WielkopostneMyśli#5: opowiedz o swoim największym grzechu
Każdy z nas boryka się z różnymi grzechami. Przewijają się nieustannie w historii naszego życia. Dzisiaj spojrzymy na nie przez pryzmat króla Dawida, który miał swoje na sumieniu.
Psalm 51 mocno kojarzy nam się z Wielkim Postem i pokutą. Dzisiaj jego fragment słyszymy podczas liturgii. Zainspirował mnie do tego, by zastanowić się nad własną grzesznością. Trzeba pamiętać, że jest to tekst przypisywany królowi Dawidowi. Ma to być modlitwa, którą król – w akcie pokuty – wzniósł do Boga po grzechu z Batszebą. Zacząłem zastanawiać się, gdzie tkwi największe zło tego postępku Dawida. I może to zabrzmi rewolucyjnie, ale myślę, że to wcale nie seks z żoną innego mężczyzny był największym problemem króla Izraela.
>>> WielkopostneMyśli#4: posłuchaj drugiego człowieka i Boga
Nie kombinuj
„Pewnego wieczora Dawid, podniósłszy się z posłania i chodząc po tarasie swego królewskiego pałacu, zobaczył z tarasu kąpiącą się kobietę. Kobieta była bardzo piękna”. Takie zdanie czytamy na początku 11 rozdziału 2. Księgi Samuela. Królowi po prostu wpada w oko kobieta. Zaczyna rządzić nim chuć – każe sprowadzić Batszebę na dwór i uprawia z nią seks. I gdyby w tym momencie ta historia się skończyła, to wyglądałaby pewnie jak wiele historii zdrad małżeńskich i namiętności, której nie udało się powstrzymać (choć współcześnie pewnie warto byłoby też rozważać tutaj kwestię gwałtu – bo tekst biblijny zdecydowanie pokazuje Dawida jako tego bardziej zainteresowanego obcowaniem z Batszebą). Takich historii świat zna wiele. Nie są godne pochwały, bo są złamaniem przykazania. I nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale też rozumiem, że jesteśmy ludźmi. I że nasza natura jest grzeszna i błądzimy – a czasem nie poradzimy sobie z emocjami i uczuciami. To może skończyć się właśnie tak, jak w przypadku Dawida. Ale po takiej zdradzie, wynikającej z niepohamowanej namiętności, powinniśmy szukać ratunku – w spowiedzi, w szczerej rozmowie z osobą, którą skrzywdziliśmy… Nie możemy brnąć. I tak, to jest trudne, niełatwo przyznać się do błędu – jakiegokolwiek. Zwłaszcza do zdrady – i to nie tylko tej cielesnej, bo zdradzić możemy różne osoby na wiele sposobów. Nie tylko żonę/męża, partnerkę/partnera, ale też przyjaciół, rodziców, rodzeństwo, znajomych itd. Ale trzeba nam stanąć w prawdzie, a nie iść tropem Dawida – który dopiero po seksie z Batszebą zaczął tak naprawdę kombinować.
>>> Biblijny skandal z kobietą w tle
Realizując plan…
Nasze ciała i nasze emocje czasami z nami wygrywają – zwłaszcza, gdy wyłączamy głowę i przestajemy myśleć. Wtedy łatwo nam zgrzeszyć, zwłaszcza przeciwko szóstemu przykazaniu. Ale bywa, że głowę w końcu włączamy i zaczyna być jeszcze gorzej. Tak zrobił Dawid. Przeraził się, gdy okazało się, że Batszeba jest w ciąży. Król nie potrafił wziąć za tę sytuację odpowiedzialności – wszak kobieta niebędąca jego żoną oczekuje jego potomka. Postanawia więc sprytem doprowadzić do tego, że Batszeba prześpi się ze swoim mężem. Wtedy Dawidowi by się upiekło. Mógłby ukryć fakt, że spał z cudzą żoną. Król ma jednak pecha, bo Uriasz – mąż Batszeby – okazuje się być bardzo prawym i uczciwym człowiekiem, w dodatku – trzymającym się prawa. A że był wojownikiem i trwałą wojna – to trzymał się zasady, że nie może w tym czasie uprawiać seksu z żoną. Plan Dawida kilkukrotnie spalił więc na panewce. Dlatego król posuwa się do ostatecznego rozwiązania tej sprawy – wymyśla intrygę, dzięki której Uriasz zostanie wystawiony na śmierć na polu walki. Tak też się dzieje. Mężczyzna ginie, a Dawid może sprowadzić sobie do pałacu Batszebę. Kobieta rodzi mu potomka, już oficjalnie jako jego żona. Trzeba przyznać, że Dawid musiał się nieźle napracować, żeby doprowadzić do ostatecznego sukcesu swojego planu.
>>> WielkopostneMyśli#3: każdy z nas ma swoje dno
Z premedytacją
W dobrze napisanym serialu prawie zawsze znajdziemy jakiegoś bohatera, który zajmuje się głównie knuciem i intrygowaniem. Dawid dotychczas był dobrym człowiekiem, ale chuć zrobiła z nim swoje i totalnie mu na jakiś czas zamieszała w głowie. I stał się na chwilę antagonistą. Napisałem, że to nie seks jest największym problemem Dawida. A co w takim nim razie jest? Powiedziałbym, że Dawid zgrzeszył przede wszystkim premedytacją. Bo namiętności nie mógł powstrzymać. Ale dalszych działań mogło nie być. Wystarczyło zachować się honorowo i może nawet stracić w oczach swoich podwładnych (poprzez przyznanie się do ogromnego błędu) – ale nie stracić w oczach Pana. A Dawid chciał zachować twarz wobec ludu – i dlatego z premedytacją wymyśla plany, intrygi i je realizuje. Nie potrafi stanąć w prawdzie, tylko robi wszystko, żeby ją ukryć. Brnie w kolejne grzechy. To wydaje się absurdalne, ale żeby ukryć fakt uprawiania seksu z Batszebą grzeszy morderstwem. Jakby nie widział, jakby nie czuł, że waga tych czynów jest zupełnie inna. Jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że posuwa się do czynu ostatecznego – do odebrania życia. I jeszcze robi to w białych rękawiczkach – bo on to morderstwo właściwie zleca. I to jest największy grzech Dawida – ta nieumiejętność poradzenia sobie z sytuacją, która prowadzi do taplania się w kolejnych grzechach. Chwila słabości vs opracowany z zimną krwią plan.
Prośmy o nowe serce
Zaraz odniosę to do Ciebie i siebie. Ale najpierw zróbmy happy end w historii Dawida. Wiemy, że król spotyka potem proroka Natana. Ten opowiada mu przypowieść.
W pewnym mieście było dwóch ludzi, jeden był bogaczem, a drugi biedakiem. Bogacz miał owce i wielką liczbę bydła, biedak nie miał nic, prócz jednej małej owieczki, którą nabył. On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi, jadła jego chleb i piła z jego kubka, spała u jego boku i była dla niego jak córka. Raz przyszedł gość do bogacza, lecz jemu żal było brać coś z owiec i własnego bydła, czym mógłby posłużyć podróżnemu, który do niego zawitał. Więc zabrał owieczkę owemu biednemu mężowi i tę przygotował człowiekowi, co przybył do niego.
Oburzony Dawid mówi Natanowi, że człowiek, który tego dokonał, „winien jest śmierci”. Człowiek, który w swojej zachłanności wykorzystał biednego – „winien jest śmierci”. I wtedy padają wg mnie chyba jedne z najważniejszych słów w osobistej historii Dawida. Natan mówi mu: „Ty jesteś tym człowiekiem”. Trzeba było o postępku Dawida opowiedzieć w formie przypowieści, żeby król mógł obiektywnie spojrzeć na wyrządzone przez siebie zło. Myślę, że słowa proroka musiały bardzo uderzyć Dawida. Dotąd działał z premedytacją, brnął w grzech i nagle dostał obuchem w głowę. To musiało być nawrócenie błyskawiczne. Dramatycznie, ale i wyzwalająco brzmi odpowiedź Dawida: „Zgrzeszyłem wobec Pana”. Tyle wystarczyło, by do tego faceta doszło, jak wielkie zło wyrządził. Że chwila słabości zamieniała się w cały maraton zła. I właśnie tego odzwierciedleniem jest Psalm 51, w którym z ogromną wrażliwością Dawid mówi o złu, które popełnił. To wołanie do Boga o wybaczenie, to prośba o stworzenie nowego, czystego serca.
Rutyna
Dawid opowiedział Bogu o swoim największym grzechu. A właściwie to o całym procesie, który się wydarzył. Bo noc, którą na początku tej historii spędził z Batszebą naprawdę nie była najgorszą rzeczą. Spójrzmy też tak na siebie. Czasem idziemy do spowiedzi i mamy na sumieniu jakiś grzech ciężki. Spowiedź jest wtedy konieczna, to oczywiste. Ale tak myślę, że często te grzechy ciężkie nie są naszymi największymi problemami. Bo jest mnóstwo grzechów z pozoru lekkich, powszednich, z którymi wracamy jak bumerang w każdej spowiedzi. Grzechem ciężkim jesteśmy przestraszeni i skupiamy na nim całą swoją uwagę – choć może być incydentalny, czasem się nam po prostu przytrafi. Jesteśmy tylko ludźmi i czasem różnych rzeczy nie potrafimy powstrzymać. Tymczasem na to, co dzieje się wciąż – nawet nie zwracamy uwagi. Tak często nie obchodzi nas, że wracamy wciąż z tymi samymi grzechami. Że naszym największym problemem jest rutyna w grzeszeniu. Bo jeśli na okrągło wracamy z tym samym – to czy my się w ogóle nawracamy? Naprawdę potrzeba nam dostać – jak Dawid – obuchem w głowę, żeby się nawrócić? Naprawdę musi być tak, że dopiero grzech ciężki zapala w nas czerwoną lampkę alarmową? Nasze największe grzechy dzieją się w codzienności, są mało spektakularne, ale to krople, które drążą kolejne szczeliny w naszych sercach. Te codzienne, wciąż powtarzające się grzechy to największa przyczyna erozji naszego serca. I to jest nasz największy problem. Jak jest zawał, to od razu trzeba wdrożyć leczenie. Ale jak to tylko jakieś mikrourazy itd. – to nic nie wdrażamy. A potem nagle okaże się, że jesteśmy żywymi trupami. Bo tak nas te grzechy wewnętrznie porozwalały…
Kierunek: konfesjonał
„Teraz dusza moja doznała lęku” – mówi dziś w Ewangelii Jezus. Wiemy jednak, że On postawił się temu lękowi i wypełnił swoją misję. Lęk rodzi się też w nas, często właśnie wtedy, gdy grzeszymy. Tak pewnie było też z królem Dawidem. Gdy nie umiemy pokonać tego lęku – to brniemy, topimy się, zaczynamy działać irracjonalnie. Choć często z premedytacją. To pocieszające, że emocję lęku współdzielimy z Chrystusem. Spróbujmy więc działać podobnie do Niego – niech ten lęk nas nie pochłonie, ale niech nas wyzwoli. Jezus nie grzeszył, ale też bał się. My boimy się, bo grzeszymy. Ten strach można łatwo okiełznać. Przy kratkach konfesjonału. Tam się spróbujcie wybrać w tym tygodniu. Ja też spróbuję.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |