Valentyna Krokos: dziś w Ukraińcach bije jedno serce [ROZMOWA]
Przyjechała do Polski tuż po wybuchu wojny w Ukrainie. We Lwowie pracowała jako prawniczka. Dziś wykorzystuje swoje umiejętności, by pomagać Ukraińcom mieszkającym w Polsce. Valentyna Krokos zaangażowała się w pracę w Caritas. „Bóg mnie tam przyprowadził” – mówi w rozmowie z Maciejem Kluczką.
Lwowianka podkreśla, że w Ukraińcach bije dziś jedno serce, że są jedną wielką rodziną, która już myśli o odbudowie swojego domu, kraju. – Wiele Ukrainek dziś w Polsce dba o dzieci, by nie czuły traumy wojennej. To równie ważne zadanie jak to, które nasi mężczyźni realizują na froncie wojennym. Trzeba bowiem zadbać o przyszłość tych dzieci, by później mogli budować wolną i piękną Ukrainę – mówi Valentyna. Lwowianka jest grekokatoliczką i przygotowuje się do Świąt Wielkanocnych, pierwszych takich w życiu. Jak mimo wszystko znaleźć nadzieję? „Ufaj Bogu” – Valentyna daje nam prosta receptę.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Współpracę z Caritas zaczęła Pani nie w Ukrainie, ale już tu – w Polsce.
Valentyna Krokos (lwowianka, prawniczka, wolontariuszka Caritas Archidiecezji Warszawskiej): – Zgadza się. Ja wcześniej nie pracowałam w Caritas. Przyjechałam do Polski tuż po tym, gdy zaczęła się wojna. Jestem świadomą Ukrainką, obywatelką i wiem, że każdy powinien wypełniać swoje zadanie. W tym miejscu, w którym się znalazł i z tymi umiejętnościami, które posiada. Wiele Ukrainek dziś w Polsce dba o dzieci, by nie czuły traumy wojennej. To równie ważne zadanie jak naszych mężczyzn na froncie wojennym. Trzeba bowiem zadbać o przyszłość tych dzieci, by później mogły budować wolną i piękną Ukrainę, by doświadczenia wojenne im w tym nie przeszkodziły.
Pani tym kobietom tu pomaga, także w kwestiach prawnych.
– Tak, pomagam im w pierwszych krokach w Polsce, udzielam porad dotyczących ich sytuacji prawnej. Ukraińcy wzajemnie się wspierają. Staram się też mówić o wojnie ludziom z innych krajów, by świat o niej pamiętał i by jak najszybciej mogła się skończyć. Gdy przyjechałam do Polski to myślałam o tym, co mogę robić, w czym mogę pomóc. Jestem prawniczką, umiem mówić po polsku, także w innych językach, postanowiłam więc pomagać Ukraińcom. Pomagam także przy organizacji pomocy humanitarnej, która z Polski trafia do Ukrainy. Mam tam kontakty i je uruchamiam. Po prostu przyszłam do Caritas, Bóg mnie tam przyprowadził. Dzięki temu mogę pomagać, to dla mnie bardzo ważne.
Jakie prawne problemy udało się rozwiązać?
– Ludzie, którzy są w Polsce zwracają się z różnymi problemami, było dużo konsultacji prawnych. Na przykład w sprawie przyjmowania na rynku pracy kwalifikowanych pracowników z Ukrainy. Na szczęście polskie instytucje w tej sprawie bardzo pomagają. Jest specustawa, są wydawane numery PESEL.
Porozmawiajmy o pomocy, która trafia do Ukrainy. Czym różni się ona od tej, która była przekazywana na początku agresji Rosji na Wasz kraj?
– Powiem o moim mieście, o Lwowie. Do miasta przyjechało wielu uchodźców ze wschodu Ukrainy.
To migranci wewnętrzni.
– Sam Lwów przyjął 600 tysięcy uchodźców. To bardzo duża liczba.
Lwów – przed wojną – liczył około 700 tysięcy mieszkańców.
– Liczba mieszkańców się zatem praktycznie podwoiła. Pomoc potrzebna jest w różnych regionach, bo nie tylko we Lwowie są uchodźcy. W pierwszym etapie wojny potrzebne były ubrania, środki higieniczne. Teraz największe potrzeby są na wschodzie kraju. Niekiedy brakuje środków medycznych, by w szpitalach mogła być udzielana pomoc rannym żołnierzom. Potrzebna jest też męska odzież. W oblężonych miastach potrzebna jest też żywność.
Informacje o tym, jak dostarczyć pomoc rzeczową albo finansową można znaleźć na stronie internetowej Caritas?
– Zgadza się. Można też przyjść do oddziałów Caritas i przynieść dary rzeczowe.
Organizację Ukraińców i ich ducha walki docenia praktycznie cały świat. Chodzi zarówno o skuteczność na froncie, ale też o organizację społeczną. Każdy wie, za co odpowiada, organizują się oddolne akcje pomocowe, w miastach każdy wie, gdzie jest jego najbliższy schron. To efekt wieloletnich przygotowań?
– Po ukraińsku mówimy, że jesteśmy „стресостійкість”, czyli odporni na stres. Wojenne zagrożenie oraz sytuacja na Krymie i w Donbasie sprawiły, że jesteśmy mocniejsi, wiemy, jak bardzo ważna jest niepodległość naszej ojczyny. Nikt nie jest gotowy na wojnę, my też nie byliśmy, ale jednocześnie dajemy radę, bo jesteśmy razem i walczymy o słuszną sprawę. Ta wojna wszystkich zaskoczyła, nikt się tego nie spodziewał, nawet w Kijowie czy Mariupolu. Nikt też nie zakładał, że ona będzie tak brutalna. Dziś jednak wiemy, że jesteśmy jedną rodziną, bije w nas jedno serce. Każdy Ukrainiec powinien dawać – i daje – wsparcie, nieważne, gdzie jest. Czy w Ukrainie, czy w Polsce, czy w innym miejscu na świecie. Każdy ma swoje zadanie.
Przeżywamy trudny czas, ale to czas który niesie zmiany i mamy nadzieję, że one sprawią, że Ukraina będzie jeszcze silniejsza. Choć dziś, gdy patrzy się na doniesienia z Ukrainy, na zdjęcia z Mariupola, z Buczy to serce boli. Trudno to określić słowami. Jednak my czekamy na zwycięstwo Ukrainy, na pokój. A ta wojna to nie tylko wojna o pokój Ukrainy, ale Europy i całego świata.
Tego pokoju na pewno będziemy sobie życzyć w czasie tegorocznej Wielkanocy. Pani jest grekokatoliczką, święta obchodzić będzie Pani tydzień po rzymskich katolikach. Jak Pani przygotowuje się na ten czas? Czy radosna nowina o zwycięstwie życia nad śmiercią, dobra nad złem, może wlać w Wasze – ukraińskie – serca spokój? Nadzieję? A może nawet i radość?
– Można powiedzieć tylko jedno: ufaj Bogu! Bóg jest większy niż całe zło. Módl się i rób to, co do ciebie należy, na twoim podwórku. Małymi kroczkami możemy zrobić wielkie rzeczy. Tylko nie możemy tracić nadziei i wiary.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |