Tadeusz Rzekiecki OMI: Boże Narodzenie dla więźniów to najważniejsze święta w roku [ROZMOWA]
95% osadzonych to osoby niepraktykujące, ale nierzadkie są nawrócenia. 5 – 7 proc. więźniów powtórnie odnajduje drogę do Boga – mówi Tadeusz Rzekiecki OMI, który już od 30 lat pełni posługę kapelana więziennego. W rozmowie z KAI opowiada o codziennej pracy kapelana w Zakładzie Karnym w Iławie oraz o tym, jak w więzieniu wyglądają Święta Bożego Narodzenia.
Jest ojciec kapelanem więziennym. Czy to jest jakieś szczególne powołanie?
– Jestem misjonarzem oblatem Maryi Niepokalanej. Zgromadzenie od początku zajmowało się i nadal zajmuje najuboższymi. Nasz założyciel św. Eugeniusz de Mazenod też był kapelanem więziennym, tak więc ta działalność wpisuje się w charyzmat zgromadzenia. Osobiście jestem przekonany, że miałem jakieś powołanie do tej pracy. Jestem kapelanem więziennym już 30 lat. Zostałem oddelegowany tylko do tej posługi (często księża są kapelanami więziennymi niejako dodatkowo, obok normalnej pracy w parafii). Na początku pracowałem we Wrocławiu, gdzie byłem kapelanem trzech zakładów penitencjarnych, potem byłem w Lublińcu, w więzieniu dla kobiet. Obecnie, już od 12 lat posługuję w Zakładzie Karnym w Iławie.
Co to za miejsce?
– Jest to więzienie dla ok. 1100 mężczyzn. Ok. 800 przebywa w zakładzie zamkniętym dla odbywających karę po raz pierwszy. Te osoby poza godziną spaceru, planowanymi wyjściami do wychowawcy itp. zasadniczo przebywają cały czas w celi. Pozostałe 300 osadzonych jest w zakładzie półotwartym, gdzie w ciągu dnia w ramach jednego oddziału ludzie mogą poruszać się swobodnie.
Te dwie grupy nie mogą się przenikać, w związku z tym w zakładzie funkcjonują de facto 2 oddzielne ośrodki duszpasterskie, 2 kaplice, 2 biura kapelańskie itp.
Przy jednostce działa też szkoła.
Jak wygląda religijność osób w więzieniu?
– Czasem może pojawiać się pytanie: „po co w więzieniu kapelan?” Otóż – oni nie mogą wyjść na zewnątrz, dlatego trzeba wejść do nich. Kościół wchodzi do więzienia z całymi swoimi strukturami i zasadniczo wszystko, co jest w Kościele na zewnątrz, jest też tam. Oczywiście z zachowaniem wszystkich reguł miejsca.
Mówi się, że skazani to osoby pozbawione wolności. Ja zawsze mocno podkreślam: nie. To są osoby wolne, którym ograniczono pewne swobody. Te ograniczenia są istotne, czego wyrazem jest np. to, że nawet o zapaleniu lub zgaszeniu światła w celi decyduje ktoś na zewnątrz. A jednak również ci, którzy mają dożywocie – nie są pozbawieni wolności. Prawdziwa wolność człowieka polega na tym, że może on myśleć, co chce. Nie ma też żadnych ograniczeń jeśli chodzi o praktyki religijne.
Wg. moich obserwacji zaledwie 5-6 proc. osób, które znalazły się w więzieniu uczestniczyło wcześniej w ogóle w życiu religijnym jakiejś wspólnoty. To bardzo niewielka mniejszość. 95 proc. osadzonych to osoby niepraktykujące. W więzieniu to się nieco zmienia. Praktykuje od 12 do 14 proc. Zakładając, że w tym gronie są również ci, którzy praktykowali wcześniej, możemy wyciągnąć wniosek, że te kolejne 5 – 7 proc. to ludzie, którzy w więzieniu powtórnie odnajdują drogę do Boga.
>>> Roman Kempka OMI: nie ma takiej chwili, żeby kapelan w więzieniu nie miał co robić
Na czym polega zasadniczy wymiar pracy duszpasterskiej Księdza?
– Staram się przede wszystkim, by mimo dużej liczby osadzonych, każdy mógł być na niedzielnej Eucharystii. Wszyscy więźniowie podzieleni są na grupy, których nie można mieszać. W sumie jest tych grup osiem. Dlatego odprawiam osiem Mszy św. – 4 w sobotę i 4 w niedzielę.
Mój czas pracy jest nielimitowany. Zasadniczo jestem w więzieniu codziennie po ok. 7 godz. Część pracy, jak np. przygotowywanie homilii, czy katechez, odpisywanie na pisma – wykonuję w klasztorze. Zdarza się, że wyjeżdżam w celach duszpasterskich, np. po to by skontaktować się z osobami, które wyszły z więzienia ale w sobotę i niedzielę zawsze wracam. Przyjeżdżam nawet jak jestem na urlopie. Nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieć: nie ma Mszy św.
Jak wspomniałem, na niedzielną Eucharystię przychodzi od 12 do 14 proc osadzonych. I to faktycznie są ci, którzy kierują się potrzebą religijną. Dzięki dużej dyscyplinie i temu m.in. że kaplica, poza prezbiterium jest monitorowana, udało się w zasadzie wyeliminować zjawisko przychodzenia do kaplicy w innym celu.
A jak wygląda dzień powszedni kapelana, te 7 godzin, które spędza ojciec codziennie w więzieniu?
– Funkcjonuje u nas specjalna grupa utworzona jeszcze przez moich poprzedników – GOD czyli Grupa Oddziaływania Duszpasterskiego. Złożona jest ona z ok. 10 osób, z różnych oddziałów, z różnymi wyrokami. Z tą grupą spotykam się codziennie. Codziennie sprawowana jest dla niej Msza św. Osoby te są formowane m.in. po to, by mogły działać we własnych środowiskach. Czasem tacy właśnie ludzie są bardziej wiarygodni niż osoby duchowne.
Jak trafić do tej grupy?
– Przynajmniej z zewnątrz patrząc, są to osoby bardziej zaangażowane religijnie. Dołączyć można na własną prośbę za zgodą dyrektora, z tym ze jest więcej chętnych niż miejsc – nie ma możliwości zbytniego poszerzania tego grona. Bycie w tej grupie to pewnego rodzaju przywilej – można przebywać poza celą, można korzystać z biblioteki, podejmować wspólne działania, jak przygotowywanie kalendarzy adwentowych, modlitewników dla osadzonych; czasem wyświetlany jest film. Co kwartał organizowane są spotkania z rodzinami. I co ważne – w naszych spotkaniach nie uczestniczy nikt z nadzoru więziennego. Zapewnienie bezpieczeństwa to moja odpowiedzialność. To co mogę w tym kontekście powiedzieć – najbezpieczniejsi więźniowie to długowyrokowcy, tacy, którzy już trochę czasu w więzieniu spędzili… Staram się jednak podchodzić do wszystkich tak samo, nie różnicować ani ze względu na wyrok, ani środowisko ani wykształcenie. Często zresztą nawet nie wiem, na ile lat ktoś został skazany. Nie robi to już teraz na mnie wrażenia.
Czym się jeszcze ojciec zajmuje oprócz codziennych spotkań z GOD?
– Rozmawiam z więźniami. Jeśli ktoś chce się spotkać, zawiadamia oddziałowego, który do mnie dzwoni. Przychodzę albo umawiam się. Czasem przychodzę na rozmowę do celi, choć rzadko, gdyż to wprowadza duże zamieszanie. Jeśli jestem w celi, musi być ona otwarta a wówczas nie może być otwarta żadna inna cela na oddziale, co powoduje oczywisty paraliż. Dlatego też w ramach rozmowy najczęściej wychodzę z więźniem do świetlicy, kaplicy lub biura kapelana. Rozmowy odbywam codziennie. Zgłoszeń jest więcej niż możliwość. Ja sam się nie narzucam. Ale zainteresowanie jest bardzo duże, choć nie koniecznie od razu chodzi o sprawy wiary. Pierwsze zadanie kapelana to słuchanie. I to już bardzo wiele daje. W procesie nawracania człowieka (choć nie lubię tego słowa, bo to jest coś, o czym w ogóle trudno mówić, to intymna sprawa między człowiekiem a Bogiem) pierwszym krokiem musi być pobudzenie człowieczeństwa. Dopiero później można mówić o jakichś treściach religijnych, o Ewangelii.
W ciągu dnia zajmuję się też, razem z grupą GOD, przygotowywaniem do sakramentów – czasem do chrztu, najczęściej do bierzmowania. Stoję jednak na stanowisku, że to nie może być proces masowy, bo to nie ma sensu. Bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej i motywacja tego rodzaju, że ktoś dzięki bierzmowaniu uzyska przepustkę, by być chrzestnym dziecka swego brata – jest niewystarczająca. Podstawą musi być systematyczne uczestnictwo w niedzielnej liturgii. Jest wielu chętnych ale wielu się „wykrusza”…
Mówiąc o codziennych zajęciach, nie sposób nie wspomnieć o więziennej biurokracji. Żeby cokolwiek się wydarzyło, trzeba się bardzo wiele nachodzić. Pisma do dyrekcji, pozwolenia, sprawdzanie – to zajmuje bardzo dużo czasu. Jeśli chcę odbyć rozmowę z osadzonym – większość czasu zajmują sprawy administracyjne. Przeprowadzenie kogoś z celi do kaplicy zabiera czasem 45 min. Samo zebranie grupy GOD z wszystkich oddziałów – to godzina…
Więzienie uczy kapelana przede wszystkim cierpliwości. Trzeba być tolerancyjnym wobec funkcjonariuszy i pełnym pokory. Trzeba być przygotowanym na upokorzenie, na to, że się słyszy „te sprawy duszpasterskie mogą być na końcu”. Swój „honor” i jakieś poczucie godności zostawiać za murami więzienia.
>>> Sakrament bierzmowania w więzieniu
Jakie ojciec ma doświadczenie współpracy z funkcjonariuszami więziennymi?
– Ogólnie bardzo dobre. Mam przyjaciół w gronie służby więziennej. Zdarzają się też rzeczy trudne aczkolwiek nikt wprost nie walczy z kapelanem – to byłoby wbrew regulaminowi. Czasem jak funkcjonariusz jest nieżyczliwy – posłuży się więźniem. Ci z kolei bywa, że bardzo wulgarnie się odnoszą, zwłaszcza gdy są w grupie, gdy nie można ich zidentyfikować i zwłaszcza w okresach wzmożonej nagonki na księży, co miało miejsce w ostatnich latach.
Czy zachowuje ojciec kontakt z osobami, które wychodzą z więzienia?
– Tak, choć oczywiście w ograniczonym zakresie, zwłaszcza, że jestem przede wszystkim potrzebny tym, którzy zostali. Warto też podkreślić, że kapelan jako jedyny pracownik więziennictwa jest tym, kto może utrzymywać kontakt z rodzinami osadzonych.
Czy podejmuje ojciec jeszcze jakieś inne, specjalne inicjatywy duszpasterskie?
– Tak, wiążą się one np. z Adwentem, ze świętami Bożego Narodzenia itp.
Jak przeżywane jest Boże Narodzenie w więzieniu?
– Boże Narodzenie odbierane jest przez społeczność więzienną jako najważniejsze święta w roku, niezależnie od kontekstu religijnego. Są to święta rodzinne i ciężko przeżywa się je w oddaleniu od bliskich.
Tydzień przed świętami (tym razem było to w ostatni poniedziałek) chodzę do wszystkich cel rozdając chętnym opłatki, które mogę kupić dzięki funduszom otrzymanym z klasztoru. Choć większość osadzonych nie chodzi do kaplicy, mogą połamać się opłatkiem w celi i wysłać do bliskich. To rozdawanie trwa cały dzień.
Jeśli chodzi o przygotowanie duchowe – spowiadam i tych spowiedzi w czasie przedświątecznym jest więcej, tak jak na wolności. Ale mogę na marginesie powiedzieć, że zupełnie inaczej teraz do tego podchodzę niż na początku mojej pracy kapelańskiej. Organizowałem wówczas całą grupę spowiedników a do spowiedzi szło bardzo wielu więźniów, bywało, że i 40 proc wszystkich. Zorientowałem się jednak, że to jest bez sensu, że ta spowiedź to bardziej atrakcja, urozmaicenie i okazja do spotkania się z kimś niż cokolwiek innego, zwłaszcza gdy ktoś poza tym wydarzeniem zupełnie nie chodzi do kaplicy.
Mam zwyczaj spowiadania przed Mszą św. Przed świętami słucham ok. 50 spowiedzi.
Czy w więzieniu organizowane są rekolekcje?
– Nie bardzo jest taka możliwość. Soboty i niedziele wypełnione są Mszami świętymi. A w tygodniu osadzeni są w gruncie rzeczy trudno dostępni. Mają szkołę, pracę itp. Jeśli jeszcze trzeba uwzględnić fakt, że wszystko musi odbywać się w 8 grupach, które nie mogą się mieszać – zorganizowanie rekolekcji byłoby bardzo trudne.
A jak wygląda już samo świętowanie? Czy jest wieczerze wigilijna? Pasterka?
– Wieczerzy nie ma. Zorganizowanie tego w warunkach więziennych jest niemożliwe. Ja robię tylko małe spotkanie z moją dziesięcioosobową grupką. Co roku natomiast (choć nie w samą Noc Bożego Narodzenia a kilka dni wcześniej) odbywa się Pasterka z biskupem. Sprawowana jest na sali gimnastycznej i może tam przyjść więcej osób, poza tymi, którzy są tymczasowo aresztowani i tymi, którzy przebywają pod specjalnym nadzorem (chodzi o ich bezpieczeństwo, gdyż z uwagi na popełnione przestępstwa mogliby stać się celem ataku innych więźniów). Przychodzi od 150 do 170 osadzonych. Ok. 40 do 50 proc. przystępuje do Komunii św.
W Pasterce uczestniczy biskup, przedstawiciele 5 parafii oraz jeśli chodzi o duszpasterzy – wielu gości, są np. członkowie moich władz zakonnych, np. prowincjał itp.
Po Eucharystii ważnym momentem jest łamanie się opłatkiem. I tu często widzę moment przełamania się ze strony więźniów. Podchodzą do dyrektora, do wychowawców w mundurach, dzielą się opłatkiem. Jednanie – uważam, że to jest jednym z ważniejszych celów działalności kapelańskiej. Bardzo wystrzegam się zresztą, by nie utożsamiano mnie z żadną z tych grup – ani z grupą przestępców, ani funkcjonariuszy. Nie jestem po żadnej ze stron. Jestem dla wszystkich.
Po spotkaniu z więźniami jest jeszcze spotkanie opłatkowe biskupa z władzami miasta, służbami mundurowymi itp. Organizatorem jest więzienie ale odbywa się to już w budynku poza naszymi murami.
W okresie poświątecznym prowadzę jeszcze spotkanie dla grupy GOD z rodzinami. Uczestniczy w nim wtedy ok 40 – 50 osób.
Jak spędzają święta ci, którzy nie biorą udziału w Pasterce?
– To jest dla wszystkich bardzo ważny ale też bardzo ciężki czas. Czas ogromnej tęsknoty. Niektórzy leżą cały dzień w łóżkach przykryci kołdrą, żeby się jakoś odizolować. Są różne formy przeżywania tych trudnych chwil.
>>> Rektor KUL: ponad 80 proc. absolwentów studiów w więzieniu nie wraca do przestępczości
A jak czas Świąt przeżywają strażnicy i pracownicy więzienia?
– To jest ich czas pracy. Jeśli mają akurat dyżur, muszą do tego dopasować swoje rodzinne świętowanie. W święta pracy wcale nie jest mniej, bo osadzeni w tym czasie bardzo różnie radzą sobie z emocjami.
Czym ten czas Świąt jest dla Księdza?
Jestem z nimi. Podobnie jak we Wszystkich Świętych nie jestem przy grobie rodziców tylko tu tak i na Boże Narodzenie nie jadę do bliskich. Tak wybrałem. Jestem zakonnikiem. Tam gdzie to możliwe utożsamiam się z więźniami. Chcę się z nimi utożsamiać we wszystkim, poza przestępstwem. Oni bardzo to doceniają.
Czy ma ojciec jakieś trudne lub radosne wspomnienia z czasu Bożego Narodzenia w więzieniu?
– Trudnych nie pamiętam. Z czasem Bożego Narodzenia wiąże się moje wspomnienie już sprzed 27 lat, gdy przyjmowałem z powrotem do Kościoła człowieka, który z niego wystąpił. Skazany był na karę śmierci i ten wyrok był prawomocny. Ostatecznie ten człowiek żyje, wciąż jest w więzieniu – gdzie indziej. Mam z nim kontakt choć już nie tak intensywny, bo ma przecież swojego kapelana. Już po nawróceniu, po spowiedzi i komunii świętej on mi namalował obraz Chrystusa na krzyżu. To jedyny obraz, który wisi u mnie w celi zakonnej.
Z czasem Bożego Narodzenia wiąże się wiele momentów tzw. nawrócenia, gdyż temu sprzyjają emocje. Mówię „tzw. nawrócenia”, bo to jest sprawa między człowiekiem a Bogiem. Ja w to wchodzić nie chcę. Gdyby więźniowie wiedzieli, że ja tego oczekuję, prawdopodobnie byłoby więcej udawania. Czasem, gdy pojawia się jakiś konflikt między mną a którymś z więźniów, bywa, że mówi: „bo przestanę chodzić do kościoła”. Mówię wtedy często tak nawet brutalnie: „a co mnie to obchodzi? Ja wiem, że ja mam chodzić, bo mi zależy na moim zbawieniu, a co ty będziesz robił to twoja sprawa”.
Myślę, że takie podejście bardziej umacnia religijność. Nawrócenie to sprawa bardzo osobista. Ja sam mam się nawracać, a jak inni – nie wiem.
A na koniec musze powiedzieć, że żeby stworzyć warunki do nawrócenia, żeby kogoś przekonać, zmienić – on musi mieć przeświadczenie, że się go kocha. Bez tych pozytywnych emocji to jest niemożliwe.
Udaje się więźniów przekonywać, że są kochani?
– Zewnętrznie tak, ale na ile to jest autentyczne, to tylko oni wiedzą i Pan Bóg. To jest ich sprawa. Je jestem tylko narzędziem w ręku Chrystusa. To wszystko.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |