fot. youtube.com

Uciekamy przed rozwojem, bo boimy się bólu [ROZMOWA]

O synodzie na temat młodzieży, o tym, czy trudno żyć dziś w małżeństwie i poza nim oraz o tym, dlaczego tak mało ze sobą rozmawiamy z ks. Mirosławem Malińskim, duszpasterzem akademickim z Wrocławia, rozmawia Aleksander Barszczewski. 

Dwa miesiące temu zakończył się synod o młodzieży. Jakie ma on przełożenie na młodych ludzi? 

Jeden z  chłopaków z naszego duszpasterstwa był na synodzie. Więcej  mówił o kulisach niż o obradach. Wszyscy czekamy na dokumenty z tego synodu, na razie znamy tylko list skierowany do młodych. Krótki, ale bardzo treściwy i wydaje mi się, że bardzo dobrze przez młodych przyjęty. A tak, jak zwykle na tego typu wielkich wydarzeniach, wszystko co najciekawsze i najważniejsze dzieje się w kulisach, gdzie ludzie mogą spotkać się ze sobą, porozmawiać i wymienić doświadczeniami.  

Wielu ludzi pyta nas, jak to się dzieje, że w duszpasterstwie akademickim we Wrocławiu jest tak szeroka współpraca, wiele inicjatyw się udaje, tworzymy obóz adaptacyjny na 700 osób, no jednym słowem duszpasterstwo żyje. W ogromnej mierze dzięki  Międzyośrodkowej Radzie Duszpasterstw Akademickich to tak zwana MORDA, która skupia szefów poszczególnych duszpasterstw. I to jest tylko i wyłącznie przestrzeń  wymiany doświadczeń. Oni nic więcej nie robią, tylko spotykają się raz w miesiącu i wymieniają się doświadczeniami. To przynosi niezwykle dobre rezultaty. Wydaje mi się, że ten synod, który odbył się w Rzymie, mógł bardzo pomóc ludziom w wymianie doświadczeń, a  to jest szalenie cenne w świecie, w którym jest nam z jednej strony bardzo blisko do siebie, a z drugiej szalenie brakuje bezpośrednich spotkań. Zobaczyć, że są inne rozwiązania, nowe pomysły i wymienić się nimi, wzajemnie zainspirować – to nieoceniona pomoc. To zresztą  charakteryzuje Kościół – to zawsze było grono przyjaciół. I jeśli możemy, mimo dużych odległości,  być bliżej siebie, możemy się przyjaźnić i to jest szalenie cenne. A co sobie biskupi porozmawiali to sobie porozmawiali, fajnie, że rozmawiają na temat młodzieży. Dobrze też, że wymieniają się doświadczeniami, że jakieś poszukiwania są prowadzone w tym kierunku. Ja nie bardzo wierzę, że dokumenty zmieniają oblicze Kościoła, one czasami  pomagają  zmienić serce, a to jest kluczem do dalszych zmian. A zmienić serce, sposób patrzenia, sposób myślenia to jest coś wielkiego. Sam fakt, że sprawa młodzieży została postawiona to wielki sukces, zaczynamy o tym rozmawiać. Bez synodu nie wiadomo czy byśmy  rozmawiali na ten temat. 

Fot. Flickr/EpiskopatNews

 

Ksiądz od kilkudziesięciu lat prowadzi kursy przedmałżeńskie. Łatwo jest dzisiaj żyć w małżeństwie? 

Nie mam pojęcia, nie żyję w małżeństwie, także trochę mówię jak ślepy o kolorach. Mogę powiedzieć, że niełatwo żyć poza małżeństwem. Doświadczam tego, że żyję poza małżeństwem. Jak Bóg stworzył świat, to zanim pojawił się grzech pierworodny, zanim miało miejsce pierwsze kuszenie… wszystko było dobre, tylko jedna rzecz  była zła: niedobrze, że człowiek był sam. Tę mądrość zna i głosi Pismo Święte. Oczywiści to, że żyję w celibacie, nie oznacza, że muszę żyć w samotności i na szczęście mieszkam razem ze studentami, żyję razem ze studentami, jestem księdzem świeckim i zawsze marzyłem, żeby żyć wśród ludzi świeckich, być blisko nich. To się spełniło i dla mnie to jest wielkie szczęście, że mogę z ludźmi żyć. Małżeństwo jest bardzo specyficzną zażyłością. Ostatnio pojawił się pewien problem, szczególnie wśród młodych małżeństw i wśród młodych par: bardzo często szalenie się kłócą. Zaczynają ze sobą chodzić, znają się może pół roku, są coraz bliżej siebie i im bliżej siebie są, tym bardziej się kłócą. Tak samo w małżeństwach. 

Fot. pixabay

Co może być tego przyczyną? Może za mało ze sobą rozmawiają? 

Jeśli się ze sobą kłócą, to znaczy, że ze sobą rozmawiają, po prostu formą tej rozmowy jest kłótnia. Nie analizowałem dogłębnie tego zjawiska, ale wydaje mi się, że duży wpływ na to ma powszechna teraz rozmowa przez komunikatory. Chłopak  spotkał się ze swoją dziewczyną, fajna randka, byli na kręglach, na kawie, było sympatycznie. Wchodzi do domu i dostaje kilometrowego smsa z wyrzutami. Ona nie była w stanie tego powiedzieć wprost. To działa też oczywiście w drugą stronę,  randka przeciętna, a po powrocie do domu wycieka z telefonu sms, że było niezwykle, wspaniale, och i ach. Ale jest problem o mówieniu sobie o tych sprawach wprost. Sądzę, że Facebook wymaga od ludzi kreowania swojego wizerunku. Kiedy dochodzi do rozmowy wprost, nie ma miejsca i czasu na tę kreację. Niektóre tematy są omijane, a w chwilach napięć pojawia się złość na siebie samego, na swój sposób reagowania, na swój sposób mówienia, komunikowania. I ta złość przekłada się również na drugą osobę, dochodzi do bardzo silnych napięć  i awantur...

Fot. pixabay

To może nie tyle ze sobą nie rozmawiają, ile nie prowadzą dialogu? 

Zgadzam się w pełni, że nie ma dialogu. Jest rozmowa, która nie jest dialogiem. Nie ma tych podstawowych zasad dialogu: prymat słuchania nad mówieniem, prymat zrozumienia nad osądzaniem, prymat dzielenia się swoimi uczuciami, potrzebami nad dyskusją, w której ktoś przegrywa, ktoś wygrywa. Tego niestety bardzo brakuje. Stanąć wspólnie i uporać się z problemem. W wielu małżeństwach widać wyraźnie, że  problem, który zaistniał, ich związek scementował, ale tam był dialog. Wydaje mi się, choć to może zbyt ostry obraz, że panoszy się trend żeby unikać problemów. Kiedy się pojawi problem, należy zrobić jakiś unik, zamiast stanąć do walki z problemem. Natomiast właśnie gdy mierzymy się z problemem  ma miejsce rozwój. Kiedy unikamy problemu,  może mniej boli, ale stoimy w miejscu. Jakbyśmy byli na krze i kiedy trzeba złapać równowagę, żeby się na niej utrzymać, my po prostu przeskakujemy na następną, która jest wygodniejsza. Nadal jednak nie potrafimy łapać równowagi. I tak oto uciekamy przed rozwojem, bo rozwój boli, a życie jest ciężkie, prawda?  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze