Wrocław: po co młodym kurs PRZECIWmałżeński? [ROZMOWA]
O. Michał Serwiński CMF – duszpasterz Akademicki DA „Wawrzyny” we Wrocławiu prowadzi kurs przeciwmałżeński. Dlaczego? Bo – jak sam podkreśla – można się znać przed ślubem, zupełnie nie wchodzą w głębie relacji. O tym oraz o wielu innych kwestiach związanych z małżeństwem Misjonarz Klaretyn.
Dlaczego „kurs przeciwmałżeński”? Nie powinno być tak, że taki kurs powinien wychodzić przyszłemu małżeństwu naprzeciw?
– Tak, ale myślę, że jedno i drugie się nie wyklucza, bo to jest kurs, który ma dać dobre podstawy do bycia w małżeństwie, do bycia dobrą żoną i dobrym mężem. A nazwa „przeciwmałżeński” została wybrana po to, aby ściągnąć różowe okulary młodym ludziom, którzy są zakochani. Zakochanie może trwać nawet dwa lata. I wtedy faktycznie patrzy się tak idealistycznie na drugą osobę. Tymczasem nasz kurs przeciwmałżeński ma pokazać prawdę o drugim człowieku i dopiero wtedy podjąć decyzję, czy idziemy ze sobą przez resztę życia, czy nie.
Czyli większość osób, które przychodzą na kurs, ma jeszcze założone te różowe okulary?
– Myślę, że tak. Patrząc na ostatnią edycję kursu, raczej przychodzą na niego młodzi ludzie. Na przykład w zeszłym roku większość par była z naszego duszpasterstwa. Byli to młodzi studenci. A z doświadczenia wiem, że oni mają częściej na sobie różowe okulary i są one o większym natężeniu niż u starszych.
Mogłoby się wydawać, że skoro para idzie na taki kurs, to ma już wszystko przegadane, że kurs będzie dla nich tylko formalnością. Zatem – czy dla niektórych nie jest to duże zaskoczenie?
– Widzę zmianę, pokolenie młodych ludzi dzisiaj myśli poważnie o relacjach i wiele rzeczy ma już zgłębionych i przegadanych. Kiedyś tak chyba nie było. Nie stawiało się aż tak dużego akcentu na dialog. Jednocześnie przegadanie niektórych kwestii nie znaczy, że nie można zrobić tego jeszcze raz, w inny sposób. Tym bardziej, że proponujemy metodę dialogową, żeby coś napisać, później przeczytać samemu, a następnie dopiero dać drugiej osobie do przeczytania, żeby to było ułożone, spójne. I uważam, że rozmowy między narzeczonymi są najważniejszym elementem kursu przeciwmałżeńskiego.
To bardzo ciekawe. Znam bowiem wiele osób, które – myśląc o kursie przygotowującym do małżeństwa – biorą pod uwagę tylko to, że będą na nim słuchać księdza, a nie, że jeszcze będą ze sobą rozmawiać.
– U nas oczywiście też jest element słuchania konferencji. Ale to dzieje się w pierwszej części kursu, kiedy spotykamy się u nas w duszpasterstwie. Choć ja i tak w trakcie tych konferencji już stymuluję młodych ludzi, którzy chcą zawrzeć sakrament małżeństwa do rozmowy ze sobą. Poza tym uczestnicy mają po każdym spotkaniu zadania domowe do wykonania. Składa się na nie kilka pytań do przegadania między sobą. W drugiej części kursu skupiamy się na dialogach i wyjeżdżamy razem na weekend. Tam ma miejsce tylko krótkie wprowadzenie księdza, a dalej trwają rozmowy i dialogi w parach.
Są tematy, które zazwyczaj najbardziej zaskakują uczestników kursu?
– Najbardziej odkrywczy i najbardziej potrzebny jest młodym temat różnic damsko-męskich. To temat stary jak świat, ale cały czas trzeba go przypominać, bo jesteśmy po prostu inni. I jak się chce wymagać od kobiety, że będzie myślała jak mężczyzna, a od mężczyzny, że będzie myślał jak kobieta – to ta relacja się po prostu nie uda. Drugim tematem, który wiem, że jest uznawany za potrzebny, jest temat etyki życia seksualnego. Za każdym razem staram się konkretnie wyłożyć tę etykę, nie owijać w bawełnę, tylko dać wskazówki do przyszłego życia.
Ludzie często przychodzą na kurs pełni stereotypów związanych z małżeństwem?
– Często. Największym zakodowanym obrazem małżeństwa jest ten, który wyniesiono z domu. Zdarza się, że młodzi ludzie przychodzą na kurs i wiedzą, że między ich rodzicami były jakieś niedociągnięcia. Dlatego starają się, żeby ich związek tak nie wyglądał. Ale to nie jest łatwe, bo jednak te wzorce są bardzo mocno zakodowane w młodych ludziach.
>>> Gitary Niepokalanej – zespół, który służy ludziom
Z tego, co Ojciec opowiada, wnioskuję, że uczestnicy kursu, nawet jeśli znają się przez wiele lat, to mogą na nim odkryć się zupełnie na nowo.
– Można się znać i znać, można się ślizgać po tematach, zupełnie nie wchodząc w ich głębię. I nie rozmawiać ze sobą o takich błahych rzeczach, jak chociażby chęć spędzenia wspólnych wakacji. Może się okazać, że jedna osoba jest zapalonym wędrowcem górskim, a druga uwielbia leżeć na plaży. No i teraz mamy jechać na wspólne wakacje. Jak to pogodzić? Warto o tym porozmawiać już wcześniej. Podobnie jest z wychowywaniem dzieci. Warto przedyskutować, jakimi metodami chcemy je wychowywać i w jaką stronę w tym wychowaniu pójdziemy.
Czyli bardzo ważne jest uczenie się chodzenia na kompromisy.
– Myślę, że tak. Ale przede wszystkim to jest uczenie się słuchania drugiej osoby. To jest najważniejsze w tym wszystkim. Jak się kogoś wysłucha z dobrym nastawieniem i z dobrą wolą, to później łatwiej jest wypracować wspólnie konsensus.
Zdarza się, że Ojciec widzi, że na przykład jakaś para tak nie do końca do siebie pasuje?
– Tak, zdarza się. Nie mam jakiegoś wielkiego doświadczenia. Ale pracując – czy to przy kursie, czy ze wspólnotą małżeństw Wiosna Rodzin czy Przedwiośnie dla młodych małżeństw – widzę, że pomiędzy ludźmi coś się nie skleja. Często te pary się później rozstają. I spada mi z serca jakiś kamień, bo jednak po to ten kurs jest, żeby pokazać, że jeśli nie jesteśmy dla siebie, to się warto rozstać wcześniej niż później.
Kusi czasem, żeby powiedzieć takiej niepasującej do siebie parze o swoich obserwacjach?
– Kusi. I to jak! Ale nigdy się na to nie odważyłem. Staram się natomiast w rozmowie nakierować, pokazać punkty w ich relacji, które nie są styczne. Chcę im pokazać to, co może być później problemem, żeby jeszcze raz wzięli jakąś kwestię na tapet i jednak bardziej przedyskutowali ją między sobą.
Jakie tematy warto przedyskutować przed przyjściem na kurs?
– To pytanie mnie zaskoczyło. Bo tak naprawdę na kurs przeciwmałżeński można przyjść ze stanem zerowym dialogu i rozmowy między sobą. Bo bardzo dużo tematów podejmowanych na kursie będzie pomocnych, więc nie ma takich, które koniecznie trzeba przedyskutować wcześniej.
Pary, które przychodzą na kurs, często mają wyobrażenie, że po ślubie będzie w życiu jak w bajce?
– Raczej nie. Staram się zrobić wszystko, żeby przez te mniej więcej dwa miesiące kursu mieli zdrowe patrzenie na życie, nie cukierkowe i wyidealizowane, ale jednak żeby zdawali sobie sprawę z tego, że przyjdzie czas, w którym pojawiają się jakieś problemy. Minie miesiąc miodowy i przyjdzie rzeczywistość. Dlatego zapraszam też na kurs różne małżeństwa, żeby trochę opowiedziały o tym, co dla nich stało się problemem i jak udało się go rozwiązać. Dobrze się uczyć na błędach innych.
Na kursie przeciwmałżeńskim porusza Ojciec też kwestię relacji z teściami?
– Oczywiście. Tym bardziej, że tzw. temat mamusi w początkowych fazach małżeństwa może być problemem. Chociażby gdy przychodzą pierwsze święta i teraz mamusia myśli, że córusia przyjedzie do niej, a druga mamusia myśli, że synek przyjedzie do niej. I co wtedy? Kogo wybrać, żeby nikt się nie obraził i nie pojawił się żaden szantaż emocjonalny?
Zatem trzeba sobie poukładać priorytety – że teraz to rodzina, którą my tworzymy jest na pierwszym miejscu, a dopiero później nasi rodzice.
– Zdecydowanie tak. Umiejętność odcięcia pępowiny jest ważna. Bo do tej pory łańcuch relacji wyglądał inaczej. A teraz przychodzi małżeństwo, które jest sakramentem. Nie ma sakramentu rodzicielstwa, a jest sakrament małżeństwa, na którym przede wszystkim trzeba się skupić. Dopiero później pora na przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”.
W jaki sposób na tym kursie odkrywa się to, że bardzo ważny w małżeństwie jest Bóg?
– Patrząc na to, z jakim zaangażowaniem religijnym przychodzą ludzie na nasz kurs, można stwierdzić, że większość z nich to są ludzie wierzący i zaangażowani w życie Kościoła. I dlatego jakoś łatwiej poruszać z nimi temat Pana Boga. Bo jednak większość jest z tym za pan brat. Czasem się zdarza tak, że jedna osoba z pary jest wierząca i zaangażowana, a druga ma trochę na bakier z Kościołem. Wtedy przez kurs, choć stricte nie podejmujemy tematów wiary, a przede wszystkim tematy relacyjne, damsko-męskie, życia seksualnego i miłości, w sposób pośredni doprowadzamy ludzi do Pana Boga. I dlatego często ta druga strona zaczyna rozumieć, że Bóg jest ważnym fundamentem małżeństwa.
Czyli nie zdarzają się na kursie pary, które zdecydowały się na ślub kościelny tylko dlatego, że babcia sobie inaczej nie wyobraża?
– Muszę powiedzieć, że nie, raczej na naszym kursie to się nie zdarza. Nasz kurs jest też wymagający, bo to są prawie dwa miesiące spotkań co tydzień, później jeszcze jeden weekend. Odbywają się także trzy spotkania w poradni. Owszem, są kursy, które są mniej wymagające i trwają tylko jeden weekend. Ale osobiście ich nie polecam, bo w przygotowaniu do małżeństwa chodzi jednak o pewną dynamikę. Przez weekend można poruszyć wszystkie tematy, które my poruszamy w ciągu dwóch miesięcy. Jednak nie ma w tym konkretnej dynamiki. Tymczasem, gdy spotkania odbywają się co tydzień, można się z pewnymi tematami przespać, przemyśleć je, porozmawiać o nich i odrobić zadanie domowe. To duża zaleta naszego kursu.
Czyli można powiedzieć, że to wręcz kurs hardcorowy!
– Trochę tak. To kurs dobry na dzisiejsze czasy, gdzie wszystko chce się szybko i łatwo zdobyć.
Domyślam się, że opinie o kursie są pozytywne.
– Mam zwyczaj, że po każdym kursie robię ankietę, pytając, jak uczestnicy oceniają kurs, jakie tematy były dla nich najważniejsze i najbardziej potrzebne, a jakich zabrakło. I dotychczas opinie były dobre. To dla mnie miód na serce, że ludzie są zadowoleni.
Co Ojcu daje prowadzenie kursu przeciwmałżeńskiego?
– Dzięki temu poznaję różne relacje młodych ludzi i wzbogacam swoje doświadczenie pomocy im. W naszym duszpasterstwie działają dwie wspólnoty. Jedna dla młodych małżeństw, a druga dla rodzin z dziećmi. Dodatkowo, zawsze po tym kursie kilka par dołącza do naszych wspólnot. To dla mnie duży plus, że wspólnoty rodzin cały czas się rozwijają.
Poza tym ja podziwiam tych młodych ludzi, przede wszystkim dlatego, że oni na serio biorą narzędzie dialogu, jakie proponujemy w czasie kursu przeciwmałżeńskiego. I – tak jak sami później mówią – wiele rzeczy mogą naprawić poprzez rozmowę. To jest dla mnie budujące i potwierdza, że warto wchodzić w dialog, już nie tylko w małżeństwie, narzeczeństwie, ale z kimś, z kim jestem we wspólnocie, ze współbratem, ze studentem czy z rodzinami.
Zatem, podsumowując naszą rozmowę, można powiedzieć, że kurs przeciwmałżeński jest dla każdej pary.
– Tak. Na nasz kurs może przyjść każda para, nie tylko ta, która ma już pierścionek. Często sobie żartuje, że może lepiej przyjść przed pierścionkiem. Bo jeśli na przeciwmałżeńskim kursie para się rozpadnie, to chociaż ten biedny chłopak nie będzie musiał wydawać pieniędzy. Argument ekonomiczny dla mężczyzn często jest bardzo ważny.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |