W codziennym poszukiwaniu Avonlea [FELIETON]
Kilka tygodni temu minęło 150 lat od narodzin L.M. Montgomery, autorki cyklu powieści o Ani z Zielonego Wzgórza. Pod choinką wiele dziewcząt, a pewnie i dorosłych kobiet oraz mężczyzn znalazło tę klasyczną powieść. Mimo upływu lat i wielu zmian w świecie oraz w odczycie lektury, seria ta się nie starzeje, wciąż należąc do chętnie czytanych.
Mark Twain uważał, że to „najwspanialsza i najbardziej czarująca bohaterka książek dziecięcych od czasów pamiętnej Alicji”. Niejednokrotnie usłyszałam negatywne opinie, uwarunkowane przymusowym poznaniem „Ani z Zielonego Wzgórza” jako lektury szkolnej.
>>> O książkach, których okładki odpadały z zaczytania [PODKAST]
Anię, nie Annę, Shirley można kochać, można się z nią utożsamiać, można niecierpieć jej drażniącego charakteru. Jest to bez wątpienia niepowtarzalna, szczególnie jaskrawa postać literacka, o której niejeden felieton już powstał, której losy przedstawiały adaptacje teatralne, filmowe i serialowe powstające na całym świecie. Tuż po 150 urodzinach L.M. Montgomery, szczególnie zastanawiam się nad zachwytem, którego rudowłosa bohateka może być nauczycielką.
„Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem… świat jest taki ciekawy! Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli, prawda?”
Niezrozumiana Maud
Aby dobrze zrozumieć bohaterkę, warto zgłębić się w sylwetkę jej twórczyni – Maud Montgomery. Maud, nie Lucy. Autorka „Ani z Zielonego Wzgórza” do tego stopnia nie lubiła swojego pierwszego imienia, iż wydając swą najpopularniejszą powieść, miała prosić wydawcę, by na okładce napisał tylko inicjały. Od szkolnych lat kojarzę tę niepodzielną całość – L.M. Montgomery. Długo nie miałam pojęcia, jak wiele codziennych elementów życia było dla twórczyni Avonlea trudnym elementem rzeczywistości.
Autorka słynnej serii pod koniec życia napisała, iż z wiekiem coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, jak niewiele uczucia zaznała w dzieciństwie. Wychowywało ją dwoje starszych ludzi, którzy w odczuciu Maud nawet w najlepszych chwilach nie okazywali jej zrozumienia, mieli „ciasne” umysły. Spokojnie odczytuję Avonlea jako wymarzoną sielankę, do której chciała wracać choćby w wyobraźni, o której pragnęła śnić i fantazjować. A i do której zaprasza miliony czytelników na całym świecie od lat.
>>> Pierożki i suszone kwiaty w encyklice. Franciszek do romantyków [FELIETON]
L.M. Montgomery w sumie opublikowała 20 powieści, ale jest kojarzona przede wszystkim z „Anią z Zielonego Wzgórza”. Bohaterka „przyrosła” do autorki na dobre, co w pewnym momencie było mocno uciążliwe dla Montgomery: „Z chwilą, gdy Ania przestała być natchnieniem, zaczęła prześladować mnie jak zmora”. Już po drugim tomie mówiła o Ani Shirley „ta wstrętna Ania”, lecz nadal opisywała losy jej oraz jej dzieci. Później uwagę pisarską skoncentrowała na dojrzalszej postaci – Emilce, tworzyła też losy Pat i Kilmeny. Będąc piętnowana za tworzenie literatury infantylnej, próbowała uciec od literatury dla młodzieży, o czym świadczą „Dzban ciotki Becky” czy „Błękitny zamek”.
Wiele tajemnic wiąże się z jej życiem i śmiercią, a przy jej łożu znaleziono zapisek: „Straciłam rozum przez czary i nie śmiem myśleć, co mogę przez to uczynić. Co za koniec życia, w którym starałam się zrobić wszystko, co w mojej mocy”. Niewykluczone, że książki, które kobieta pisała, miały formę autoterapeutyczną, pozwalając zachwycić się światem przepięknym, choć nieistniejącym. Pielęgnuję w sobie nadzieję, że nie chodziło jedynie o ucieczkę od przygniatającej rzeczywistości, ale o naukę życia niczym bohaterka, której Maud poświęciła kilka tomów.
Zielone Poddasze
Niespełna trzy lata temu pojawiło się polskie tłumaczenie, którego tytuł nie zawiera słowa „wzgórze”, ale mowa o „szczytach”, gdyż w języku polskim „gable” nie odnosi się do ukształtowania terenu – jak błędnie się w Polsce przyjęło. Mowa tu raczej o charakterystycznej dla Kanady formie architektonicznej domu – trójkątnej ścianie, widocznej pod spadzistym dachem, w którym zamieszkała Ania.
>>> Dlaczego potrzebujemy ćwiczyć się w radości? [RECENZJA]
Tłumaczenie to pełne jest też wielu innych nowości. Jak pisze we wstępie Anna Bańkowska, tłumaczka: „Razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie”. Co więcej, tłumaczka odważnie podsumowuje: „Przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”.
Odkrywana na nowo
„Anne of Green Gables” została przetłumaczona na blisko 40 języków. Francuzi najdokładniej oddali sens tytułu, tłumacząc go jako „Ania z domu o zielonych szczytach”. W hiszpańskich i ukraińskich przekładach pojawiają się „zielone dachy”, a Niemcy i Brazylijczycy zachowali oryginalne „Green Gables”, jakby była to nazwa miejscowości. Włosi i Portugalczycy uprościli sprawę, nadając książce tytuł „Ania o rudych włosach”.
Szerokim echem rozniósł się serial „Ania, nie Anna”, nawiązujący do powieści L.M. Montgomery, znacząco jednak odbiegający od książki, zakładający wiele luźnych interpretacji Shrileyówny. Z kolei kilka lat temu firma CreateSpace postanowiła wykorzystać fakt, że prawa autorskie do książki wygasły i wydała pierwszy tom „Ani” z „odświeżonym” wizerunkiem. Na okładce znalazło się zdjęcie blondwłosej, atrakcyjnej dziewczyny, zupełnie nieprzypominającej 11-letniego rudzielca, w charakterystycznych warkoczach.
Ania inspiruje i zapewne będzie inspirować, wciąż odkrywana w nowym świetle. Dla niektórych pewnie zbyt sentymentalna, znacząco niedzisiejsza powieść dla dziewcząt, bardziej przyswajalna jest w nowych, nieraz kontrowersyjnych odsłonach. Każdy przecież marzy o swoim Avonlea. Warto wyruszyć w tę podróż, by je odnaleźć i poczuć się w swoim życiu jak w domu. Ania Shirley będzie przednią nauczycielką.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |