Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

Ważne jest, by swoje towarzyszenie innym poddawać pewnego rodzaju superwizji [ROZMOWA]

– Ważne jest, by swoje towarzyszenie innym poddawać pewnego rodzaju superwizji. Oczywiście, zachowując w tajemnicy dane osób, które korzystają z towarzyszenia, mądry kierownik nie boi się korzystać z pomocy czy ze spojrzenia z boku innego równie albo jeszcze bardziej doświadczonego kierownika. Każde zamknięcie, odseparowanie powinno budzić wątpliwości i być sygnałem ostrzegawczym – mówi Anna Wdowiarz.

Anna Wdowiarz od wielu lat jest miłośniczką duchowości ignacjańskiej i formuje się w tym nurcie. Prowadzi także spotkania formacyjne dotyczące m.in. medytacji ignacjańskiej.

Justyna Nowicka: Po co nam w ogóle kierownik czy też osoba, która „towarzyszy duchowo”?

Anna Wdowiarz: – Na pewno ma nam służyć w naszym wzroście ku Panu Bogu, w dojrzewaniu ku Panu Bogu, w pełniejszym odpowiadaniu na to, co służy naszemu dobru, a co nie.

Mogę sobie wyobrazić, że mądre towarzyszenie duchowe może pomoc dostrzec przeszkody, które są, a których nie jesteśmy świadomymi. Przeszkody, które wynikają z naszej historii czy z naszych błędnych przekonań – i np. nie potrafimy przez nie lepiej się modlić, skupić, medytować, myśleć o Bogu tak, jak pokazuje nam Go Ewangelia?

– W towarzyszeniu są dwa aspekty. Z jednej strony jest aspekt pozytywny, czyli pomoc w rozwijaniu tego, co jest w nas piękne i dobre. Z drugiej strony, jest aspekt usuwania naszych niedojrzałości, pomocy w dostrzeganiu przeszkód, wszystkiego, co nas jakoś blokuje, aby w możliwie jak najdojrzalszy sposób otworzyć się na Pana Boga; porządkowania tego co nieuporządkowane. Jeśli mam się posłużyć nomenklaturą, która jest mi najbliższa, czyli ignacjańskim sposobem myślenia.

Zadaniem kierownika duchowego jest: z jednej strony pozwalać Panu Bogu działać w duszy tego, kto poddaje się kierownictwu, i  z drugiej strony temu, kto korzysta z towarzyszenia odkrywać Boże poruszenia w swoim sercu. Chodzi o to, aby robić dobrą przestrzeń działania Pana Boga; pomagać do zachowania równowagi duchowej i pokoju serca temu, komu towarzyszy, tak aby mógł on samodzielnie i mądrze dokonywać mniejszych i większych wyborów życiowych. Odwołuję się tutaj znów do tego co św. Ignacy mówił o dających Ćwiczenia duchowe, czyli rekolekcje ignacjańskie, ale myślę, że zupełnie spokojnie ma to zastosowanie do kierownictwa duchowego także poza rekolekcjami ignacjańskim.

fot. pexels/SHVETS production

Niektórzy stawiają w opozycji do siebie towarzyszenie duchowe i terapię. Mówią np. że wystarczy dobra spowiedź, zamiast psychologa. Albo, z drugiej strony, że zamiast rozmawiać ze spowiednikiem, lepiej pójść na terapię.

– Absolutnie nie zgodziłabym się na to, by stawiać w opozycji te dwie rzeczywistości. One mogą, a nawet niekiedy powinny być względem siebie komplementarne. Mam na myśli tutaj to, że nie wszystkie nasze sprawy wewnętrzne załatwimy w kierownictwie duchowym. I nie wszystkie sprawy naszego życia wewnętrznego załatwimy w terapii, jeśli jesteśmy ludźmi, którzy prowadzą życie duchowe. Czasami jest tak, że te rzeczywistości trzeba  połączyć, zwłaszcza wtedy, kiedy człowieka ma za sobą trudne życiowe doświadczenia. Jeśli kierownik duchowy jest mądry i widzi potrzebę poukładania sobie pewnych rzeczy w czasie terapii, to o tym powie, sugerując korzystanie z takiej pomocy. Przy czym decyzja zawsze należy do tego, kto z takiej posługi miałby skorzystać.

Trzeba jednak przede wszystkim zaznaczyć, że inny jest cel kierownictwa duchowego i inne są cele terapii. I z samej różnicy celów wynika różnica między terapią a towarzyszeniem duchowym. W kierownictwie patrzymy na Boga, natomiast w terapii na siebie samych, moja uwaga skierowana jest na to, by znaleźć sposób na poradzenie sobie z tym, z czym sobie nie radzę. Oczywiście, w kierownictwie również, jak mówi święty Ignacy, chodzi o porządkowanie tego, co nieuporządkowane. Dlatego zwracam uwagę na swoje wnętrze, ale to wszystko odbywa się w relacji do Pana Boga. Oznacza to, że poszukuję tego, co posłuży mi w lepszej, głębsze relacji z Bogiem. W terapii w ogóle o tym nie mówimy. I z drugiej strony kierownik nie powinien próbować prowadzić terapii czy diagnozować.

Samo słowo „kierownik” może sugerować, że ktoś podejmuje za nas decyzje, wydaje polecenie, kieruje za nas naszym życiem.

Nie jest tak, że zadaniem kierownika duchowego jest wydawanie rozporządzeń i zarządzeń. Jeśli ktoś ma takie tendencje jako kierownik i oczekuje wykonywanie tych poleceń w sposób „ślepy” – to myślę, że najrozsądniejszym rozwiązaniem jest szybkie pożegnanie się i oddalenie się na bezpieczną odległość od niego.

Właśnie, czasami spotykam się z tym, że ktoś oczekuje od kierownika duchowego tego, czego w zasadzie mógłby oczekiwać od terapeuty. Czego więc powinniśmy spodziewać się od osoby towarzyszącej duchowo?

– Od kierownika można oczekiwać, że spojrzy na życie drugiej osoby trochę z boku i pokaże pewne kierunki, aspekty czy przestrzenie, którym należałoby się przyjrzeć, aby wzrastać i dojrzewać, po to, aby wzrastała zażyłość z Panem Bogiem, a podejmowane decyzje, były zgodne z Jego, czyli Bożą, wolą. Nie można oczekiwać, że ktoś będzie podejmował decyzje za osobę, która korzysta z kierownictwa.

Tu jest ważny niuans, ponieważ również posłuszeństwo i zaufanie jest ważne w kierownictwie duchowym, ale w tym wszystkim nie chodzi o to, by ktoś mnie zastępował w życiu moim życiem i podejmowaniu decyzji. Chodzi zaś o to, że jeśli przychodzę do kogoś, kto mi duchowo towarzyszy, to ufam, że jest to ktoś, kto nieco więcej przeszedł już na drodze duchowej, kto wie więcej. I w tym zaufaniu mam gotowość, by wsłuchać się w sugestie czy wskazania, które daje mi taka osoba. Ale odpowiedzialność jest zawsze moja.

Dobry kierownik powinien charakteryzować się kilkoma cechami. I między kierownikiem duchowym a osobą „kierowaną” powinna być też swoista „chemia”, czyli musimy się po prostu rozumieć – tak zwyczajnie, po ludzku.

A na jakie cechy konkretnie powinniśmy zwracać uwagę u kierownika?

– Po pierwsze, powinien mieć bliską i osobistą relację z Bogiem. Jeśli ja mam pogłębiać relację z Bogiem dzięki pomocy kierownika, to on musi po prostu wiedzieć, o czym mówimy. Po drugie, powinien to być ktoś, kto dobrze rozeznaje duchowo. Ma żywe doświadczenie sposobu, w jaki Bóg wkracza w jego życie, ale też w życie świata i poszczególnych ludzi. Po trzecie, ma znajomość ludzkiego serca. Jest to pewien dar rozpoznawania duszy. Oznacza to, że dobry kierownik duchowy, wsłuchując się w człowieka, w jego doświadczenie, będzie w stanie dobrze oszacować, co się w duszy dzieje i czy w danym momencie w życiu mąci nam zły duch czy też to po prostu nasza natura, ludzkie nieuporządkowania i niedojrzałości, trudna historia. Czwarta rzecz, która wydaje mi się istotna, to nieustanna czujność kierownika, by zawsze na pierwszym miejscu był Bóg, a nie jego osoba. To jest bardzo duża pokusa, kiedy człowiek sobie pomyśli, że jest dla drugiej osoby kimś ważnym, że może zarządzać, bo ktoś mu się powierza. Gotowość zostawiania samego siebie, by uważność przekierować na Boga – jest bardzo ważna.

Poza tym święty Ignacy mówił o zdolności przemawiania. I nie chodzi po prostu o elokwencję, ale o precyzowanie swoich myśli i swoich wypowiedzi tak, aby osoba, której kierownik towarzyszy w adekwatny sposób to zrozumiała. Chodzi o to, by w sposób jasny i precyzyjny, a jednocześnie nieinwazyjny, kierownik potrafił wskazać pewne  możliwe ścieżki i rozwiązania, po to, by ta druga osoba mogła się rozwijać.

Ważne jest także, aby pamiętać, że to nie jest ani coaching, ani psychoterapia, ale próba wspólnego odkrywania planu Pana Boga wobec osoby, która chce z kierownictwa duchowego skorzystać.

Ale też chyba ważne jest, by takiej relacji nie sakralizować. To znaczy – żeby ani kierownik duchowy, ani osoba korzystająca z takiej posługi nie sakralizowała takiej relacji. Nie uważała, że słowa kierownika są nieomylne i trzeba je traktować jako bezpośrednio pochodzące od Boga. Mam wrażenie, że właśnie w takim myśleniu swoje źródło ma większość nadużyć duchowych, o których ostatnio słyszymy.

– Absolutnie się tym zgadzam. Jeśli kierownik, chce aby inni skupiali się wyłącznie na nim, albo oczekuje ślepego posłuszeństwa, nie pozwala na wypowiedzenie tego, co w człowieku siedzi, chce człowieka zatrzymać wyłącznie przy sobie,  to wówczas robi się bardzo niebezpieczne. Przypisywanie sobie nieomylności czy innych prerogatyw, niemalże boskich, jest zawsze poważnym zagrożeniem.

Dlatego ważne jest, by swoje towarzyszenie innym poddawać pewnego rodzaju superwizji. Oczywiście, zachowując w tajemnicy dane osób, które korzystają z towarzyszenia, mądry kierownik nie boi się korzystać z pomocy czy ze spojrzenia z boku innego równie albo jeszcze bardziej doświadczonego kierownika. Każde zamknięcie, odseparowanie powinno budzić wątpliwości i być sygnałem ostrzegawczym. Jeśli ktoś nie chce się poddać oglądowi, to znaczy, że być może podejmuje jakieś ryzykowne czy niebezpieczne rozwiązania w towarzyszeniu.

Trzeba też powiedzieć, że czasami ktoś ma taki pomysł na relację z księdzem czy też z inną osobą, że pyta o towarzyszenie duchowe, chociaż tak naprawdę chciałby się zaprzyjaźnić czy zakumplować.

– Daje się duży kredyt zaufania kierownikowi, ale na pewno nie jest to relacja o charakterze przyjacielskim, ponieważ zawsze jest tam zdrowy dystans, który pozwala popatrzeć z boku na pewne sprawy. Ta relacja jest relacją jednak nieco skośną, bardziej: mistrz- uczeń, niż relacja dwóch przyjaciół.

Warto sobie zadawać pytanie o to, po co mi ta relacja i co mnie w niej kieruje. Czy jest to przestrzeń, w której chcę się zbliżyć do Boga? Czy też do tej osoby? A także, czy ta relacja faktycznie prowadzi do tego, że zbliżam się do Boga? Czy dzięki temu bardziej żyję Ewangelią, czy też bardziej zamykam się w sobie, albo chcę zawładnąć, zagarnąć osobę kierownika dla własnych potrzeb?

Kierownik duchowy jest jak lustro, wobec którego wypowiadam rzeczywistości, które są we mnie i już samo wypowiadanie tego, co we mnie jest, co przeżywam pozwala mi odkrywać pewne rzeczy, dzięki którym mogę wzrastać w relacji z Bogiem.

Dobry kierownik mało mówi, jest ostrożny w dawaniu rad czy wskazań, raczej zadaje umiejętne pytania. I będzie też radykalnie ucinał każde niezdrowe podejście do kierownictwa ze strony korzystającego, ale będzie także potrafił powiedzieć „stop”, gdy odkryje swoją niedojrzałość w relacji.

Niektórzy chcieliby, żeby kierownik powiedział im, jak jest i jak trzeba zrobić – same konkrety i koniec.

– Takie podejście nie jest w duchu Kościoła, a już na pewno nie jest w duchu świętego Ignacego. Kierownik duchowy jest jakby z boku. To osoba, która odprawia ćwiczenia ignacjańskie, czy też po prostu korzysta z takich spotkań, ona sama wykonuję całą duchową pracę. Kierownik nie ma o niczym decydować czy nadmiernie ingerować. Nie jest to jego zadanie. On jest po prostu pomocnikiem, narzędziem, którym Pan Bóg chce się posłużyć w drodze rozwoju osoby.

Myślę, że warto powiedzieć jeszcze o tym, że Ignacy Loyola podkreśla, że i kierownik, i osoba, której on czy ona towarzyszy powinni się za siebie modlić.

To w takim razie jak znaleźć kierownika duchowego?

– Na początek warto powiedzieć, że nie musi być to osoba duchowna, ale duchowa, czyli taka, która ma żywą relację z Bogiem. Pierwsze, o czym myślę, to prośba do Ducha Świętego, by w jakiś sposób wskazał nam nawet to, gdzie szukać i jak szukać.

Najczęściej myśli się w tym kontekście o księżach, ponieważ w tym kręgu najłatwiej jest znaleźć. Bo jak znaleźć np. siostrę zakonną czy osobę świecką, która można by zapytać o takie towarzyszenie? Pewnie trzeba byłoby funkcjonować w okolicy jakichś wspólnot, gdzie można byłoby podejrzeć, jak osoby żyją. I czym żyją. Czy warte są tego, aby się przed nimi otworzyć.

Nie można być także odrealnionym i  zaskoczonym, gdy niektórzy duchowni bronią się przed kierownictwem duchowym rękami i nogami. Myślę, że to bierze się z tego, że zdają sobie sprawę, że nie są z Bogiem w zażyłej relacji, nie prowadzą życia pogłębionej modlitwy i czują się niekompetentni. Repertuar intelektualny w pewnym momencie się kończy, a jeśli ktoś nie ma zasobów w postaci osobistego doświadczenia Boga, modlitwy i własnego korzystania z kierownictwa, wtedy będzie odmawiał takiej posługi ( co w gruncie rzeczy jest uczciwe względem proszącego, bo inaczej może „ślepy wieść kulawego, i obaj w dół wpadną”)

Może to być trudne, kiedy ta czy inna osoba odmawia nam towarzyszenia duchowego, ale powinniśmy zrobić wszystko, by nie poddać się zniechęceniu. Warto kierować się myślą Thomasa Edisona, że nawet dziesięć nieudanych prób przybliża mnie o te dziesięć prób do celu. Więc – nawet dziesięć nieudanych prób znalezienia kierownika przybliża mnie o dziesięć prób do jego znalezienia. Chociaż oczywiście trudnym doświadczeniem może być, gdy otwieranie się dziesięć razy – i nie znajdujemy odpowiedniego towarzyszenia. Ale jeśli nie będziemy próbować, to nie znajdziemy. Trzeba się liczyć z tym, że pierwszy czy drugi strzał może być nieudany.

A czy każdy musi mieć kierownika duchowego?

– Nie.

A kiedy warto?

– Myślę, że w momencie podejmowania jakichś życiowych, kluczowych decyzji. Kiedy rozeznaję powołanie do kapłaństwa, małżeństwa czy też do życia samotnego. Na pewno też warto mieć taką osobą na początku życia duchowego, kiedy człowiek wielu rzeczy jeszcze nie zna i nie do końca potrafi poruszać się w tej rzeczywistości, chociaż ma pragnienie Pana Boga. Trzeba wtedy nauczyć się rozpoznawać, co jest pragnieniem Boga, a co naszą potrzebą albo po prostu pragnieniem związanym z ludzkimi relacjami, a niekoniecznie z Bogiem.

Ale warto także wtedy, człowiek wchodzi w bardziej „zaawansowaną” relację z Bogiem, ponieważ im ona jest bardziej zażyła tym niebezpieczeństwo działania złego ducha jest subtelniejsze. I żeby te subtelniejsze poruszenia złego ducha rozpoznawać, to warto korzystać kierownictwa duchowego. Jednak absolutnie nie jest tak, że jeśli nie ma się kierownika duchowego, to nie ma szansy spotkania się z Bogiem w niebie, twarzą w twarz.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze