Świętokrzyscy oblaci w kieleckim więzieniu. O gehennie zakonników ze Świętego Krzyża
Oblaci ze Świętego Krzyża dużo wycierpieli w czasie II wojny światowej. Ich historię opisał Artur Szuflik, którego tekst publikujemy za portalem oblaci.pl.
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przybyli do pobenedyktyńskiego klasztoru na Świętym Krzyżu w 1936 roku. Założycielem nowej placówki był o. Jan Wilhelm Kulawy OMI. Pierwszym superiorem został mianowany o. Paweł Koppe OMI. Zakonnicy podjęli pracę nad odnowieniem kościoła i klasztoru, a także starali się reaktywować kult relikwii Świętego Krzyża i obumarły ruch pielgrzymkowy. Wybuch II wojny światowej bardzo boleśnie odcisnął się na życiu wspólnoty oblackiej na Świętym Krzyżu oraz przyczynił się do zdewastowania z trudem odbudowywanego sanktuarium. 6 września 1939 r. zabudowania klasztorne zostały zbombardowane przez samoloty niemieckiego Luftwaffe.
>>> Wziął do niewoli 72 Niemców. Historia o. Alfonsa Stopy OMI
Po zakończonej klęską wojnie obronnej Niemcy rozpoczęli realizowanie polityki wyniszczenia środowisk kościelnych świeckich i zakonnych. Represje zastosowano także wobec oblatów w ich wszystkich siedzibach na ziemiach polskich. W granicach Generalnego Gubernatorstwa znalazły się tylko dwa domy zakonne oblatów w Kodniu i na Świętym Krzyżu.
W chwili wybuchu wojny zgromadzenie misjonarzy oblatów na Świętym Krzyżu liczyło 9 ojców i 3 braci. 2 września 1939 r. funkcję superiora klasztoru objął o. Jan Finc OMI. W klasztorze świętokrzyskim schroniło się też kilkunastu oblatów ze Śląska i z Wielkopolski. Z domu zakonnego w Lublińcu przybyli o. Sylwester Granieczny OMI, o. Sylwester Górzyński OMI, o. Czesław Bartosz OMI i br. Cieśla, którzy zmuszeni zostali do opuszczenia dotychczasowego miejsca posługi, gdyż w policyjnych kwestionariuszach ewidencji ludności deklarowali się jako Polacy. Po ewakuacji instytucji oblackich z zachodniej części Polski włączonej do Rzeszy jako tzw. Kraj Warty zakonnicy wyjeżdżali do Kodnia lub na Św. Krzyż. Niektórych oblatów z Poznania jak o. Jan Pawołek OMI czy prowincjał o. Bronisław Wilkowski OMI zwolniono z aresztu pod warunkiem wyjazdu na teren Generalnego Gubernatorstwa.
Od początku okupacji Niemcy zdawali sobie sprawę, że klasztor i zabudowania byłego więzienia na Św. Krzyżu stanowiły doskonałe miejsce do działań konspiracyjnych. Gestapo podejrzewało także zakonników o współpracę z polskim ruchem oporu.
3 kwietnia 1940 r. wcześnie rano do zabudowań klasztornych wtargnęli funkcjonariusze Gestapo, którzy po przeszukaniu pomieszczeń zgromadzili wszystkich zakonników w jednej sali, a następnie kolejno wzywali ich na przesłuchania. O. S. Granieczny wspominał, że Niemcy przede wszystkim pytali duchownych o to czy byli oficerami, żołnierzami oraz o to czy współpracują lub należą do tajnej organizacji. Według o. J. Cieślaka, Niemcy podejrzewali, że o. J. Finc utrzymywał łączność z Oddziałem Wydzielonym Wojska Polskiego dowodzonym przez mjr. H. Dobrzańskiego „Hubala”.
Relacja brata Tomasza Szóstaka z wtargnięcia Gestapo do klasztoru na Św. Krzyżu 3 kwietnia 1940 r. :
Widzę za drzwiami Gestapo. Chciałem się wrócić i coś na siebie wciągnąć, bo byłem tylko w bieliźnie, ale dzwoniono bez przerwy. Otworzyłem więc drzwi i wskoczyłem do kuchni i zaledwie zdążyłem wciągnąć na siebie spodnie. O. Jana Kulawego i Cieślaka wprowadzono do refektarza i mnie zaraz wepchnęli do nich również. O. Cieślak chciał zapalić papierosa, ale otrzymał [uderzenie] w twarz i kopniaka. Rozkazano nam klęczeć pod ścianą, lewą stroną twarzy do ściany. Jeden czy dwóch gestapowców pozostało z karabinami gotowymi do strzału i pilnowało nas. Nie wolno nam było powiedzieć ani słowa i tak staliśmy, aż nie przewrócili całego domu. Przeglądano każdą książkę, biurko, szafę tak, że każdy pokój wyglądał jak po pożarze. Na środku pełno rzeczy, a zamki z szaf i biurek pozamykanych, powyłamywane. Nawet w kuchni i spiżarce wszystko na jednej kupie. (…)
Po rewizji wyprowadzono nas do kościoła, poustawiano pod ścianą, co kilka metrów jeden od drugiego i w milczeniu czekaliśmy na wywołanie. Najwięcej znęcali się nad o. Fincem, o. Graniecznym, o. Górzyńskim i br. Witkowiczem, bo uważali ich za podejrzanych. U o. superiora znaleziono ulotkę podartą na drobne części w kieszeni sutanny. W pokoju oo. Graniecznego i Górzyńskiego znaleźli jakieś żelastwo, śrubki, stare lampy od radia i inne części, które mogły się przydać przy majsterkowaniu, a u br. Wiktora – pocztówkę „Hitler Świnia”. Tych czterech bardzo zbili i znęcali się nad nimi. Przesłuchiwanie odbywało się w sali opackiej, a w kaplicy Oleśnickich na środku przed ołtarzem na klęczniku bili. (…)
Ojca Finca bili trzykrotnie, gdy zemdlał, na nowo go cucili i przed ołtarzem powiedzieli mu, że to dopiero pierwszy upadek Chrystusa, a miał ich trzy. Br. Małkiewicz chory i osłabiony prosił ich, aby mógł usiąść. Posadzili go więc w konfesjonale, spowiadali się przed nim (…)
Gdy o. superiora przyprowadzono do kościoła zbitego i skrwawionego, kazali mu klęczeć przed ołtarzem św. Józefa, a jeden z gestapowców zdjął krzyż z ołtarza i postawił przed o. Superiorem, każąc mu go całować. Kiedy o. superior chciał zbliżyć usta do niego, gestapowiec palnął go nim w twarz. Krew polała mu się z ust i zemdlał”
Po zakończeniu przesłuchań Niemcy zabrali superiora o. Jana Finca, o. Sylwestra Graniecznego, o. Sylwestra Górzyńskiego oraz br. Wiktora Witkowicza i wywieźli do więzienia w Kielcach.
Aresztowanych zakonników przebrano w więzienne pasiaki i drewniaki, po czym zamknięto w karcerze o wymiarach 2 x 3 m, bez okien, bez światła, bez pryczy, a jedynie z cementową posadzką. Było tylko naczynie na łańcuszku. Przebywali tam około 14–15 dni.
W złych warunkach ciężko pobity o. Finc zemdlał. Zakonnicy domagali się sanitariusza, ale zgłosił się tylko strażnik p. Chmielowski z Pakości k. Markowic, który był Volksdeutschem. Kiedy dowiedział się, że są to Oblaci, potajemnie przyniósł miseczkę wody i zapalił światło. Ponieważ był przyjacielem Oblatów, potajemnie dostarczał żywność do karceru i nocami na dwie godziny zapalał światło – wspominał o. Granieczny.
Po pobycie w karcerze i po przesłuchaniach przeniesiono ojców oblatów na oddział polityczny, a brata Witkowicza – na oddział kryminalny. 6 maja 1940 r. na wolność wypuszczono o. Graniecznego, o. Góreckiego i br. Witkowicza.
Ojciec Jan Finc pozostał w więzieniu jako zakładnik. Niedługo później został skazany na karę śmierci. 28 czerwca 1940 r. rozstrzelano go wraz z 63 innymi skazańcami w zbiorowej egzekucji w lesie na Stadionie pod Kielcami. W miejscu kaźni stoi dzisiaj pomnik ku czci pomordowanych. Na tablicy pamiątkowej wypisane są nazwiska rozstrzelanych, a wśród nich Finc Jan, ksiądz.
Po powrocie na Święty Krzyż zakonników zwolnionych z więzienia, część oblatów opuściła zgromadzenie i zamieszkała w pobliskich miejscowościach. Jednak klasztor wciąż pozostawał w zainteresowaniu Gestapo. Dzięki rozwiniętej sieci tajnych współpracowników gromadzono informacje o nielegalnej działalności księży.
Wiosną 1941 r. w zainteresowaniu Gestapo znalazł się brat Tomasz Szóstak. Złożono na niego donos, że posiada radio i kontakt z konspiratorami. Z obawy przed aresztowaniem, za zgodą o. Jana Kulawego, zbiegł z klasztoru i ukrywał się na kieleckich Herbach, gdzie pracował na kolei.
W czerwcu 1941 r. funkcjonariusze Gestapo na skutek donosu przyjechali po o. Jana Kulawego. Nie zastali go w klasztorze i wezwali do osobistego stawienia się w siedzibie kieleckiej Policji Bezpieczeństwa. O. Kulawy pojechał 26 czerwca do Kielc i został aresztowany przez Niemców (podawana jest też inna data aresztowania 9 lipca 1941). Przesłuchujący go funkcjonariusz zapytał tylko o treść głoszonych wcześniej kazań.
Po wylegitymowaniu się, postawiono o. Kulawemu tylko jedno pytanie – gdzie ksiądz mówił i głosił kazania i co ksiądz tam powiedział? O. Kulawy odpowiedział, że głosił w wielu miejscach, ale do niczego się nie poczuwa, by coś takiego powiedział – padła odpowiedź. – No to ksiądz będzie miał czas, by sobie przypomnieć i zaraz wyprowadzono o. Kulawego i zamknięto w areszcie miejskim. W tym czasie bowiem nie brano nikogo do więzienia, bo panowała tam groźna epidemia tyfusu. (Relacja br. Tomasza Szóstaka)
Oblaci świętokrzyscy szybko zorganizowali dla więźnia pomoc żywnościową, możliwe były krótkie widzenia dzięki przekupności polskich strażników. W areszcie odwiedzał go brat T. Szóstak. Podczas jednego z widzeń przekazał mu list, w którym o. Kulawy prosił o dokładne przejrzenie jego pokoju w klasztorze i zawiadomienie sandomierskiej kurii biskupiej o całej sprawie.
Powodów aresztowania o. Jana było bez wątpienia kilka. Jednym z najistotniejszych była treść kazania jakie wygłosił w miejscowości Gnojno. W tym czasie prasa okupanta rozpisywała się o rzekomym poparciu Ojca Świętego dla podbojów niemieckich. Misjonarz powiedział jedno zdanie iż „katolicy nie powinni wierzyć wszystkim piśmidłom”.
18 lipca 1941 r. Niemcy zatrzymali na Św. Krzyżu kolejnego zakonnika – o. Jana Pawołka, byłego dyrektora zakładu oo. Oblatów w Poznaniu. Aresztowany został pod zarzutem podtrzymywania na duchu mieszkańców wsi. Okupanci na pewno nie zapomnieli mu też jego dawnej działalności na rzecz przyłączenia Śląska do Polski. Przewieziono go do Kielc i po przesłuchaniach osadzono w areszcie miejskim, gdzie spotkał się z o. Janem Kulawym. Od tego momentu obaj byli wspierani przez brata Szóstaka.
Otwiera się okienko i widzę, jak leci O. Pawołek, a za nim O. Jan. Krótka rozmowa, pytam się, co potrzeba, co im przysłać, a oni mówią, że wszystko mają i czują się jak w niebie, bo otrzymują już dwa śniadania, obiady i kolacje. Kobiecina, która się dowiedziała, że jest ich dwóch, to zaraz zaczęła nosić po dwa śniadania, obiady i kolacje. O. Pawołek prosił tylko o tytoń, więc na drugi dzień przyniosłem mu go i zdobyłem również parę cygar, które też podałem. O. Pawołek, jak mi mówił, musiał coś powiedzieć do jakiegoś oficera, kiedy ich oprowadzał, zdaje się, że zapytał, kiedy się nareszcie skończy ta wojna. Oficer nic mu nie odpowiedział, tylko zmierzył go mocno i groźnie popatrzył. Myślał, że może za to go zamknęli. Sam dobrze nie wiedział, bo również nie miał żadnego przesłuchania (Relacja br. Tomasza Szóstaka lipiec 1941 r.)
Około 22 lipca 1941 r. aresztowany został w Nowej Słupi o. Paweł Kulawy OMI, brat rodzony przebywającego już w areszcie o. Jana Kulawego. Wyprowadzono go z kościoła, kiedy słuchał spowiedzi wiernych i osadzono w więzieniu w Kielcach.
Po jakimś czasie otrzymałem znowu wiadomość, że i O. Pawła Kulawego zabrano ze Słupi Nowej z konfesjonału. Więzienie było już czynne, więc jego zamknięto w więzieniu, a o. Jan i o. Pawołek przebywali jeszcze w areszcie. Do więzienia nie przyjmowano w tym czasie niczego, tylko chleb. Tak, że O. Pawłowi zdążyłem podać jeden jedyny raz tylko chleba. Paczki przyjmowali tylko dwa razy w tygodniu. Pewnego dnia, kiedy kobiecina zaniosła śniadanie, strażnik powiedział jej, że mają zabrać O. Kulawego Jana i Pawołka, bo szykują transport (Relacja br. Tomasza Szóstaka lipiec 1941 r.)
Ojcowie Jan Kulawy i Jan Pawołek byli stosunkowo dobrze traktowani, natomiast o. Paweł Kulawy był maltretowany w więzieniu. Prawdopodobnie to jego wspominał salezjanin ks. Stanisław Garecki, który w tym samym czasie był osadzony w kieleckim więzieniu :
Z pobytu w więzieniu utkwił mi w pamięci obraz okrutnego traktowania zakonnika z klasztoru Świętego Krzyża. Przebywał wraz z nami we wspólnej celi, w której było około 20 aresztowanych. Wyróżniał się ubiorem, bowiem nie zabrano mu sutanny. Bez żadnych przyczyn gestapowcy bili go po twarzy i znęcali się nad nim. A przecież nie był to szczyt niemieckiego sposobu obchodzenia się z ludźmi. (…) (L. Kaczanowski, Góry Świętokrzyskie pod okupacją niemiecką. Ludzie, obrazy, wydarzenia, Warszawa 2020, s.122)
30 lipca 1941 r. o. Jan Wilhelm Kulawy, o. Paweł Kulawy i o. Jan Pawołek z kieleckiego więzienia zostali wywiezieni transportem kolejowym w grupie 306 więźniów z Kielc i Radomia do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Prawdopodobnie do Oświęcimia pojechali z już podpisanymi wyrokami śmierci.
Ulice były już obstawione i tylko od ul. Młynarskiej widziałem z wagonu, jak ich przyprowadzili i wszystkich ustawili na dworcu pod murem, twarzą do muru, natomiast naszym trzem ojcom kazali na środku peronu klęczeć. Ręce w tyle mieli związane drutem. Gdy nadjechał pociąg, wpędzili wszystkich do wagonu i pociąg ruszył dalej do Krakowa – był to bowiem pociąg pasażerski (Relacja brata Tomasza Szóstaka OMI, dotyczące wywózki oo. Jana i Pawła Kulawych oraz o. Jana Pawołka do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau Kielce, koniec lipca 1941 r.)
Pierwszy po miesiącu pobytu w obozie zginął o. Paweł Kulawy (nr obozowy 19082) 30 sierpnia 1941 r. Możliwą datą śmierci jest też 21 sierpnia 1941 r.
21 września 1941 r. zginął o. Jan Wilhelm Kulawy (nr obozowy 19060). Był najstarszym i jednym z najbardziej zasłużonych oblatów Prowincji Polskiej i z tej racji nazywano go „patriarchą oblatów polskich”, a także „człowiekiem od misji najtrudniejszych”.
13 listopada 1941 r. zginął w obozie o. Jan Pawołek (nr obozowy 19035). Był jednym z najbardziej zasłużonych i lubianych oblatów Prowincji Polskiej.
Ostatnim świętokrzyskim oblatem aresztowanym na początku grudnia 1942 r. przez Niemców był o. Antoni Leszczyk. Przed wojną pełnił funkcję kapelana więzienia ciężkiego na Świętym Krzyżu. Po aresztowaniach przeprowadzonych w klasztorze przez Gestapo 3 kwietnia 1940 r., zamieszkał w Nowej Słupi, gdzie pomagał miejscowemu proboszczowi. O. Leszczyk był zaangażowany w konspirację i utrzymywał kontakty z miejscową placówką Armii Krajowej. Właśnie kontakty z partyzantami było postawą jego zatrzymania i denuncjacja miejscowego konfidenta.
O. Leszczyka aresztowano w Słupi Nowej. W tym czasie był u ks. Proboszcza do pomocy w parafii i mieszkał na plebanii. Pewnego razu przyszło kilkunastu chłopaków z lasu i z jednym z nich rozmawiał O. Leszczyk na rynku. Musiał ktoś donieść o tym, bo był podejrzany, że z nimi trzyma. Aresztowali go zaraz i wywieźli na Majdanek, gdzie zginął. Były starania, aby go wydobyć (o tym może powiedzieć O. Grzesik), ale się nie udało (Relacja br. Tomasza Szóstaka OMI, dotyczący aresztowania o. Antoniego Leszczyka jesień 1942 r.)
Niemcy wywieźli go najpierw do więzienia w Kielcach. Po przesłuchaniach został deportowany do obozu koncentracyjnego KL Lublin na Majdanku. Starania o jego uwolnienie zakończyły się niepowodzeniem. O. Antoni Leszczyk zmarł 8 kwietnia 1943 r. w obozowym szpitalu. Jako przyczynę zgonu podano ostry nieżyt jelit. Rodzina powiadomienie o jego śmierci dostała dopiero w grudniu 1943 r.
Podczas II wojny światowej z polskiej prowincji Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów zginęło łącznie 40 zakonników. Z tej liczby aż pięciu ojców pochodziło z klasztoru na Świętym Krzyżu i było osadzonych w kieleckim więzieniu przy ulicy Zamkowej. O. Jan Finc, o. Jan Wilhelm Kulawy, o. Paweł Kulawy, o. Jan Pawołek i o. Antoni Leszczyk zostali także upamiętnieni na Murze Pamięci OMPiO w dawnym więzieniu kieleckim.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |