Tomasz Kopytowski (dyrektor łódzkiej Caritas): zaspokajamy krople w morzu potrzeb [ROZMOWA]
– Naszym marzeniem jest – także księdza arcybiskupa – by pierwszą rodzinę do tych domków wprowadzić na Boże Narodzenie – mówi nowy dyrektor Caritas Archidiecezji Łódzkiej w rozmowie z misyjne.pl. Chodzi o domki, w których zamieszkają uchodźcy z Ukrainy. Początkowo mieszkania miały stanąć we współpracy z miastem i na miejskiej działce. Dwie proponowane lokalizacje spotkały się jednak z silnym sprzeciwem mieszkańców.
– To było dosyć bolesne doświadczenie – odrzucenie osób, dla których tworzone jest to osiedle – przyznaje dyrektor Tomasz Kopytowski. I dodaje, że nowa lokalizacja dla tej inwestycji będzie lokalizacją w pełni kościelną. W rozmowie z Maciejem Kluczką mówi też o tym jakie wyzwania w niesieniu pomocy przyniosła pandemia, wojna i najnowszy kryzys ekonomiczny i energetyczny. – Chcę żyć nadzieją, że ludzie nie zostawią nas w potrzebie, bo widzą konkretne owoce naszych działań – podkreśla.
13 listopada obchodzimy VI Światowy Dzień Ubogich. W tym roku pod hasłem „Chrystus dla was stał się ubogim”.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy w czasie kryzysu energetycznego, a co za tym idzie – ekonomicznego, w czasie wysokiej inflacji pomaganie jest trudniejsze? Czy organizacjom pomagającym ubogim jest trudniej?
Tomasz Kopytowski (dyrektor Caritas Archidiecezji Łódzkiej): – Caritas ma w Polsce długą historię i nie takie rzeczy przeżywaliśmy. Oczywiście to nie sprawia, że podchodzimy do tej sytuacji zupełnie „na spokojnie”. Wyzwań jest bowiem bardzo dużo, każde czasy są inne i każde mają swoje trudności. Ten obecny jest swoistą kumulacją trudności: najpierw pandemia, później wydawało się, że wszyscy wychodzimy na prostą, ale wybuchła wojna w Ukrainie, która spowodowała kolejne problemy. A one zrodziły nowe wyzwania, przed którymi stoją organizacje pozarządowe. One są szczególnie trudne, bo skutki tych działań dotykają także naszych darczyńców. O ile po agresji Rosji na Ukrainę ten pierwszy zryw był bardzo silny, ludzie dzielili się tym, co mieli (otwierali swoje domy, dzielili się jedzeniem, ubraniami, w pomoc włączyli się też przedsiębiorcy), to teraz jest coraz trudniej. Póki co nie chciałbym snuć czarnowidztwa i mówić, że rachunki bankowe mogą być puste, ale na pewno trzeba wziąć pod uwagę to, że pomoc nie będzie taka jak do tej pory. Najuboższa grupa obywateli, tych, którzy często ofiarowali swój wdowi grosz, pozbawiona może być teraz nawet i tego grosza. Mam nadzieję, że nie zgaśnie w nas chęć pomocy stałej, regularnej. Bo poza zrywami akcyjnymi, do których jesteśmy często gotowi i mamy na to wiele przykładów (to np. WOŚP, Szlachetna Paczka) przychodzi szara, codzienna rzeczywistość. Na szczęście jest stałe grono darczyńców, którzy – niezależnie od tego, czy jest gorzej, czy lepiej – to mają świadomość, że ta pomoc regularna jest bardzo istotna.
Wchodząc na stronę internetową Caritas widać, że ta stała pomoc jest potrzebna przede wszystkim Ukrainie. Również Jemen potrzebuje pomocy. Czy regularne wpłaty na te kraje także są na stałym poziomie czy się zmniejszają?
– W archidiecezji łódzkiej nie widzimy odpływu darczyńców. Są działania, w których darczyńcy są bardzo wierni swoim zobowiązaniom. Tak jest przy programie „Pierwszy krok”, który jest programem stypendialnym na Bliskim Wschodzie, w Libanie. W ostatnim czasie – razem ze Stowarzyszeniem „Dom Wschodni”, z którym ten projekt realizujemy – apelowaliśmy, by od nowego semestru zwiększyć opłaty za stypendia. To jest związane bezpośrednio z kursem walut, również ze wzrostem cen i u nas, i w Libanie. Darczyńcy bardzo dobrze zareagowali na ten apel. Są tacy, którzy nawet wyrównują swoje wcześniejsze wpłaty. Myślę więc, że tej gotowości i wrażliwości nie zabraknie. Darczyńców, którzy sporadycznie pomagali pewnie będzie mniej. Widać to w ciągu ostatniego półrocza, ale cały czas chcę żyć nadzieją, że ludzie nie zostawią nas w potrzebie, bo widzą konkretne owoce naszych działań i programów.
>>> Liban jako państwo nie istnieje, ale Libańczycy nie tracą nadziei
W orędziu na VI Światowy Dzień Ubogich papież Franciszek o pomocy tym, którzy znaleźli się w kryzysie ubóstwa pisze tak: „Jest to znak, który chrześcijanie zawsze czynili z radością i z poczuciem odpowiedzialności, ponieważ żaden brat i siostra nie powinien odczuwać braku tego, co konieczne do życia”. Czy jako Caritas macie poczucie, że udaje się Wam dotrzeć do wszystkich braci i sióstr, którzy tej pomocy potrzebują? Czy też tej biedy na świecie jest tyle, że to jest zaspokajanie kropel w morzu potrzeb? Oczywiście bardzo istotnych, ale jednak kropel.
– Niestety, trzeba powiedzieć, że jest to zaspokajanie kropel w morzu potrzeb. Nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich problemów, bo to przekracza możliwości finansowe nawet największych organizacji na świecie. Staramy się zabezpieczyć jakiś wycinek potrzeb, w skali makro i w skali lokalnej. We wspomnianym programie „Pierwszy krok” pomagamy 400 dzieciom, to jest pomoc trwała i długofalowa. Zabezpieczamy kilkaset dzieci, ale wiemy, że tych potrzeb jest o wiele, wiele więcej. Jednocześnie mamy świadomość, że bez naszych darczyńców tej pomocy nie dostałoby i tych czterysta osób. Staramy się więc robić to, co jest możliwe. Taki sam model działania przyjmujemy tutaj, w Polsce. Rocznie w naszej diecezji pomagamy około 12 tysiącom ludzi. Oczywiście to wycinek osób żyjących w potrzebie, ale jeśli złożymy w całość pomoc różnych organizacji, to niekiedy udaje się zaspokoić potrzeby naprawdę wielu ludzi. W Łodzi jest około tysiąc ludzi w kryzysie bezdomności i jest kilka organizacji, które świadczą pomoc na ich rzecz. Szacujemy, że udaje się pomóc około 75% tej społeczności.
Czy obserwujecie zwiększającą się liczbę osób, których dotyka ubóstwo energetyczne? Czy ludzie coraz częściej muszą myśleć o tym, czy wystarczy im środków na opłacenie rachunków?
– Ten problem nie jest dla nas czymś nowym. Od lat prowadzimy projekty, w ramach których pomagamy ludziom w zakupie opału na zimę, czy np. w opłaceniu rachunków za energię elektryczną. Oczywiście ten rok jest szczególny, bo ceny energii bardzo wzrosły. Nie mamy jakiejś fali próśb o wsparcie w tym zakresie – ale być może jeszcze ich nie mamy. Jak one się pojawią, to będziemy starać się im odpowiedzieć. Na pewno będziemy się wtedy starali odciążyć te osoby w innym zakresie – np. przy zakupie żywności. W ten sposób zaoszczędzone pieniądze będą mogły przeznaczyć na opłacenie rachunków. Chcemy być do tego przygotowani. Pierwszą grupą, która może zgłosić się o taką pomoc będą zapewne łódzcy seniorzy, bo to starsi ludzie, często żyjący samotnie, opalają kamienice gazem lub węglem. Oni już powoli dają znać, że jest im trudno.
Jak wygląda sytuacja osiedla dla ukraińskich uchodźców, które miało powstać w Łodzi we współpracy miasta i Kościoła? Były w tej sprawie protesty mieszkańców, którzy nie chcieli mieć koło siebie takich nowych sąsiadów. Kuria informowała, że będzie wypracowane nowe rozwiązanie. Kiedy możemy się go spodziewać?
– Łódzka Caritas prowadzi tę sprawę. Próby były dwie. Miasto Łódź zaproponowało dwie lokalizacje: na Rodogoszczu i Retkini. Obie wywołały opór i to spowodowało wstrzymanie szczegółowego komunikowania na ten temat, ale nie wstrzymało prowadzonych działań. To było dosyć bolesne doświadczenie – odrzucenie osób, dla których tworzone jest to osiedle. Będziemy więcej mówić o sprawie wtedy, gdy postawimy pierwsze domy w lokalizacji, która będzie lokalizacją kościelną. Współpraca z miastem jest więc w tym zakresie zakończona – nie szukamy terenu w zasobach miasta, nie kupujemy działki w preferencyjnych cenach, co również było kwestią podnoszoną i sporną. Choć przecież organizacje pozarządowe w całej Polsce często korzystają z takich preferencyjnych zakupów. Domki powstaną więc na działce należącej do diecezji. Sprawa jest w toku.
Czyli będzie miała pozytywne zakończenie.
– Taki jest plan. Caritas trzyma rękę na pulsie i koordynuje te działania. Naszym marzeniem jest – także księdza arcybiskupa Grzegorza Rysia – by pierwszą rodzinę do tych domków wprowadzić na Boże Narodzenie. To oczywiście zależy od procesu inwestycyjnego. Te osoby mieszkają teraz w prywatnych domach, są też sportowcy, którzy mieszkają w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi. Obok budowy tych domów Caritas prowadzi też projekty integracyjne, naukę języka, pomaga w poszukiwaniu pracy. A domy pomogą tym osobom, które najbardziej potrzebują zmiany swojego dotychczasowego zamieszkania. Nie chcemy, by były to kontenery, to mają być domy jak najbardziej standardowe, całoroczne i wyposażone tak, by było to miejsce godne do zamieszkania. Myślimy o 10 domach, każdy dla 4 osób. Ile ostatecznie domów uda nam się zbudować? Zobaczymy. Na tę inwestycję zgromadziliśmy do tej pory 1 mln 200 tysięcy złotych, co pozwala na budowę 5 domów.
To chyba pierwszy taki projekt realizowany przez Kościół w Polsce.
– Chyba tak. Chcemy też, by później te domy służyły także innym osobom, które rozpoczynają nowy etap w swoim życiu i które zasługują w takiej chwili na pomoc. Myślimy tu o różnych grupach: o osobach w kryzysie bezdomności, które są po terapiach, które podjęły pracę nad sobą. To też osoby dorosłe, które wychodzą z systemu pieczy zastępczej oraz matki, które opuszczają dom samotnej matki.
Już od prawie miesiąca pełni Pan funkcję dyrektora Caritas Archidiecezji Łódzkiej. Gdy osoba świecka dostaje tego typu zadanie, to w Kościele w Polsce ciągle wywołuje to swego rodzaju poruszenie. Dla Pana to wyzwanie czy też naturalny, nowy etap w zawodowej pracy?
– Dla mnie to dosyć naturalne. Myślę tu o moim środowisku pracy, czyli Caritas, a nie o stanowisku dyrektorskim. Caritas to środowisko, w którym wyrosłem i które znam od lat. Moja historia z tą organizacją to 17 lat w roli pracownika, a jeśli liczyć czas wolontariatu – to tych lat jest 19. Przez wiele lat pełniłem funkcję rzecznika prasowego, więc z wieloma środowiskami w naszym mieście i regionie miałem do czynienia. Pod tym względem więc nie ma dla mnie trudności, nie muszę na nowo poznawać organizacji czy środowiska kościelnego i szerzej – społecznego. Nie muszę nawiązywać kontaktów z proboszczami, one są wypracowane od wielu lat. Nowością na pewno jest to, że biorę w ręce stery dużej organizacji.
Duchowni są gotowi na współpracę? Nie ma żadnych barier?
– Informacja o mojej nominacji faktycznie rozeszła się w mediach (szczególnie katolickich) jako wielka nowość. W Łodzi nie było szczególnego zaskoczenia, ludzie – także duchowni – przecież mnie znają. Ta decyzja arcybiskupa była więc dla wielu naturalna. Duchowni kojarzyli mnie już z Caritas, z sesji duszpasterskich. Takie czasy przychodzą, że ludzie świeccy, przygotowani do tego, by wziąć odpowiedzialność za różne obszary działalności Kościoła, powinni to robić. Mówimy oczywiście o miejscach i funkcjach, w których nie są potrzebne święcenia. Akurat archidiecezja łódzka jest w tej kwestii pionierem. Niech tak będzie, że świeccy chętnie podejmują tego typu zadania. Liczę na to, że tak będzie się działo również w innych miejscach.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |