fot. unsplash

Tego na pewno nie masz odwagi zrobić

Reklamy, różnego typu wyzwania w mediach społecznościowych, oferty tanich lotów pobudzają nas do zrobienia czegoś, na co często byśmy nie się odważyli, do próbowania tego, co nieznane. I wbrew pozorom, pomimo różnych wyników, wychodzi nam to całkiem dobrze. Mimo to jest coś, czego nie mamy odwagi zrobić, a co może odmienić nas samych i świat.

„Początkiem wszelkiego grzechu – pycha” (Syr 10,13). Tak, będzie mowa o pysze, bo to wobec niej nie mamy odwagi. Adam i Ewa jeszcze w raju wmówili sobie, że oni sami, własnymi możliwościami odróżnią dobro od zła. Czyli za każdym razem, gdy dajemy zwyciężyć tej iluzji, że coś możemy, dosłownie powtarzamy grzech pierworodny.

Grzech pychy, pierwszy pośród grzechów i jednocześnie źródło tych pozostałych, odbiera nam odwagę w wielu sytuacjach i okolicznościach. Z pozoru puszymy się jak paw, chcemy odgrywać pierwsze skrzypce, błyszczeć, wyróżniać się na tle innych. I to się zdarza każdemu, jest to nieuniknione w naszej ludzkiej naturze. Jednak to reakcja na takie zachowania wobec samego siebie, obudzenie się z marazmu, zdanie sobie sprawy z niewłaściwej postawy jest postawą chrześcijańską i świadczy o nas jako o uczniach Chrystusa.

Tak bardzo chcemy zachować choćby ułamek naszej racji, obronić ją jak własne życie. Bo jeśli nie, to pozwalamy się zabić. Takie rozumienie wmawia nam świat. Przyznanie się do błędu jest w nim równoznaczne z unicestwieniem swojego ego. Ustąpienie w mniej lub bardziej ważnej kwestii to wyraz braku silnej woli i charakteru. To pozwolić sobą sterować, manipulować.

Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Egzorcyzmowanie samych siebie czyli wypowiadanie własnych słabości, ułomności, grzechów, nazywanie rzeczy po imieniu, czyni nas wielkimi w oczach Boga i stawia na właściwym miejscu jako ludzi. Przyznajemy wtedy, że nasza kondycja jest grzeszna, a to znaczy, że nie ma czym szczycić się, czym pysznić. Wchodzimy w pokorę, która pozwala nam rzeczywiście poznać samych siebie, realnie spojrzeć na nasze widzenie świata i jego ocenę.

Ponadto przyznanie się do błędu, czego tak się zapieramy  i co tak okrążamy na różne sposoby, wyraża postawę chęci nauki. Błąd można uznawać za okazję, pretekst do ciągłego poznawania, badania. Jest oznaką dobrze rozumianej ciekawości świata i samego siebie, czyli przeciwieństwem zasiedziałości i konformizmu.

Czy naprawdę spadają na nas same ataki i nieprzychylne komentarze innych? A może to my sami panicznie boimy się przyznać, że coś powiedzieliśmy lub zrobiliśmy źle, od początku do końca? Jakie są tak naprawdę konsekwencje naszego błędu? Te ziemskie na pewno większe niż te u Boga, który poprzez pomyłki nas miłosiernie uczy. Dlatego to właśnie o względy w niebie powinniśmy walczyć przyjmując „na klatę” prawdę o nas samych zamiast się jej wypierać. Przecież, jak to się mówi, korona nam z głowy nie spadnie. Natomiast zaciekle walcząc o rację – owszem, odbieramy koronę temu, który nas stworzył, uznając samych siebie za panów i władców.

Zacznijmy zatem od pierwszej prawdy: nie mamy odwagi, by przyznać się do błędu, by ustąpić w sporze czy wymianie zdań. To wcale nie jest postawa słabeusza. Właśnie dlatego mówimy o odwadze, która wymaga czegoś niepowszechnego. Bronią się wszyscy. A ty, masz odwagę nadstawić drugi policzek w prostych, codziennych zmaganiach?

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze