W kościele nie chodzi o robienie show [ROZMOWA]
W niedzielę większość z nas nie poszła na mszę świętą. Zostaliśmy w swoich domach, bo prosili nas o to księża i biskupi. Nie wiemy, jak długo potrwa ta dziwna sytuacja. O tym, jak wygląda duszpasterstwo w czasach kryzysu Hubert Piechocki rozmawia z ks. Radkiem Rakowskim, poznańskim duszpasterzem akademickim.
Hubert Piechocki (misyjne.pl): To jest Twój najtrudniejszy Wielki Post?
Radek Rakowski:Tak. Bardzo trudna była niedziela. Policzyłem, że zazwyczaj w niedzielę podaję rękę ok. 1000 osobom. Wczoraj nikomu nie podałem ręki. Ta relacja między mną a wiernymi została więc zachwiana. Człowiek bardzo musi ukierunkować sięw tym czasie na Jezusa. Ktoś modli się gdzieś do Niego, ja się modlę tutaj, i razem budujemy wspólnotę.
Po raz pierwszy słyszałem, jak pasterze mojego Kościoła proszą mnie, bym nie przychodził na mszę. To nadzwyczaj trudna sytuacja. Zachęcani za to byliśmy do śledzenia transmisji liturgii online.
To jest także błogosławieństwo! My możemy w tym czasie poczuć się jak misjonarze. Znam misjonarzy z Japonii, którzy samotnie odprawiają msze święte, wierni na nie nie przychodzą. Od kilku lat cały czas taki misjonarz odprawia samemu mszę i liczy, że może jakiś zagraniczny turysta przyjdzie. Oni muszą mieć ogromnie silną wiarę. Wiedzą przecież, że gdzieś tam w Europie czy w Afryce ludzie gromadzą się na wspólnej Eucharystii. I gdy on odprawia mszę w Japonii, to poprzez jedność, poprzez Chrystusa jest z braćmi na całym świecie. Tak samo my musieliśmy uwierzyć, że nie robimy tylko show, przedstawienia dla ludzi. Łączy nas bowiem żywa wiara, która jest między nami. To jest najtrudniejsze – przestawić się z naszego polskiego, ludycznego spojrzenia na taki silny akcent wiary.
Nie wszyscy wierni łatwo pogodzili się z decyzją o dyspensie od udziału we mszy świętej.
Miłość do Jezusa i miłość do Eucharystii jest bardzo silna i trudna zarazem. Księża z Wietnamu czy Chin wiele lat spędzają w więzieniach i najważniejsze jest tam dla nich odprawienie Eucharystii. Tak samo duchowni w Dachau – potajemnie, nocami, celebrowali Eucharystię na terenie obozu koncentracyjnego. To było dla nich życiodajne źródło. Dlatego i nam nie jest łatwo zrezygnować z mszy świętej. Ale, biorąc pod uwagę tę odpowiedzialność za drugiego człowieka, cieszę się, że potrafiliśmy się przestawić i powiedzieć: „Z miłości do drugiego nie chcę przyjść w niedzielę do kościoła”.
>>> Korea Płd.: pomimo epidemii koronawirusa oblat nadal pomaga ubogim
W Wielkim Poście zawsze mamy mnóstwo rekolekcji, nabożeństw i innych wydarzeń. A tym razem ten czas został zupełnie z tego odarty. Koronawirus totalnie rozwalił tegoroczny Wielki Post?
Nie! Ja czasem mam złe zdanie o niektórych księżach, o moich kolegach, a teraz jestem zachwycony ich aktywnością! Podejmują cudowne inicjatywy. Jest mnóstwo transmisji mszy świętych z różnych miejsc, są rekolekcje, jest słowo, adoracje, staliśmy się jakimś katolandem! Dzwoni do mnie jeden człowiek z parafii i mówi: „ Już nie mogę”. Pytam się: „Ale czego?”. A on odpowiada, że już w dziesięciu transmisjach mszy świętych brał udział. Był na mszy wszędzie! To może być piękniejsze doświadczenie niż taki „normalny” Wielki Post!
Pierwsza decyzja Kościoła mogła dziwić. Wszystko wokół się zamykało, a biskupi zaproponowali… zwiększenie liczby mszy świętych.
Rozumiałem tę intencję, biskupi chcieli rozbić trochę ludzi, żeby na jednej mszy świętej było ich mniej. Ale było to nie do zrealizowania. W parafii na poznańskich Winiarach mamy w niedzielę 8 mszy świętych i nie mielibyśmy jak wstawić kolejnych liturgii. I trudno byłoby przekazać ludziom tę informację. Bo jak ich podzielić? Ty masz przyjść na tę godzinę, a ty na tamtą? Dlatego, choć ta decyzja z pozoru wydawała się logiczna, to była trudna do zrealizowania.
>>> Kard. Krajewski: nie wolno nam zaprzestać pomocy potrzebującym
Potem pojawiła się decyzja rządu, że w zgromadzeniach może uczestniczyć maksymalnie 50 osób. I znów – wszyscy zastanawiali się, co wydarzy się w niedzielę w kościołach. Rozmawiamy już po pierwszym weekendzie z kwarantanną. Czy był w kościołach problem, ludzie stali i czekali na wejście do świątyń?
Baliśmy się o to i dlatego podjęliśmy z księżmi decyzję, że będziemy pół godziny przed Eucharystią stali przed wejściem do kościoła i wpuszczali ludzi do środka. Baliśmy się, że przyjdzie sporo ludzi, ale okazało się, że ani razu na mszę nie przyszło więcej niż 30 osób. Było więc bardzo spokojnie i bardzo bezpiecznie. A na jednej z mszy było zaledwie kilka osób.
Nie ma obaw, że gdy wróci „normalność” to ludzie będą już tak przyzwyczajeni, że będą chcieli śledzić msze tylko w Internecie?
Wczoraj robiliśmy transmisję mszy świętej, na którą zalogowano ok. 4 tysięcy komputerów. A przed każdym komputerem było pewnie kilka osób. Widzimy więc ogromny głód Eucharystii; te msze święte musiało oglądać wiele osób, które na co dzień nie chodzą do kościoła. Może więc stać się coś niezwykłego. Aczkolwiek, jeśli pamiętamy czas, gdy umierał Jan Paweł II i wszyscy obiecywali sobie, że tak wiele się zmieni, a później wiele się nie zmieniło, to – będąc realistą – dziękuję Panu Bogu za czas, który jest, ale nie sądzę, że wiele się zmieni.
>>> Człowieczeństwo w czasach zarazy
A co w takim razie zrobić, żeby tych nadchodzących tygodni nie zmarnować?
Każdy musi podejść do tego indywidualnie, musi przemyśleć swoje życie. Trzeba zweryfikować, dlaczego tak naprawdę żyjemy. To, że się przymusowo zatrzymaliśmy, może być wielką szansą. Zobaczymy, że można trochę mniej pracować, że można mieć więcej czasu dla drugiego, że więcej trzeba rozmyślać nad swoim życiem. To może być błogosławieństwo – że jako społeczeństwo trochę zwolnimy.
Wysyp wszystkich inicjatyw pokazał też ogromną kreatywność – duchownych, ale też całego społeczeństwa.
Na co dzień nie mogę się o wiele spraw doprosić studentów. Chodzą do pracy, na studia i mają milion innych zajęć. A teraz znajdują czas na pójście do ogrodu, pracę z ziemią, cieszą się zwierzętami, obserwują przyrodę, mają czas na rozmowy. W kilka dni nadrobiliśmy rzeczy, których nie mogłem doprosić się cały rok. Ludzie są naprawdę kreatywni, nie chcą w domu marnować czasu. Robią teraz to, na co zwyczajnie nie starcza im czasu. Ciągle studiujemy, pracujemy, zarabiamy, a teraz znaleźliśmy czas na to, by się zatrzymać i zobaczyć, jak piękny jest świat dookoła nas.
>>> Krew wciąż potrzebna! Także w czasie pandemii
Piękne jest też to zaangażowanie w pomoc tym, dla których te dni są szczególnie trudne. Taka „widzialna ręka”.
Studenci z mojego duszpasterstwa też bardzo szybko zareagowali. Stworzyli np. sztafetę modlitewną. Każdego dnia czterech studentów odmawia różaniec. Łączymy się o 20:30 z księdzem arcybiskupem. Zrobiliśmy telefon zaufania i telefon pomocowy. Nie trzeba było ich do tego namawiać ani prosić. Już w zeszłą środę, bardzo spontanicznie, studenci podjęli te inicjatywy. Widać w ludziach wielką miłość i ogromną dobroć.
Ci „straszni młodzi ludzie” pokazują w tych dniach, że wcale nie są tacy źli!
Są wspaniali! Taka sytuacja, jak ta pandemia, na pewno wzmocni to młode pokolenie. Młodzież doceni teraz czas, nie będą spać do pierwszej, tylko będą coś konkretnego robić.
Jaka nas czeka w tym roku Wielkanoc?
Może być smutna. Jeśli to się będzie przedłużać, to ludzie zaczną być zmęczeni, będzie im towarzyszyło poczucie bezsensu. Może być nam bardzo ciężko. Będziemy rzeczywiście odczuwać tę mękę Pana Jezusa na własnej skórze.
>>> Ile procent Polaków przystępuje do spowiedzi wielkanocnej?
A co z paschalną radością?
Może będzie tak, że ta epidemia minie akurat na Wielkanoc? Wtedy mielibyśmy ogromną radość. Ludzie mogliby wtedy wyjść na ulice i cieszyć się ze zmartwychwstania i z wiosny. I z powrotu do nowego życia.
https://www.facebook.com/xradek.rakowski/videos/2926007524123241/
Ale i w tym czasie jest trochę sygnałów nadziei. Choćby – poprzez narodziny.
Tak, pisze do mnie wiele matek czekających na poród. Ale nam w duszpasterstwie urodziła się… mała owieczka! Cieszymy się, patrzymy jak pije mleko od mamy, jak za nią biega, jak się kula w trawie. Ogrom radości! Ludzie też się zakochują – na Facebooku widzę, jak moi uczniowie robią coming out, że są z kimś w związku. Jak podczas wojny – życie toczy się dalej.
To może owieczka będzie miała na imię Pandemia?
A może Koronka?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |