciemnością, materią i duchem, a nade wszystko bezgraniczne zaufanie rozumowi – to bardzo mocno pociągało młodego Augustyna. Do czasu… 

Może się nawróci

A Monika, jego matka, wciąż miała nadzieję i tak jak kiedyś o nawrócenie męża, modliła się teraz o nawrócenie syna, często ze łzami w oczach. Wtedy, kiedy bawił się w towarzystwie kobiet, kiedy w głowie miał tylko rozrywki i później, gdy dołączył do sekty i postanowił zostać mówcą. Gdy pojechał do Kartaginy, a następnie do Rzymu i Mediolanu… „Matko, jestem pewien, że syn tylu łez musi powrócić do Boga” – usłyszała kiedyś i to były prorocze słowa, a sam Augustyn napisał potem w „Wyznaniach”: „Matka powiedziała mi – z największym spokojem, z taką pogodą, jaką daje zupełna ufność – iż wierzy, że zanim odejdzie z tego świata, ujrzy mnie wierzącym. Tyle do mnie rzekła. Do Ciebie zaś, który zdrojem jesteś miłosierdzia, jeszcze goręcej się modliła, płacząc, prosiła, abyś jak najrychlej wspomógł mnie i rozświetlił moje ciemności Twoim światłem”. Do Rzymu i Mediolanu Augustyn podróżował w jednym, określonym celu. Chciał poznać najznamienitszych mówców swego czasu. Wiedział, że matka nie odpuści, że będzie chciała za nim podążyć, nie chciał na to pozwolić. Kiedy więc już znaleźli się nad brzegiem morza, gotowi do drogi, Augustyn skłamał, że statek odpłynie dopiero na drugi dzień, i w nocy sam odpłynął cichaczem. Kłamstwa tego później żałował, o czym może świadczyć jego późniejsze wyznanie: „Okłamałem tak dobrą matkę, kiedy za mnie łzy lała i modliła się! A czegóż żądała? Oto, abyś Ty, Boże, nie pozwolił mi odjeżdżać; ale Ty, Panie, patrząc w przyszłość, nie wysłuchałeś jej próśb. Jej krzyk boleści wzniósł się ku Tobie, gdy nazajutrz zobaczyła statek, który mnie unosił na pełnym morzu, statek, który mnie wiódł do zbawienia”.  

Monika, dowiedziawszy się później, że Augustyn z Rzymu udał się do Mediolanu, bez wahania podążyła za nim. Jakże się zdziwiła, kiedy na miejscu dowiedziała się, że jej syn zupełnie zerwał z manichejczykami i chłonie cały sobą słowa biskupa Ambrożego. Wsłuchiwał się w nie uważnie przez dwa lata, poznawał Ewangelię, rozkochał się w Piśmie Świętym. W tym czasie miało miejsce owo znane z późniejszych opisów wydarzenie, kiedy to wzburzony Augustyn wybiegł pewnego dnia do ogrodu, by się modlić. Tam niespodziewanie usłyszał słowa „Tolle lege” (weź, czytaj), od razu odniósł je do siebie, wrócił do domu i wziął do ręki Listy św. Pawła Apostoła. Otworzył i zaczął czytać: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i w wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13, 13-14)… Te słowa wystarczyły: w 387 r. przyjął chrzest z rąk biskupa Ambrożego i rozpoczął nowe życie.  

Fot. Fr Lawrence Lew OP/Flickr

Spełniło się wszystko

Monika zmarła w tym samym roku, w poczuciu, że uczyniła w tym życiu wszystko, co miała uczynić, że już nic więcej na tym świecie jej nie trzyma. Miała 56 lat. „Nic na świecie już mnie nie raduje i nie wiem, czemu jeszcze tutaj żyję, kiedy wszystko się spełniło, do czego wzdychałam tak długo i czego pragnęłam – wyznała synowi tuż przed powrotną podrożą do Afryki. – Jedynym celem życia mego było, mój synu, widzieć ciebie chrześcijaninem. I otóż Bóg spełnił to życzenie moje, gdyż widzę cię Jego sługą, pogardzającym znikomościami tego świata. Cóż jeszcze tutaj po mnie? Jestem zbyt szczęśliwa, by żyć dalej na tym świecie. Siałam wśród łez, ale sprzątam żniwo z prawdziwym uszczęśliwieniem”. Łaskę Twoją i prawość opiewać pragnę, grać będę Tobie, Panie, na chwałę – śpiewano ponoć przy jej śmierci. – Będę się trzymał zawsze dróg prawych. Kiedyż więc przyjdziesz do mnie? (Ps 101). 

Monika fizycznie nie była już obecna przy swoim synu, ale pozostała w jego pamięci i sercu do końca. Poświęcił jej wiele miejsca w „Wyznaniach”, książce opowiadającej o jego drodze do Boga i życiu z Nim. Zdawał sobie sprawę, że Bóg wysłuchał modlitw jego matki, że tak, jak błagała o nawrócenie swojego męża, tak też walczyła o niego, swojego syna. „Czy mogłeś wzgardzić jej łzami, czy mogłeś nie wysłuchać jej modlitw, w których błagała Cię nie o srebro i złoto, nie o jakiekolwiek dobra zmienne i przemijające, lecz o zbawienie duszy swego syna? Z Twojej przecież łaski była taka, jaka była. Nie mogłeś jej, Panie, odmówić pomocy”. Teraz, kiedy sam Boga pokochał, kiedy gotów był oddać Mu wszystko zrozumiał, jak bardzo musiała cierpieć, widząc jego rozrywkowe życie i fascynację manichejczykami. Nie mógł jej powiedzieć, jak bardzo żałuje, jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest wdzięczny. Ale ową wdzięczność wraził w inny sposób. 

„Odpuść, błagam, odpuść jej, Panie! Nie idź z nią na sąd! – modlił się po śmieci matki. – Niech nad sądem góruje miłosierdzie. Bo przecież słowa Twoje są niezawodne, a miłosiernym miłosierdzie obiecałeś”. Tym samym spełnij jej prośbę: „To nieważne gdzie złożycie moje ciało – mówiła. – Nie martwcie się o to! Tylko o jedno was proszę, żebyście, gdziekolwiek będziecie, wspominali mnie przed ołtarzem Pańskim”.Po śmierci matki Augustyn wrócił do Afryki i wraz z przyjaciółmi zamieszkał w klasztorze, by się modlić i studiować Pismo Święte. Powoli do rozmodlonych mężczyzn przychodzili kolejni, pragnący głębokiej relacji z Bogiem. Pobożność oraz teologiczna i filozoficzna dociekliwość Augustyna nie pozostały niezauważone. Kiedy ówczesny biskup Hippony, Waleriusz, zwrócił się do ludzi, by wskazali kandydata na kapłana, wybór nie był trudny. Augustyn przyjął propozycję z nieukrywanym wzruszeniem. Najpierw Waleriusz wyświęcił go na swojego sufragana, a potem, po jego śmierci, to właśnie Augustyn został biskupem Hippony.  

Walka z herezjami

Był rok 396. Augustyn szybko wypowiedział walkę błędom, jakie za jego czasów nękały Kościół: manicheizmowi, donatystom i pelagianom. Wykształcenie, wiedza filozoficzno teologiczna i znajomość „przeciwnika“ pozwoliły ma na skuteczną obronę ortodoksji. Zmarł w 430 r., w czasie oblężenia Hippony przez Wandalów. Chrześcijaninem był przez ponad połowę swojego życia. Czas ten poświęcił na poznawanie Boga, modlitwę i rozważania filozoficzno-teologiczne ku większej chwale Boga. Zostawił po sobie kilkadziesiąt tomów pism. Zachowały się 363 kazania i 217 listów Augustyna z Hippony. Jest świętym i doktorem Kościoła. Tego chyba jego matka Monika nie spodziewała się w najśmielszych oczekiwaniach. Chciała, by po prostu był blisko Boga, zwłaszcza wtedy, kiedy patrzyła na jego poczynania u progu dorosłości. Zapewne nie pragnęła niczego więcej, kiedy widziała, jak blisko piętnaście lat później z zapartym tchem słucha kazań Ambrożego, jak bardzo pragnie przyjąć chrzest. Wystarczyło jej, gdy tuż przed jej śmiercią, rozmawiali o życiu z Bogiem i tęsknocie za Nim… Ale Bóg może wszystko, dużo więcej niż to, o co prosimy, czego się spodziewamy. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze