fot. Ajay Donga/Pexels

Wolonturystyka – pomaganie, które może szkodzić [FELIETON]

Za piękną ideą może kryć się przykra rzeczywistość. I tak wolontariat przekształca się czasem w biznes, na którym najbardziej cierpią ci, którym miało się pomagać. 

Wolonturystyka to termin, z którym pewnie niewielu z nas się zetknęło. Oznacza połączenie pasji podróżowania z pomaganiem lokalnym środowiskom. Chętni wyjeżdżają do krajów Afryki, Azji lub Ameryki Południowej, wcześniej wybierając, w czym przez kilkanaście dni swoich wakacji chcą pomagać. Studenci uczą dzieci angielskiego, lekarze zapewniają opiekę zdrowotną, a miłośnicy zwierząt zajmują się nimi w schroniskach lub rezerwatach. Każdy ma więc możliwość pogodzenia wypoczynku z niesieniem wsparcia w dziedzinie, w której czuje się najlepiej. Ile to kosztuje? Kilkaset dolarów, w zależności od długości pobytu i kraju docelowego. Większość osób wraca bardzo zadowolonych. – Nasze doświadczenie w Gwatemali było niesamowite! Gorąco polecam Global Crossroad. Doceniam również to, że po przybyciu do Gwatemali nie było żadnych ukrytych opłat ani dodatkowych kosztów. Czuliśmy się bezpieczni przez cały czas pobytu – czytamy opinię jednej z uczestniczek projektu.

>>>  Biskup o misyjnym sercu [ROZMOWA]

Pomoc czy biznes? 

Taką formę spędzania urlopu (a dla niektórych jest to pewnie także sposób na życie) proponuje już wiele firm i organizacji. Z ciekawości wszedłem na stronę internetową jednej z nich – Global Crossroad. Działa na rynku od 15 lat i wysłała już ponad 20 tys. wolontariuszy. Na witrynie znajdziemy kilkanaście kierunków i wiele ofert praktyk czy stażów w krajach całego świata. Oprócz przygody i życiowego doświadczenia jest to więc także niebanalny punkt w CV. Ale tu pojawia się problem. Czy to rodzaj niesienia pomocy innym, czy raczej biznes, na którym korzystają wolontariusze oraz ci, którzy ich wysyłają, promując mało jeszcze rozpowszechnioną formę turystyki? 

Plusy i minusy 

Ktoś może powiedzieć, że nie ma co doszukiwać się drugiego dna. Jeśli znajdują się ludzie chętni do łączenia wypoczynku z pomaganiem, to należy się z tego cieszyć. O ile chęć pomagania mniej zamożnym społecznościom krajów globalnego Południa jest szlachetna i godna podziwu, o tyle specjaliści z branży turystyki ostrzegają przed konsekwencjami takiego trendu. Niepokój budzi chociażby fakt, że proces wspierania miejscowych ośrodków zdrowotnych czy edukacyjnych przez turystów może przyczyniać się do wzrostu bezrobocia w danym kraju. Mimo najszczerszych chęci podróżujący mogą więc psuć lokalny rynek pracy, nie mówiąc już o pogłębianiu poczucia braku niezależności i samowystarczalności miejscowych.

Klient nasz pan 

Jak można się domyślić, czysto komercyjne podejście firm organizujących wyjazdy wolontariackie, powoduje, że w centrum ich uwagi jest klient, a nie potrzeby lokalnej społeczności. To potencjalnie niebezpieczne. I nie tylko potencjalnie, bo badania UNICEF pokazują, że w Kambodży ta forma turystyki spowodowała  wzrost liczby dzieci oddawanych do sierocińców o 75%. Z raportu wynika, że głównymi powodami takich decyzji rodziców była wiara, że obcokrajowcy nauczą tam ich dzieci języka angielskiego i innych przydatnych umiejętności. – Kambodżański rząd, przy wsparciu UNICEF-u, rozpoczął walkę z fikcyjnymi sierocińcami, z których wiele powstało, by tylko przyciągnąć darowizny od zagranicznych turystów. Około 3,5 tys. dzieci, które nie są sierotami, z powrotem trafiło do swych rodzin – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Minister ds. społecznych poinformował, że 80% z grupy 16 579 sierot nie jest w zasadzie sierotami. To pokazuje, że nawet najszczersze intencje mogą prowadzić do niepożądanych skutków, w których zniwelowanie muszą później włączyć się rządy państw lub organizacje międzynarodowe.

>>> Czy misje są jeszcze potrzebne? Ksiądz misjolog odpowiada [WIDEO]

Oferta dla Polaków 

Mimo kontrowersji trend rozwija się również w naszym kraju. Szukając informacji w Internecie, trafiłem na stronę Projects Abroad, która jest międzynarodową organizacją z siedzibą w Wielkiej Brytanii i biurami w ponad 50 krajach na całym świecie, w tym w Polsce. Firma wysyła wolontariuszy także do Kambodży, by pomagać dzieciom w nauce. Jak zostałem jednak zapewniony w rozmowie telefonicznej przez jednego z pracowników, nie pracują oni w sierocińcach, ale w domach dziecka, gdzie zatrudniany jest stały personel, w skład którego wchodzą także miejscowi. Organizacja nie współpracuje natomiast z UNICEF na rzecz walki z ewentualnymi nadużyciami. 

Chociaż wolonturystyka może wyrabiać wiele wspaniałych cech, takich jak wrażliwość czy solidarność z uboższymi, to jednak może też negatywnie wpływać na wiele aspektów funkcjonowania lokalnego środowiska. Warto mieć to na uwadze, zanim zdecydujemy się uczestniczyć w takim projekcie lub zaangażujemy się w jego propagowanie. Może się okazać, że swoją obecnością mniej pomagamy, a bardziej szkodzimy.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze