fot. archiwum prywatne

Szymon Reich: nie muszę każdemu i na każdym kroku mówić, że jestem wierzący [ROZMOWA]

Model, muzyk, ministrant. Tak określa siebie Szymon Reich. W rozmowie z Karoliną Binek opowiada o swoim najnowszym projekcie „(nie)doskonały”, wspomina, kiedy Bóg zaczął działać w jego życiu i przyznaje, za co jest najbardziej wdzięczny. 

Karolina Binek (misyjne.pl): Oglądałam spot promujący Twój planner. Mówisz w nim, że wolisz być bardziej szczęśliwy niż doskonały. A kiedy tak naprawdę poczułeś, że jesteś szczęśliwy? 

Szymon Reich: Poczułem to w kilku momentach, ale chodzi mi o innego rodzaju szczęście. Nie chodzi mi o radość czy o emocje, tylko o stan, że gdy ktoś cię zapyta, to możesz z ręką na sercu powiedzieć, że jesteś szczęśliwy – mimo wszystko. Na przykład możesz mieć złamane serce i wtedy nie jest ci za bardzo wesoło, ale możesz stwierdzić, że mimo to jesteś zadowolony ze swojego życia ogółem i czerpiesz z niego satysfakcję. To szczęście w moim życiu miało wiele etapów. Ale najbardziej szczęśliwy czuję się, kiedy doceniam małe rzeczy w życiu. Kiedy stwierdzam sobie, jak ja mam dobrze i jak bardzo moje problemy odbiegają od tych egzystencjalnych, to w sumie jest mi od razu lżej i stwierdzam, że nie ma co przeginać – masz zbyt dużo powodów do szczęścia, by narzekać i smutać. 

>>> Szymon Reich z „Top Model”: jedyną stałą w moim życiu jest Pan Bóg [ROZMOWA]

Dlaczego swój projekt nazwałeś akurat „(nie)doskonały? 

Dlatego że z tym wiąże się też nowy etap w odkrywaniu tego szczęścia. Zawsze byłem pasjonatem rozwoju osobistego, nauczyłem się od siebie wymagać, z czego jestem dumny, aczkolwiek odkrywam też, że życie nie polega jedynie na osiąganiu celów. Bo rozglądając się po świecie medialnym, wszędzie widzimy namiastkę doskonałości – influencerzy o nieskazitelnej cerze, w świecie modelingu jest na to przecież szczególny nacisk. I to wywołuje presję, że ty też musisz taki być. Kiedyś pytałem „jak”. Dziś w pierwszej kolejności pytam „po co?”. Bo ważniejszym od tego, by być doskonałym, jest właśnie bycie szczęśliwym – nawet ze swoimi wadami.  

fot. archiwum prywatne

To samo dotyczy katolickiego świata – nazwijmy to – „celebrytów”, czyli świętych, ludzi, na których się wzorujemy. Są oni obrazowani często w pokornej postawie, podczas modlitwy. Wyglądają przez to, jakby nie robili nic innego. A przyglądając się życiorysowi np. św. Franciszka wiemy, że on był niedoskonały. Tu nie chodzi o akceptację grzechu, ale faktu, że nie potrafię być bezgrzeszny. Wielu młodych katolików – w tym ja – mają lub mieli z tym problem. Że mamy tak wrażliwe sumienia (za co możemy być wdzięczni), że z jednej strony jesteśmy bezpieczni, bo przynajmniej nie zrobimy sobie raczej krzywdy. Ale z drugiej, świadomość tego, jak powinniśmy się zachowywać, musi być dobrze ugruntowana, aby nie żyć dla zasady, lecz aby zasada służyła mi do lepszego życia. Kiedy zrobiłem coś niesłusznego, to siebie osądzałem, a dziś nie wpływa to na moją samoocenę. Wiem, że Bóg stworzył i pokochał mnie ze świadomością mojej grzeszności, a ja nie chcę już, aby moje sumienie przeszkadzało mi w lubieniu siebie.  

Samoakceptacja ma oczywiście na celu ułatwienie pracy nad sobą. Nie jest to według mnie zdrowe, kiedy chcę być lepszy po to, by zasłużyć sobie na czyjąś miłość. Bóg poznał mnie przecież zanim ja zacząłem w ogóle myśleć. Stwierdzenie własnej (nie)doskonałości, samoakceptacja ma być dobrym punktem wyjściowym do samodoskonalenia. I wyraża się to w całej kolekcji – przez moją pierwszą płytę, która jest debiutem artystycznym, przez bluzę, która wyraża tę niedoskonałość i w końcu planner, który ma na celu pomóc w tej samoakceptacji i samodoskonaleniu. 

>>> Model, muzyk, influencer, Szymon Reich: Bóg jest moją pasją!

A w jaki sposób można korzystać z Twojego plannera? Dlaczego go stworzyłeś? Głównym celem powstania plannera było stworzenie narzędzia do rozwoju osobistego. Uwielbiam patrzeć na to, jak ludzie się rozwijają. Wpływ, który miał na mnie ksiądz, przekazałem dalej na moją siostrę i widzę, jak dobrze radzi sobie w życiu, jak bardzo jest szanowana w swoim środowisku i jak pozytywnie jest odbierana. Widzę, że można, że rozwój osobisty rzeczywiście przynosi owoce. Jest to oczywiście droga dla odważnych i ambitnych, bo to nie jest dla wszystkich. Ale jeżeli chcesz od życia czegoś więcej, to według mnie powinieneś mieć coś, jakieś zasoby, jakieś bodźce, ludzi, którzy są w stanie cię jakoś nakierować, bo nikt się też nie rozwija sam z siebie, tylko działa na nas Pan Bóg, działają na nas czynniki zewnętrzne.  

Sam bardzo chciałem mieć taki planner, kiedy byłem młodszy, żeby na niektóre pytania znaleźć słuszne wskazówki. Tam właśnie są trudne pytania życiowe omówione w taki ludzki, przystępny sposób, pospolitym, prostym językiem. Jednocześnie jakby owinęliśmy to w formę kalendarza, który pozwala planować na co dzień. I to nie jest tak, że musisz skupiać się na treściach, które tam są, bo możesz je po prostu pomijać i używać jako kalendarza, ale co jakiś czas widzisz treści, które mogą cię mocno natchnąć. I to jest cel tego plannera  żeby ludziom szukającym dać po prostu narzędziektóre rzeczywiście wpłynie na ich rozwój. 

Czyli ten planner „(nie)doskonały nie jest tylko na nadchodzący rok, ale można go używać, kiedy się tylko chce? 

Dokładnie tak. Kalendarz zawarty w plannerze jest luźny. On nie ma żadnych dat, przez co można go sobie kupić teraz, a zacząć używać za pół roku i on będzie tak samo ważny. Tym bardziej, że pytania w nim są dość życiowe i przez to przyda się zarówno szesnastolatkowi, jak i trzydziestolatkowi, a nawet pięćdziesięciolatkowi, który jeszcze czegoś nie wie albo ma do czynienia z młodszymi i chciałby wiedzieć lepiej, jak coś zakomunikować. Można sobie nawet dzięki temu, że nie są wpisane żadne konkretne daty, zrobić z nim tygodniową lub miesięczną przerwę i po prostu elastycznie go sobie prowadzić, według własnej gotowości. 

tego co wiem, to jest wersja dla kobiet i mężczyzn. A czym się różnią między sobą? 

Różnią się przede wszystkim okładkami, bo treść jest ta sama.  

fot. archiwum prywatne

Wracając do samej doskonałości – uważasz, że można ją osiągnąć tutaj, na ziemi, czy tylko w niebie? 

Osobiście uważam, że ten świat nie jest stworzony do doskonałości, bo inaczej by chyba taki był. Tutaj na ziemi jest faza starania się, tutaj okazuje się, komu się chce. Bo gdyby ten świat tu był doskonały, to byłby bardzo nudny, bo nie byłoby nic do ulepszania. Ale dlatego, że jest kupa roboty, kupa żniwa do zerwania, to pracownicy mają też wiele zajęć na polu. Dla każdego jest to coś innego i my się zmieniamy, więc za minutę moja definicja doskonałości może się zmienić, może się zdezaktualizować. Gdyby każdy był taki, jak ma być, gdybyśmy nie popełniali błędów, to czym byśmy się martwili? Tego przecież też potrzebujemy, więc uważam, że jest to niemożliwe, a nawet niepożądane. 

>>> Krzysztof Antkowiak: Bóg odebrał mi hazard [ROZMOWA]

A kiedy pierwszy raz poczułeś, że Bóg działa w Twoim życiu? 

Nie wiem, kiedy po raz pierwszy zadziałał w moim życiu, ale jest takich momentów multum. Na pewno pamiętam, jak mając siedem lat razem z kolegą pomogliśmy pewnej starszej pani zanieść siatki do domu. Spociliśmy się niesamowicie, bo były cięższe niż myśleliśmy, ale jakoś sobie poradziliśmy. Później byliśmy tacy mega szczęśliwiMieliśmy w sobie bardzo dużo pozytywnych emocji związanych z samym faktem, że pomogliśmy starszej pani, co jest totalnie bagatelną rzeczą. I w tym momencie po raz pierwszy poczułem satysfakcję właśnie z tego, że coś się od siebie daje. Dobrze było przekonać się w młodym wieku, że warto dawać coś od siebie. 

Jak wygląda teraz Twoja droga z Bogiem i Twój rozwój duchowy? 

Mój rozwój duchowy wygląda teraz tak, że w sumie to walczę, bo wchodzę co chwilę w nowe środowiska, które niekoniecznie są chrześcijańskie. I przez to, że mam do czynienia z różnego rodzaju ludźmi, to chcę w tym wszystkim być bardzo zakorzeniony, jednocześnie będąc wyluzowanym, i staram się o to. Jeżeli jesteś bardzo otwarty i nauczysz się funkcjonować z ludźmi totalnie innymi niż ty, jeśli chodzi na przykład o wiarę, to wtedy po jakimś czasie zobaczysz różnicę między wami i musisz zaakceptować w sobie, że jesteś inny, że po prostu nie masz tak jak oni, oni nie mają tak jak ty. I w tej kwestii zawsze będzie jakaś różnica między wami. I po prostu to jest czasami bolesne, ale z drugiej strony jednocześnie satysfakcjonujące, że wrócę do domu i jestem w stanie powiedzieć: „Panie Boże, myślę, że coś, co dzisiaj zrobiłem, Tobie się spodobało”. Staram się robić rzeczy, które Jemu się podobają, być asertywny tam, gdzie trzeba. 

Miałeś kiedyś w życiu moment, kiedy oceniałeś ludzi pod względem tego, że są wierzący lub nie? 

Oj tak. To było według mnie straszne. 

Czyli ci niewierzący byli według Ciebie gorsi, tak? 

Tak. Nie dość, że gorsi, to jeszcze trzeba było ich naprawić i ten, który ich naprawi, to wypracuje sobie jakieś bonusy tutaj na ziemi lub w niebie, ale na pewno w korporacji królestwa Bożego. 

Zatem, Twoim zdaniem, jak można kogoś nawrócić? 

Odszedłbym raczej od myślenia, że to ja kogoś nawracam, bo to stawia mnie w jakiejś bardzo znaczącej roli w tym wszystkim. Owszem, mamy wpływ na innych ludzi, ale, po pierwsze – wymagana jest otwartość serca drugiej osoby, a po drugie – to jakaś wola Boża. Myślę, że ja mam stosunkowo mały udział w czyimś nawróceniu. I takie myślenie bardzo mi pomaga w nabraniu dystansu do tego wszystkiego.  

fot. archiwum prywatne

Nie jest tak, że ja muszę każdemu i na każdym kroku mówić, że jestem wierzący. Przede wszystkim staram się być dobrym człowiekiem i jeżeli ktoś mnie zapyta, skąd się to bierze, że jestem takim człowiekiem, to chciałbym, żeby wtedy się dowiedział. I to jest kluczowe, żeby odejść od tego nazywania rzeczy po imieniu i zamiast po prostu być  robić i dawać świadectwo swoimi czynami.  

Zmieniając nieco temat – trwa Adwent. W jaki sposób przygotowujesz się duchowo na Boże Narodzenie? 

Czytam Pismo Święte. Chcę też pójść na roraty przed moim wylotem do Kamerunu na święta i poza tym staram się po prostu zawsze utrzymywać dobrą relację z Panem Bogiem. Teraz, szczerze powiedziawszy, nie mam tak, że tak bardzo poważnie podchodzę do Bożego Narodzenia, a staram się w każdym moim dniu angażować. W tym momencie akurat myślę trochę wolniej od dat. 

W Adwencie dużo mówi się o wdzięczności. A za co Ty jesteś najbardziej w życiu wdzięczny? 

Najbardziej jestem wdzięczny za ludzi wokół siebie. Jestem też wdzięczny za mamę, siostrę, babcię, za zdrowe relacje. Jestem wdzięczny za internet, za fakt tego, że możemy się łączyć mimo tej całej sytuacji, która jest na zewnątrz. Wydaje mi się nawet, że za wszystko jestem wdzięczny i ta lista mogłaby się ciągnąć bez końca. 

>>> Franek Sterczewski: chciałbym, żeby w Kościele było miejsce spotkania [ROZMOWA]

Nasz portal to misyjne.pl. A czy ty miałeś kiedyś kontakt z misjonarzami? 

Tak, właściwie jeszcze dzisiaj dzwonił do mnie ksiądz, który poprosił mnie o pomoc. I dowiedziałem się od niego, że księża sercanie zaprosili mnie właśnie do Kamerunu, żebyśmy podziałali wspólnie razem z Maćkiem Syką, który jest producentem filmowym. To z nim stworzyliśmy kanał „Do zobaczenia w niebie” i nagraliśmy pierwszy odcinek u sióstr elżbietanek prowadzących polski dom dziecka w Palestynie.  

fot. archiwum prywatne

Co powiedziałbyś młodym ludziom, którzy mają kryzys wiary lub dopiero jej poszukują? 

Szukaj, a znajdziesz. Jeżeli masz takie poczucie, że jest coś więcej, no to super. Żyj tak, jakby było. Szukaj po prostu we właściwych miejscach, gdzie masz wrażenie, że to jest. Skup się na tym i proś o to Boga, tak szczerze. Myślę, że to przyjdzie i ci się objawi szybciej czy później. A jeżeli jesteś w kryzysie wiary, to staraj się trzymać bliżej Boga niż dalej. Bo jeżeli masz kryzys, to coś cię od niego odciąga i z jakiegoś powodu nazywasz to kryzysem. Często jest tak, że po kryzysie nasza wiara wzrasta najmocniej i ma punkt kulminacyjny. I to jest trochę taka sinusoida. Trzymaj się więc Boga najmocniej, żebyś nie podryfował za daleko, ale wrócił mocniejszy. Pamiętaj, że kryzysy są potrzebne do rozwoju.  

>>> Lech Dyblik: wszystko zawdzięczam Panu Bogu [ROZMOWA]

Według mnie kryzys jest czymś strasznym do pewnego momentu. Kiedyś chorobliwie przejmowałem się kryzysami. Ale już wiem sam po sobie, że to prowadzi najczęściej do czegoś dobrego i staram się doszukać tej nowej wiedzy, która ma z tego wyniknąć. Najważniejsza jest według mnie postawa: „czego ten kryzys ma mnie nauczyć?” zamiast myślenia, że Boga rzeczywiście może nie być, że to wszystko ściema. Tylko jest to testem mojej woli – na ile ja będę chciał zgłębić prawdę i wzmocnić relację. Kiedy trudno mi wierzyć w Boga, to staram się przynajmniej wierzyć Bogu. Jeśli się decyduję na Niego, to zawsze później wychodzi słoneczko. 

A jakie są Twoje największe marzenia życiowe i bardziej chrześcijańskie? 

Moim marzeniem jest zagranie koncertu na jakimś dużym stadionie. Ale zagranie nie tak, by zagrać tylko muzę, ale zrobić taki koncert, na który każdy chce przyjść, bo wie, że to jest przeżycie, że można to przeżyć też duchowo. Chcę bardzo mieć koncerty we własnym stylu, gdzie mógłbym pomodlić się ze wszystkimi. A marzenie chrześcijańskie? Właściwie to samo – żeby wystąpić na takiej ogromnej scenie, gdzie będzie czas na taki mocny melanż, ale też na uwielbienie Boga. Chciałbym stworzyć coś totalnie innego.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze