Zdjęcie: kadr filmu, fot. mat. prasowe

W trudnych czasach uratować może nas literatura. O filmowym Tolkienie

„Tolkien” to filmowa opowieść o młodości autora „Władcy pierścieni”. To historia o pokonywaniu barier, o tym, że w trudnych czasach uratować nas może wyobraźnia. Ale przede wszystkim to opowieść o przyjaźni przez wielkie P. 

Idąc do kina, spodziewałem się zupełnie innego obrazu. Myślałem, że będzie to pełen patosu film o twórcy „Władcy pierścieni”. Tymczasem dostałem kameralną i zarazem genialną opowieść o dojrzewaniu, o młodych ludziach i ich problemach na początku XX w. Głównym bohaterem jest oczywiście John Ronald Reuel Tolkien. Obraz nie jest jednak filmowym pomnikiem poświęconym temu artyście. Tolkien pokazany jest jako człowiek z krwi i kości, w młodych latach musi zmagać się z wieloma przeciwnościami losu. Widzimy, jak bardzo życie doświadcza tego chłopaka. Jak bardzo musi walczyć o swoje życie. I tylko w tyle głowy mamy wielki sukces, który kiedyś osiągnie.

fot. mat. prasowe

Film filologiczny 

Jak sobie poradzić w trudnej rzeczywistości? Takie pytanie trzeba sobie zadać podczas tego seansu. Można uruchomić wyobraźnię i zacząć kreować inną rzeczywistość. Przyszły pisarz zaczyna tworzyć szkice – kiedyś na ich podstawie powstaną nowe światy, miejsca i ludzie. Zaczyna też tworzyć języki. Jest geniuszem, ale to wcale nie ułatwia mu wchodzenia w dorosłość. To film bardzo filologiczny. Język odgrywa w nim rolę swoistego bohatera. Niezwykła jest scena w restauracji, gdzie przez kilka minut przysłuchujemy się rozmowie pomiędzy Ronaldem i Edith, wybranką jego serca. Rozmawiają właśnie o języku. Dziewczyna zachwycona jest chłopakiem, który stworzył własny język i opowiada w nim bajki i legendy. Rozmowa toczy się wokół jednego słowa. Widzowie mogą zobaczyć, jak wygląda kreacyjna moc języka, jak wielka siła tkwi właśnie w języku. Ile jesteśmy w stanie stworzyć za jego pomocą. Najwspanialszą opowieścią jest jednak ostatecznie ta, którą pisze Tolkienowi życie.

Zdjęcie: kadr filmu, fot. mat. prasowe

Miłość i przyjaźń 

To film o miłości. Historie inicjacyjne mają to do siebie, że często opowiadają o pierwszych namiętnościach. Uczucie Edith i Ronalda nie należy do najłatwiejszych, na ich drodze staje wiele przeszkód. Spaja ich jednak sztuka, film zdecydowanie pokazuje ogromną rolę, jaką w naszym życiu powinna odgrywać właśnie kultura. Jednak bardziej niż o miłości jest to film o przyjaźni, a raczej o Przyjaźni. We „Władcy pierścieni” Tolkien opowiada piękną historię grupy przyjaciół. W poświęconym mu filmie widzimy za to, skąd wzięło się w nim takie poczucie braterstwa. Czterech kolegów zakłada klub literacki. Spotykają się przy herbacie (i przy bilardzie), by dyskutować, rozmawiać, by razem ze sobą być. Zakładają męski sojusz, w którym zasadniczą rolę znów odgrywa sztuka. To nie będzie łatwa przyjaźń, to będzie uczucie, które kulminację będzie miało na froncie I wojny światowej. Co tak naprawdę znaczy być bratem? 

Ilustracja muzyczna 

Piszę ten tekst, słuchając ścieżki dźwiękowej „Tolkiena”. Rzeczywiście trudno nie docenić warstwy muzycznej tego obrazu. Z jednej strony bardzo dyskretna, a z drugiej doskonale podkreślająca charakter poszczególnych scen. To nie powinno dziwić, ponieważ została skomponowana przez Thomasa Newmana, autora muzyki m.in. do „Skyfall”, „Mostu szpiegów”, „American Beauty” czy „Zielonej mili”. Newman za pomocą nut doskonale zilustrował muzycznie opowieść o młodości Tolkiena. Warto też docenić grę aktorską, zwłaszcza wcielającego się w Ronalda Tolkiena Nicholasa Houlta. To młody, brytyjski aktor. Polskiemu widzowi może być znany m.in. z nominowanej w tym roku do Oscarów „Faworyty”. Zagrał bardzo delikatnie, subtelnie, największą rolę w jego kreacji aktorskiej odgrywa język! I to nie powinno dziwić – to tym bardziej podkreśla filologiczny charakter tego obrazu.

Zdjęcie: kadr filmu, fot. mat. prasowe

W krainie Mordor 

Matka głównego bohatera mówi mu na początku filmu o poszukiwaniu skarbu. Historia Tolkiena pokazuje, że jego życie było właśnie poszukiwaniem skarbu, nawet jeżeli sobie z tego nie zdawał sprawy. Film nie unika tematów trudnych. Dowiadujemy się, że wojna odbiła się na psychice autora, teraz pewnie powiedzielibyśmy, że cierpiał na zespół stresu pourazowego. Ale nawet w trudnych doświadczeniach w bohaterze uruchamiała się wyobraźnia. Bitwa w czasie wojny nagle zaczyna przypominać złowieszczy Mordor. Mrok i czająca się wszędzie śmierć przypominają nam doświadczenia Froda i jego kompanów. Przelanie trudnych doświadczeń na papier nie przyszło Tolkienowi z łatwością. Ale jednak przełamuje się, zwycięża wyobraźnia. Bo w trudnych chwilach ona może nas uratować. Mamy niełatwe czasy, pora więc pójść tym tropem. Nas też może uratować sztuka. Spróbujmy, nie uciekajmy od niej. Tak bardzo potrzeba nam oddechu, który przynosi literatura, muzyka, teatr… Obyśmy mieli z kim podyskutować o dobrym filmie, o przeczytanej książce, o odwiedzonym muzeum.

Zdjęcie: kadr filmu, fot. mat. prasowe

Po prostu przyjaźń 

Filmy biograficzne poświęcone literatom pojawiają się coraz częściej. Kilka miesięcy temu zobaczyłem obraz „Żegnaj, Christopher Robin”. To opowieść o Alanie Milne, twórcy Kubusia Puchatka. Rozgrywa się – podobnie jak „Tolkien” – na początku XX w. w Anglii. To czas i świat, w którym naprawdę chciałbym żyć. Poznajemy kulisy powstania historii, która do teraz zachwyca czytelników na całym świecie. I znów okazuje się, że ukochana opowieść wcale nie powstała w sielankowych okolicznościach, że towarzyszyły jej dramaty. Ale ostatecznie oba filmy zachęcają nas do pobudzenia wyobraźni. Bo świat nie kończy się na Mordorze, a w życiu warto oprzeć się na przyjaźni. Tej z Shire, ze Stumilowego Lasu i tej z twojego życia. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze