fot. unsplash

WielkopostneMyśli#2: szukamy dobra i działamy razem

Druga niedziela Wielkiego Postu niech będzie dla nas zaproszeniem do poszukiwania dobra. Tego dobra, dziejącego się każdego dnia w naszym życiu. Zapewniam, że jest go wiele. 

Już tydzień temu podkreślałem, że od roku znajdujemy się na pustyni. Od Środy Popielcowej – przez Wielki Post – znajdujemy się na niej bardziej. Ale dzisiejsza liturgia aż dwukrotnie zabiera nas na górę. Może to zaproszenie do porzucenia, choć na chwilę, naszej pustyni? 

Wersja demo życia wiecznego 

Góra Tabor, na którą wychodzi Jezus, jest daleko od Pustyni Judzkiej – to wzniesienie w żyznej części Izraela – w Galilei. Ale nie o odległość dziś przede wszystkim chodzi. Dla mnie przemienienie Pańskie, czyli wydarzenie, które rozgrywa się na tej górze, to taka trochę wersja demonstracyjna życia wiecznego. Miłośnicy gier powiedzieliby, że to demo (ja akurat grać nie lubię). Rodzaj swoistej zapowiedzi. Lubię filmy i seriale, więc może nawet bardziej przekonuje mnie słowo trailer. Apostołowie widzą Jezusa już nie nauczającego, wędrującego po ziemi – ale przemienionego, chwalebnego. Jezusa, którego w pełni będą mieć już po swojej śmierci doczesnej, gdy rozpocznie się drugi etap ich życia. I to doświadczenie Taboru ma ich umocnić na nadchodzące, trudne wydarzenia. Gdy widzimy zapowiedź fajnego filmu, to stwierdzamy: „O, muszę to zobaczyć!”. A potem z niecierpliwością wyczekujemy dnia, gdy obraz pojawi się w kinie czy na platformie streamingowej. Nie mamy od razu tego, co chcemy, ale mamy w sobie nadzieję, że to niedługo nastąpi. I tak samo jest z Taborem w życiu apostołów, których zabrał na górę Jezus. 

>>> #sharePost [28 lutego]: góra

góra tabor

Góra Tabor, fot. Hubert Piechocki

Gdzie jest dobro? 

Podczas jednej z rozmów w minionym tygodniu poruszałem temat pandemii. I moja znajoma przyznała, że na początku – rok temu – łatwo zauważaliśmy dobro, które działo się wokół. Mieliśmy też więcej nadziei na błyskawiczne zakończenie epidemii. I zwróciła uwagę, że po roku, gdy Covid-19 bardzo nam spowszedniał, coraz trudniej zauważamy też dobro. W sytuacji, w której się znaleźliśmy, nie umiemy dostrzec dobra. Jesteśmy przytłoczeni ciężarem pandemii. I właśnie dlatego warto dziś spojrzeć na ten Tabor, jak na miejsce, które pokazuje nam dobro. Zapowiada to dobro ostateczne, ale też mówi o dobru w naszej codzienności. Nazywam to naszymi małymi przemienieniami – dziejącymi się na co dzień. Każdego dnia doświadczamy mnóstwa dobra. Ono się rzeczywiście dzieje. A my go nie zauważamy, spowszedniało nam. Albo wydaje nam się, że tak musi być. I nie wyobrażamy sobie innego scenariusza. A dobro to łaska. I właśnie dzisiaj, gdy już wdrapaliśmy się na Tabor (choć współcześnie to raczej wjechaliśmy specjalną turystyczną taksówką) mam konkretną propozycję – zróbmy sobie rachunek dobra. Spójrzmy na miniony tydzień i zobaczmy, jak wiele różnych przejawów dobra nas spotkało – czasem mogą to być bardzo drobne, ale właśnie dobre rzeczy.

fot. cathopic

Dobro dla mnie 

W poprzednią niedzielę byłem u przyjaciół – bardzo fajne bycie razem. Mnóstwo dobra. W ciągu tygodnia miałem kilka dobrych rozmów telefonicznych – bardzo wartościowych (zwłaszcza jedna). Któregoś dnia wieczorem dostałem też pełnego dobra sms-a, w którym ważna dla mnie osoba przypomniała mi, że ja jestem ważny dla Boga. O, była też roślinka, którą jednego dnia znalazłem na swoim biurku w pracy, a która była podziękowaniem za pomoc od dwóch przemiłych koleżanek. Było też fajne wspólnotowe doświadczenie jedzenia pączków i lodów. Bardzo dobry był też weekend – okazja do wypicia szybkiej kawy z przyjacielem i wyjazd na całą sobotę poza miasto – by z kolegami wspólnie porządkować zalany dom. I jeszcze w tygodniu było dużo rozmów i pewnie wiele innych, drobnych momentów dobra, o których nawet nie pamiętam. O, choćby wtedy, gdy kolega z pokoju zaproponował, że zrobi mi kawę. Można nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego i tego nie zauważyć. Bo przecież te rzeczy działy się przy okazji codzienności. Ale mogło ich nie być. Wtedy mój tydzień pozbawiony byłby ogromu dobra. A ono się działo – i ja byłem jego beneficjentem. Ogrom dobra od różnych ludzi. Specjalnie pomijam kwestię modlitwy i liturgii – ale pamiętajmy, że to też przejawy dobra – i to pochodzącego już bezpośrednio od Boga. Tak jak i spowiedź – też jej doświadczyłem w tym tygodniu.

fot. unsplash

Dobro ode mnie 

Jest jedna kwestia związana z dobrem, o której zapominamy. To dobro, które… pochodzi od nas. Czynimy dobro, czasem bardzo nieświadomie, bo mamy je już wpisane w krew. Pewnie dobre postawy są dla nas tak naturalne, że nawet nie odbieramy ich jako czegoś dobrego. A to błąd. Bo każdy jest beneficjentem dobra, ale każdy też to dobro przekazuje. A przynajmniej stara się to robić. I warto zauważać, że sami też jesteśmy dobrzy. To nie egoizm ani egocentryzm – tylko jasne postawienie sprawy. Bez niego możemy mieć różne problemy – począwszy od zaniżonej samooceny. I znów, chodzi o drobne, codzienne rzeczy. Jak pozmawianie z kimś, spotkanie się, okazanie zainteresowania. Jak wiele zdziałać mogą np. proste słowa, że ktoś jest dla mnie ważny. Nie będę wypisywał teraz, co dobrego zrobiłem w minionym tygodniu. Ale zachęcam do takiej analizy – właśnie takiego rachunku dobra – tego otrzymanego i ofiarowanego. Wtedy zobaczymy, jak bardzo ślepi bywamy i nie zauważamy dobrych rzeczy, które wokół się dzieją. 

>>> Franciszek: jesteśmy wezwani, by zapalać małe światełka w sercach ludzi

Lubelscy miłośnicy morsowania oddają krew podczas akcji „Lodowata Krew z Gorących Serc”, fot. PAP/Wojtek Jargiło

Razem 

Jeszcze jedna myśl związana z Taborem. Jezus wyszedł tam z uczniami, na górze był Mojżesz i Eliasz. Stworzyła się taka mała, kilkuosobowa wspólnota. Miniony tydzień pokazał mi też, jak ogromną wartość ma właśnie wspólnota – działanie razem i praca zespołowa. To był czas ciężkiej fizycznej pracy – ale wspólne działanie „zmniejszyło” poziom zmęczenia i stresu. Bardziej motywowało. To pokazuje, jak bardzo potrzebni są nam ludzie. Odkrywamy to oczywiście bardzo mocno w czasie pandemii, gdy kontakty międzyludzkie bywają mocno ograniczone. Jest w nas jakaś naturalna potrzeba ludzi. Jesteśmy przecież zwierzętami stadnymi i dlatego znacznie lepiej wychodzą nam rzeczy robione razem. Wspólnie. W dwie, trzy, cztery osoby. A może i w dwadzieścia, gdy to jakieś bardziej skomplikowane zadanie. W zespołowości zanika zasada matematyczna, że jeden plus jeden to dwa. Wtedy jeden plus jeden daje trzy. To prosta nauka, o której przypomniał mi tegoroczny Wielki Post. Siła jest w zespołowości – i to wcale nie znaczy, że działając razem mamy wyrzec się indywidualizmu. Wciąż pozostajemy sobą – ale wspólnie jesteśmy po prostu silniejsi, mocniejsi. Było do wykonania zadanie, które jawiło się jako niemożliwe, początkowo – przerażało. Ale każdy dostał swoje zadania, wzajemnie się wspieraliśmy i zrobiliśmy to naprawdę szybko. Tak, Tabor to też bycie razem.

fot. EPA/JOHN G. MABANGLO

Małe kroczki 

Liturgia zabiera nas dziś na jeszcze jedną górę – na Morię. Niezwykła jest wiara Abrahama, który jest gotów poświęcić dla Boga swojego syna. I to poświęcenie jest wskazówką dla nas. Bóg chce objąć swoją opieką całe nasze życie. Dzień i noc jest przy nas. Nawet wtedy, gdy robimy najgorsze rzeczy – On jest. Choć ich nie pochwala i pewnie jest Mu smutno – to czuwa wciąż nad nami. Tak jak nad Izaakiem, którego nie pozwolił skrzywdzić. Dopuścił jedynie gotowość Abrahama do zabicia syna. Oderwanie się od rzeczywistości grzechu i przylgnięcie do Boga – do tego w tę drugą niedzielę Wielkiego Postu zaprasza nas liturgia. I wiadomo, że zgrzeszymy jeszcze nieraz. Choć bym się zarzekał – to wiem, że tak będzie. Ale chcę próbować, małymi kroczkami przemieniać moją codzienność, by może choć któregoś grzechu uniknąć. A zamiast niego – zrobić coś dobrego lub zauważyć kolejne dobro, które ktoś mi okazał. Drobne zwycięstwa, ale przeżywane z Bogiem – to jest sens naszej ofiary. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze