Święty, którego nawet pluskwy słuchały
Zdarzenie to miało mieć miejsce podczas podroży św. Jana do Efezu. „Zatrzymaliśmy się w pewnej gospodzie” – relacjonuje całe wydarzenie jeden z towarzyszy Jana. „W pomieszczeniu było jedno łóżko bez nakrycia, a że zmęczeni byliśmy drogą, rozciągnęliśmy na tym łóżku nasze płaszcze, by Jan mógł spokojnie wypocząć. Sami zaś położyliśmy się na podłodze” – kontynuuje.
Nie upłynęła chwila, jak na łóżko i leżącego na nim Jana zaczęły wchodzić pluskwy. Dokuczały mu coraz bardziej, aż w końcu zirytowany apostoł zawołał: „Mówię wam, pluskwy, okażcie się życzliwe wszystkie razem, opuśćcie w tej chwili wasz dom, siedźcie spokojnie w jednym miejscu i trzymajcie się daleko od sług Bożych”. Kiedy towarzysze Jana przebudzili się rano, zobaczyli przy drzwiach mnóstwo pluskiew, które jakby pokornie czekały na kolejne polecenie. Obudził się w kocu i Jan. I kiedy usłyszał, co się wydarzyło, zwrócił się do pluskiew: „Ponieważ byłyście życzliwe i zachowałyście moje ostrzeżenie, wróćcie na swoje miejsce”.
Historia ta opisana została w „Apokryfie Jana” (z II w.), czyli opowieści o życiu (i przygodach) apostoła, które nie weszły do kanonu Pisma Świętego. Niby niewinna, zabawna historia, a jednak dla autora stała się też okazją do pouczenia czytelnika. Czytamy dalej: „Wtedy Jan znowu powiedział: «Te zwierzęta, skoro usłyszały głos człowieka, pozostały na swoim miejscu i nie ruszyły się: my natomiast słyszymy słowo Boże, ale przestępujemy Jego przykazania i lekceważymy je. Ale aż do kiedy?»”.
Umiłowany uczeń
Jana poznajemy w Ewangeliach (w czwartej Ewangelii wspomniany jest sześciokrotnie), jako młodego mężczyznę, który wraz z bratem (Jakubem) pracuje w przedsiębiorstwie ojca. Dysponowali zapewne łodziami rybackimi, zatrudniali kilka osób, byli więc raczej zamożni, być może mieli też wpływowych klientów. Jakub i Jan byli uczniami Jana Chrzciciela. Gdy Jezus pojawił się nad Jordanem, prosząc o chrzest, poszli za nim bez namysłu, ale czy zupełnie bezinteresownie? To już trudno powiedzieć. Klimat społeczny sprzyjał oczekiwaniu mesjasza. „Jeśli Jezus, jest tym, który ma przyjść” – być może kalkulowali – „dobrze byłoby być blisko Niego”. Żydzi oczekiwali wybawiciela społeczno-politycznego, czekali na wolność i pokój tutaj, na ziemi. Zapewne obaj bracia nie spodziewali się tego wszystkiego, do czego doprowadzi ich pójście za Jezusem.
>>> Dlaczego na św. Jana święci się wino?
Nie rozumiała też tego ich matka, Salome, która swego czasu przyszła prosić Jezusa o zaszczytne urzędy dla swoich synów: „On ją zapytał: «Czego pragniesz?». Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie»” (po. Mt 20, 21). A jednak to ich Jezus uczynił świadkami wskrzeszenia córki Jaira, przemienienia na górze Tabor, czy modlitwy w ogrójcu. Charakter mieli porywczy. Nie bez powodu Jezus nazwał ich „synami gromu”, obaj byli radykalni i zapalczywi, a Jan, ze względu na młody wiek, reagował w nie do końca przemyślany sposób. A mimo to – a może właśnie dlatego – to on leżał na piersi Jezusa podczas ostatniej wieczerzy, on wytrwał pod krzyżem, on wziął w opiekę Maryję i opiekował się Nią do jej ostatnich dni na ziemi.
Zgodnie z Ewangelią to Jan przed Piotrem zobaczył pusty grób i uwierzył, a także jako pierwszy rozpoznał Pana po zmartwychwstaniu na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego. Miłości której doświadczył od Chrystusa, nie mógł zatrzymać dla siebie. Święty Hieronim zanotował, że św. Jan pod koniec swojego długiego życia miał być przynoszony na noszach na zgromadzenie liturgiczne Kościoła w Efezie. Za każdym razem powtarzał ponoć: „Kochajcie się wzajemnie”. Gdy ktoś zapytał Jana, dlaczego co tydzień powtarza te same słowa, odpowiedział: „Bo to wystarczy”. To on nazwał Boga Miłością: „Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1J 4,8.16).
Pole działania
Zapewne w związku równoczesną z opieką nad Matką Bożą, głównym terenem działalności Jana była Jerozolima i okolice. Potwierdzenie tych intuicji znajdziemy np. w Liście św. Pawła do Galatów, w którym – relacjonując sobór w Jerozolimie – pisze, że spotkał tam Piotra, Jakuba i Jana „filary tamtejszego Kościoła”: „Jakub, Kefas i Jan, uważani za filary, podali mnie i Barnabie prawicę na znak wspólnoty, byśmy szli do pogan, oni zaś do obrzezanych” (Ga 2,9). Z Dziejów Apostolskich natomiast dowiadujemy się, że przez pewien czas był towarzyszem św. Piotra, razem z nim został pojmany w świątyni jerozolimskiej i wtrącony do więzienia, wspólnie nauczali i razem zostali wysłani do Samarii. Podczas oblężenia Jerozolimy, tego, które doprowadziło do zburzenia świątyni (66-70), Jan miał na jakiś czas powrócić do Galilei i w mieście Pella spotkać niejakiego Prochora – jednego z siedmiu diakonów (był wśród nich św. Szczepan), wybranych do pomocy apostołom.
Nie jest to popularna hipoteza, ale niektórzy twierdzą, że mógł zginąć już w 44 roku, wraz z bratem Jakubem. Bardziej prawdopodobne jest – i tę opcję powszechnie się przyjmuje – że po powrocie z Galilei w roku 70 Jan udał się do Azji Mniejszej, gdzie zakładał gminy chrześcijańskie m.in. w Efezie (tu miała zostać napisana Ewangelia), Smyrnie, Pergamonie i Tiatyrze. Podczas prześladowania chrześcijan przez cesarza Domicjana (81-96 r.) miał zostać zesłany na wyspę Patmos – tam najpewniej powstały jego listy i Apokalipsa (choć trwają dyskusje, czy teksty te wyszły bezpośrednio spod ręki Jana, czy też zostały napisane przez jakichś ludzi ze środowiska skupionego wokół apostoła).
Utrwaliła się też legenda, że Domicjan usiłował najpierw w Rzymie otruć św. Jana. Kielich pękł i wino się rozlało w chwili, w której apostoł uczynił nad nim znak krzyża (w innej wersji – wypił, ale nic mu się nie stało). Wtedy cesarz kazał go męczyć we wrzącym oleju, ale święty wyszedł z niego odmłodzony – przez kilkaset lat w maju było nawet obchodzone osobne święto ku czci św. Jana w Oleju. Ostatecznie więc Domicjan skazał apostoła na wygnanie. Po śmierci cesarza Jan wrócił do Efezu i tam przebywał aż do śmierci, dożywszy około stu lat.
Po śmierci
Pierwsze wzmianki o miejscu pochówku apostoła pochodzą z II wieku (list biskupa Efezu do papieża Wiktora I). W I połowie XX wieku badania archeologiczne potwierdziły istnienie grobu, chociaż dzisiaj nie sposób go odnaleźć. Przy grobie św. Jana miały dziać się niestworzone rzeczy, na tyle przekraczające ludzkie rozumienie, że stały się tematem przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści. Ponoć w dawnych czasach, 8 maja każdego roku, nad grobem św. Jana unosił się delikatny pył o różanym zapachu. Ludzie zbierali go i traktowali jak lekarstwo cudownie działające. Inni – i ta tradycja żywa jest nadal w Kościele prawosławnym – twierdzili, że Jan nie umarł. Albo inaczej, jak napisał Siergiej Bułgakow (XIX/XX w) – tak jak w Kościele zachodnim istnieje przekonanie, że św. Piotr działa w swoich następcach, tak Kościół wschodni ma prawo wierzyć, że św. Jan, w jakiś sposób jeszcze żyje.
Piętnaście wieków wcześniej św. Augustyn, być może komentując tajemnicze zjawiska przy grobie apostoła, pisał: „Niech taki twierdzi, że apostoł żyje, i że w owym grobowcu, koło Efezu, raczej śpi, a nie leży pochowany. (…) Sądzą, że nie jako zmarły, lecz podobny do umarłego się położył, i choć go uważano za zmarłego, śpiącego pochowano i zanim Chrystus przyjdzie, tak pozostanie”. Tak czy inaczej, Kościół zachodni obchodzi wspomnienie św. Jana 27 grudnia. W wielu kościołach żywa jest pewna dawna tradycja, która nakazywała w ten dzień święcić wino i podawać wiernym do picia. Kiedyś twierdzono, że zwyczaj ten nawiązuje to Domicjana i owego zatrutego wina. Dziś mówi się o odwołaniu do Ewangelii św. Jana i jej głównego przesłania o Bożej miłości. Dlatego, przy podawaniu wina, mówi się: „Pij miłość św. Jana”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |