fot. youtube zrzut ekranu

Wybory prawosławnego arcybiskupa Cypru niczym „Gra o tron” [ROZMOWA]

Obecnie na Cyprze trwa „arcybiskupia kampania wyborcza”, która jest ewenementem w wymiarach światowego prawosławia – powiedział Patryk Panasiuk, doradca egzarchy Patriarchy Konstantynopola w Kijowie. W rozmowie z KAI opowiedział o demokratycznych wyborach zwierzchnika Kościoła Cypru oraz o związanych z tym rosyjskich wpływach i o prawosławiu w Ukrainie.

Dawid Gospodarek (KAI): Kościół prawosławny na Cyprze szczyci się odapostolskim pochodzeniem. Między innymi dlatego zmarły w listopadzie br. dotychczasowy zwierzchnik tego Kościoła abp Chryzostom II starał się nawet o wpisanie go na piąte miejsce w dyptychach, przed Patriarchatem Moskiewskim. Jakie znaczenie ma w światowym prawosławiu ten Kościół?

Patryk Panasiuk: Cypr to najbardziej nasłonecznione miejsce w Europie, więc wcale nie dziwi, że jest łakomym skrawkiem skalistej ziemi. Przed podbojem przez krzyżowców w 1191 roku wyspa była zdecydowanie w orbicie świata helleńskiego. Zdobycie Cypru przez Turków w 1571 r. spowodowało napływ ludności tureckiej ludności i etniczne wymieszanie społeczeństwa. Prawdziwy kalejdoskop zaczyna się w XIX wieku, gdy ówczesne mocarstwa: Turcja, Rosja i Wielka Brytania rozpoczynają grę o panowanie w tym regionie. Cypr stał się wówczas zakładnikiem Anglików jako militarne okno na wschód.

Kościół Cypru otrzymał autokefalię w 431 roku na III Soborze Powszechnym w Efezie, choć nie zgadzał się na to Patriarchat Antiocheński. Odpowiedzią na to było nadanie przez patriarchę Antiochii autokefalii Kościołowi Gruzji w 486 roku. Jak widzimy, chrześcijański Wschód, odmiennie od Zachodu, stawiał na niezależność administracyjną wspólnot. Jest to dziedzictwo antycznego greckiego ustroju „państw – miast”. Widać to w całym ustroju prawosławia, w którym wszyscy biskupi są sobie równi, a nawet ingerencje zwierzchnika Kościoła lokalnego w poszczególne diecezje są mocno ograniczone.

Kościół Cypru jest więc dla nas takim „ostatnim tchnieniem” autentycznej cywilizacji greckiego antyku i cesarskich obyczajów dworskich. Warto wspomnieć, że arcybiskupi Cypru cieszyli się wyjątkową pozycją w Cesarstwie Rzymskim, czego wyrazem są wyjątkowe przywileje nadane im w 478 roku przez cesarza Zenona. Zwierzchnik Kościoła Cypru do dzisiaj ma prawo noszenia purpurowego, cesarskiego płaszcza i podpisywania dokumentów piórem z czerwonym atramentem. Ale chyba najciekawszy przywilej to przysługujące mu prawo używania pastorału zwieńczonego złotym, cesarskim jabłkiem. Jeśli więc chcemy szukać istoty bizantyjskiego prawosławia, to znajdziemy ją właśnie na Cyprze.

Już za kilka dni, 18 i 24 grudnia odbędą się wybory nowego zwierzchnika tamtejszego Kościoła. Będzie to szczególne wydarzenie, bo do wyborów, demokratyzując je, dopuszczono wiernych świeckich…

– Rzeczywiście. I jak to bywa w takich wypadkach, obecnie na Cyprze trwa „arcybiskupia kampania wyborcza”, która jest ewenementem na skalę światowego prawosławia. Po śmierci arcybiskupa Chryzostoma II prawosławni obywatele wyspy wezmą udział w powszechnych wyborach nowego zwierzchnika, w których wyłonią trzech kandydatów na kolejnego następcę Apostoła Barnaby. Spośród tak wybranej „Trójki” miejscowi biskupi, w tajnym głosowaniu, wyłonią nowego arcybiskupa Nowej Justyniany i całego Cypru.

>>> Adwent na mongolskich stepach [ROZMOWA]

Czy kampania arcybiskupia przypomina te znane ze świata polityki?

– Oczywiście. Kampanii towarzyszą listy poparcia, billboardy, ulotki, a nawet obietnice wyborcze, jak chociażby zapowiedź zwiększenia środków kościelnego funduszu socjalnego czy powołania specjalnego programu stypendialnego dla szczególnie uzdolnionej młodzieży.

Obecna kampania wyborcza jest jednak bardzo agresywna. Widać, że Kościół „zaraził się” mechanizmami politycznymi, które obserwujemy dzisiaj w świecie demokratycznym. Obserwując cypryjskie media widzę, że zaangażowanie niektórych kapłanów, którzy wprost agitują za takim czy innym kandydatem, budzi już zgorszenie.

Nie możemy też zapominać, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku to właśnie arcybiskup Cypru Makary III był także pierwszym prezydentem kraju a urząd ten sprawował dwukrotnie – łącznie przez 17 lat. Dla Kościoła prawosławnego, szczególnie w XIX i XX wieku, nie było to nic dziwnego. W nowożytnej Republice Grecji od 1830 roku biskupi i kapłani byli ministrami czy posłami, a podczas niemieckiej okupacji w 1944 roku arcybiskup Aten Damascen był wicekrólem Grecji. Zapisał się nawet złotymi literami na kartach historii, ponieważ udało mu się uratować praktycznie całą żydowską społeczność stolicy – ukrywał Żydów w klasztorach, wystawiał im fałszywe świadectwa chrztu i pochodzenia, przeznaczał prywatny fundusz na pomoc humanitarną.

Trochę bliżej nas, w okresie międzywojennym rumuński patriarcha Miron był także premierem swojego kraju. To właśnie od Kościoła Rumunii nasz młody, Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny (PAKP) otrzymywał potężne wsparcie dyplomatyczne i polityczne na arenie międzynarodowej.

Czy taka forma wyboru biskupów może się przyjąć w innych Kościołach?

– Taka forma wyboru zwierzchnika jest chyba najlepsza, bo pozwala wybrać swojego arcypasterza przez ogół wiernych, a nie przez koterie biskupie, czemu zresztą często towarzyszy korupcja i wywieranie nacisków politycznych. Nie wszędzie jednak by się to przyjęło, ponieważ wymagałoby to czegoś na kształt systemu rejestracji wiernych. Niektóre Kościoły lokalne by się na to nie zdecydowały, ponieważ policzenie swoich wiernych w taki sposób mogłoby obnażyć ich rzeczywistą liczebność, choćby Patriarchatu Moskiewskiego. Mimo to, patriarcha Moskwy jest wybierany nie tylko przez biskupów, ale także przez delegatów duchowieństwa, szkół teologicznych i delegatów świeckich. Podobny ustrój panował w PAKP w okresie międzywojennym. Wydaje mi się, że warto do tego wrócić.

fot. EPA/ANTONIO COTRIM

Jak wyglądają stosunki Kościoła Cypru z Patriarchatem Moskiewskim?

– Musimy cofnąć się o kilka dekad. W latach siedemdziesiątych XX wieku podział wyspy na helleńską Republikę Cypru i okupowane terytoria na północy staje się faktem. Żeby przetrwać, Cypr musiał zamienić się w wygodny i cieplutki raj podatkowy, z czego tuż po upadku ZSRR chętnie skorzystali biznesmeni z Rosji i krajów byłego sowietlandu. Spowodowało to ponowną zmianę charakteru wyspy, której społeczeństwo musiało się dostosować do obsługi rosyjskich oligarchów korzystających z cypryjskiego sektora bankowego i turystycznego, a co za tym idzie, także religijnego…

Oligarchowie rosyjscy, szczególnie ci nawróceni z judaizmu i systemowego ateizmu, byli przez długie lata najbardziej łakomym kąskiem dla duchowieństwa Patriarchatu Moskiewskiego. Z pańskiego stołu skapnęło także dla Kościoła Cypru. Był to jednak przypadek szczególny, ponieważ milionowe datki na tacę w tym wypadku nie były (w większości) uzależnione od strategii wywiadowczej służb Federacji Rosyjskiej. Nie jest też tajemnicą, że wielu biznesmenów traktowało Cypr jak wielką pralkę dla swoich pieniędzy, w której najpopularniejszym programem było „pranie ręczne”… Zresztą, sam Kościół Cypru już na starcie też nie należał do najbiedniejszych, a gromadzony przez lata majątek pozwala mu na dużą niezależność od zmiennych wiatrów polityczno–gospodarczych. Nie przeszkodziło to jednak rosyjskiemu kapitałowi rozsiąść się wygodnie w niektórych biskupich tronach najstarszego Kościoła autokefalicznego.

Czy da się wskazać jakiś konkretny moment bądź wydarzenie, gdy więzi między Kościołami cypryjskim i rosyjskim najbardziej się zacieśniły?

– Kluczową postacią dla zbudowania i podtrzymania rosyjskiego lobby w Kościele Cypru okazał się na początku lat dziewięćdziesiątych młody mnich, autochton Izajasz Kykkotis (ur. 1971 r.). Już w 1992 r. rozpoczął on studia teologiczne w Moskwie, które ukończył z tytułem magistra sześć lat później. W międzyczasie przyjął święcenia diakońskie i kapłańskie, był słuchaczem studiów magisterskich na Uniwersytecie im. Arystotelesa w Tesalonice, a w 2003 r. obronił doktorat… w Moskwie. W towarzystwie wcale nie krył się z tym, że biskupstwo ma w kieszeni, tylko musi skończyć 35 lat, gdyż w Kościołach helleńskich jest to nieprzekraczalna dolna granica wieku dla kandydata na hierarchę. W 2007 r., co nikogo nie zaskoczyło, został wyświęcony na biskupa Tamasosu jako biskup pomocniczy arcybiskupa Chryzostoma I.

>>> Znamy już hasło Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w 2023 r.

A zatem jest obecnie jednym z kandydatów na nowego zwierzchnika Cerkwi. W Kościele rzymskim powiedzielibyśmy „papabile”, ale nie wiem, czy ma on swój wschodni odpowiednik. Czy jego wybór może niepokoić?

– Izajaszowi nie można odmówić tego, że jest bardzo inteligentny, pracowity i po prostu skuteczny. Specjalnie dla niego wydzielono i odtworzono metropolię Tamasos i Oreny, która staje się przyczółkiem dla oligarchicznej emigracji rosyjskiej na Cyprze. Nowy metropolita wprowadził rosyjskie zwyczaje ceremonialne, w progach kurii podejmuje wpływowych gości z Rosji, a symbolem szczególnej sympatii do niego stała się nowiutka, bajkowa cerkiew ze złotymi, cebulastymi kopułami. Od teraz nasz rosyjsko-cypryjski hierarcha może bez przeszkód budować swoją pozycję wewnątrz Kościoła Cypru i wśród innych Kościołów lokalnych. Ma dwie „supermoce”: jedną jest znajomość greckiego i rosyjskiego, co pozwala mu komunikować się praktycznie z całym światem prawosławnym, drugą zaś – wsparcie rosyjskich oligarchów. Kilka miesięcy temu Izajasz miał swoją „Canossę” na audiencji u Patriarchy Konstantynopola. Pokajał się przed Bartłomiejem i wydał zaskakujące oświadczenie – „Patriarcha przedstawił mi nowe fakty dotyczące autokefalii Cerkwi Ukrainy. W takiej sytuacji nie mogę mieć wątpliwości, że nowa Cerkiew na Ukrainie jest w pełni kanoniczna”. Rosyjskie media były w szoku.

Czy jego wybór może niepokoić? W kontekście ostatnich wydarzeń bardzo niepokoiła mnie jego cała postać. Dzisiaj jednak doceniam to, że jest doskonałym graczem politycznym i kto wie – może jako arcybiskup Cypru byłby równie silny i niezależny jak jego poprzednik? Nie zapominajmy, że coraz więcej duchownych i biskupów, nawet w Rosji, ma dość antyprawosławnej polityki Patriarchatu Moskiewskiego.

W grze Izajasza powinniśmy dostrzec jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz, a mianowicie, że uznanie autokefalicznego Prawosławnego Kościoła Ukrainy (PKU) jest sprawą czysto polityczną, a powoływanie się na zagadnienia kanoniczne jest tylko formą techniki lawirowania. Ale i tak nie dzieje się nic, czego Kościół na świecie już nie przerabiał w swojej ponad dwudziestowiecznej historii.

Kościół na Cyprze uznał autokefalię PKU w październiku 2020 r., aż dwa lata po wydaniu tomosu w tej sprawie przez patriarchę Konstantynopola, w dodatku nie obyło się to bez kontrowersji. Czy mógłbyś najpierw możliwie krótko naświetlić sytuację w ukraińskim prawosławiu?

– Z nadaniem autokefalii Ukrainie jest trochę jak z zimą i polskimi drogowcami. Niby wszyscy jej się spodziewają, ale co roku śnieg w grudniu budzi u wszystkich legendarne już zaskoczenie. Podobnie było z Ukrainą – napięte stosunki między Konstantynopolem a Moskwą nieuchronnie prowadziły do eskalacji, a w kuluarach od dawna przewidywano taką możliwość.

Patriarcha Konstantynopola skorzystał ze sprawdzonej już procedury, na której podstawie w 1924 r. powstał Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, a w 1998 r. Kościół Prawosławny Ziem Czeskich i Słowacji. Na stole wylądował kluczowy dokument [z 1686], który potwierdza podległość administracyjną metropolii kijowskiej patriarsze Konstantynopola. Wynika z niego, że w związku z ówczesną sytuacją geopolityczną, patriarcha moskiewski otrzymał „prawo do wyświęcenia” metropolity kijowskiego. W żadnym wypadku nie oznaczało to oddania w zarządzanie kolebki rusińskiego chrześcijaństwa, lecz jedynie upoważniało to Moskwę do przeprowadzenia ceremonii intronizacji w imieniu patriarchy Konstantynopola. Taką decyzję wydał patriarcha Dionizy IV – tylko tyle i aż tyle.

Z tego historycznego dokumentu skorzystał w 2018 r. patriarcha Konstantynopola Bartłomiej, stwierdzając w kolejnym dokumencie, że odwołuje decyzję swojego pra-poprzednika i od tej pory będzie już sam zarządzać podległą sobie metropolią kijowską. Ze względu na duże rozczłonkowanie ukraińskiego prawosławia cofnął też nałożone przez Moskwę ekskomuniki i suspensy na duchownych, i wezwał wszystkich (już bezpośrednio podległych sobie) biskupów do udziału w Synodzie Zjednoczeniowym. Patriarsze wezwanie zawierało jedno „ale” – spośród działających na Ukrainie trzech zwierzchników miejscowego prawosławia prawo wyboru na metropolitę zjednoczonego KościołajCerkwi Ukrainy dostał jedynie podległy de facto Moskwie metropolita Onufry.

Ten jednak zignorował wezwanie swojego prawowitego przełożonego, patriarchy Konstantynopola, odmawiając udziału w zjednoczeniu Kościoła Ukrainy. Tak więc na początku 2019 r. metropolitą Kijowa i całej Ukrainy zostaje młody i ambitny Epifaniusz, protegowany samozwańczego patriarchy kijowskiego Filareta. Onufry zaś, wraz z podległą sobie i Moskwie strukturą, popada w schizmę de iure.

Jak przebiegało uznanie autokefalii ukraińskiej na Cyprze? Co stanowiło dla tamtejszego Kościoła problem?

– Żeby to dobrze zrozumieć, niestety trzeba najpierw zejść z teologii na politykę. Na początku 2019 r., już po nadaniu autokefalii PKU, Patriarchat Moskiewski zaczął „budzić śpiochów”. To właśnie jego agenci wpływu lub zwyczajni „pożyteczni idioci” rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję dezinformacyjną i kampanię nienawiści wobec nowego Kościoła ukraińskiego. Uzależnieni od Moskwy publicyści i akademicy prześcigali się w wymyślaniu pretekstów, które jakoby uniemożliwiają uznanie PKU. Nie brakło rewelacji o rzekomych miliardowych łapówkach CIA dla Konstantynopola, o poligamii ukraińskich biskupów czy o ukrytym planie poddania nowego Kościoła papieżowi. Moskwa dała przyzwolenie na przemysł pogardy nie tylko wobec duchowieństwa PKU, nazywając je „tak zwanym duchowieństwem” czy „tak zwanymi biskupami”. Odmawia także zwykłym wiernym uznania sakramentów, na przemian co chwilę ich wyszydzając lub oskarżając o akty terroru wobec jedynego i prawowitego Kościoła moskiewskiego.

W tym rosyjskim chórze śpiewał także nasz wspomniany przed chwilą bohater – metropolita Tamasosu Izajasz. Pośród hierarchów Kościoła Cypru był najbardziej zajadłym przeciwnikiem ukraińskiej autokefalii, wiernie kolportując coraz to nowe rewelacje z Moskwy. Jego współpracownicy tłumaczyli na grecki rosyjską narrację i wypuszczali ją w prawosławną infosferę. Sam, mimo zdecydowanego tonu, wypowiadał się dość dyplomatycznie, choć jego prawdziwymi ustami i piórem byli podlegli mu świeccy i duchowni, którzy prowadzili rozbudowane debaty w mediach społecznościowych. Mimo to w listopadzie 2020 roku Kościół Cypru decyzją soborową uznał autokefalię Ukrainy, co spowodowało intensyfikację promoskiewskich działań Izajasza i dwóch innych biskupów. Sytuację zmieniły choroba arcybiskupa Chryzostoma II i napaść Rosji na Ukrainę.

fot. EPA/MARKIIAN LYSEIKO

Przejdźmy do kończącej się już niedługo „gry o tron”. Czy możesz przybliżyć postać zmarłego abp. Chryzostoma II?

– Był niewątpliwie jednym z największych autorytetów na Cyprze. Odważny, bezkompromisowy i doskonale zorientowany w politycznych koteriach świata helleńskiego – zarówno tego duchownego, jak i świeckiego. Był o rok młodszy (ur. 1941) od patriarchy Konstantynopola Bartłomieja, a obu hierarchów jeszcze od młodych lat łączyła przyjaźń. Kilka lat temu u Chryzostoma wykryto nowotwór, więc musiał poddać się skomplikowanemu leczeniu w Niemczech i USA.

Jak to zwykle bywa, na dworze arcybiskupim były coraz głośniej słyszane pomruki o potencjalnym następcy umierającego władyki. Wśród kandydatów zaczęto wymieniać także metropolitę Izajasza jako wykształconego, wpływowego i rozpoznawalnego hierarchę. Ze względu na jego młody wiek szanse w teorii miałby raczej nikłe. Nie zapominajmy jednak, że stoją za nim potężne fundusze i rosyjscy oligarchowie. Obserwując kolścielne wpływy Rosjan w Europie można śmiało powiedzieć, że Kościół Cypru byłby jednym z kilku, w którym Moskwa miałaby decydujący wpływ na obsadzenie usłużnego i przychylnego sobie zwierzchnika. „Miałaby”, ponieważ rozpoczęta przez Rosjan wojna przeciwko Ukrainie spowodowała zmianę siły ciężkości także wśród lokalnych Kościołów prawosławnych.

Rosja napadła na Ukrainę 24 lutego, co spowodowało niemałą konsternację wśród Kościołów sympatyzujących z Moskwą, a istniejących w krajach należących do Unii Europejskiej. W wielu z nich panowało przekonanie, że do świetlanej kariery duchownej niezbędne jest poparcie Moskwy lub przynajmniej jej przyjazna neutralność. Nasz bohater z Cypru postawił na tę właśnie kartę w nadziei, że w odpowiednim momencie Wielki Brat z północy weźmie go pod ramię i posadzi na prymasowskim stolcu. Na jego nieszczęście wojna bardzo szybko wymusiła zmianę status quo, a on sam musiał na nowo określić swoje sojusze.

Tak więc już w połowie marca dowiadujemy się kanałami dyplomatycznymi, że Polskę zaszczyci swoją wizytą metropolita Izajasz. Cel wizyty – pomoc humanitarna dla uchodźców z Ukrainy. Spotkał się on wówczas w Polsce z dwoma naszymi hierarchami: arcybiskupem lubelskim i chełmskim Ablem oraz arcybiskupem wrocławskim i szczecińskim Jerzym. Mimo początkowego niepokoju, cieszę się, że akurat ci hierarchowie podjęli go i są aktywni na cerkiewnym polu międzynarodowym. Są to wybitni i wpływowi biskupi, którzy mam nadzieję będą mieli jeszcze wpływ na polski Kościół w przyszłości.

>>> Julia pisze ikony od 14. roku życia. Nie przeszkodziła jej nawet choroba [REPORTAŻ]

Słucha się tych opowieści trochę jak political fiction. Jeszcze odrobina fabuły i może wyjść scenariusz serialu ciekawszego niż „House of cards”. A przecież mówi się, że w Kościołach nie ma miejsca na politykę…

– To znany slogan, który im głośniej i częściej jest powtarzany, tym bardziej powinien budzić naszą czujność. Patriarcha moskiewski Cyryl co chwilę zarzeka się, że Kościół nie uprawia polityki, po czym nawołuje swoich wiernych do świętej wojny, niczym znani nam islamscy radykałowie. Swoim zachowaniem balansuje na granicy herezji, choć w historii chrześcijaństwa nie jest to niczym nowym. Jest jednak ogromny plus tej patologicznej dla prawosławia sytuacji – wreszcie opadły maski i ujrzeliśmy Kościół moskiewski takim, jakim naprawdę jest. Bez jego bajkowej architektury, bez obrzędowego przepychu i bez przepięknego, unikatowego na skalę światową, śpiewu cerkiewnego. Zobaczyliśmy, jakim kłamstwem był mit o «Trójświętej Rusi» kierowanej z Bożej Woli przez Moskwę. Zobaczyliśmy, jak uzurpujący sobie papieskie honory patriarcha bez mrugnięcia okiem błogosławi żołnierzy do mordowania swoich własnych wiernych na Ukrainie.

Symboliczne są też dwa szczególne znaki. Na początku marca br. Cyryl święcił jedną z cerkwi. Chlapiąc obficie wodą święconą wokoło, poślizgnął się na niej schodząc z podestu (katedry) i wywinął klasycznego «orła». Drugi znak dostaliśmy kilka dni temu, podczas hucznych uroczystości rocznicy intronizacji podległego Moskwie metropolity w Kijowie Onufrego (Berezowśkiego). Podczas udzielania komunii św. Onufry, trącony przez innego biskupa, rozlał na swoje szaty cały kielich z Krwią Chrystusa. Według surowych reguł należy takie szaty spalić, a popiół zakopać przy cerkwi. Trzeba tu wspomnieć, że były to szaty intronizacyjne moskiewskiego zwierzchnika Kościoła ukraińskiego. Jakże to symboliczne.

Czy do takiej reorientacji polityki kościelnej jak na Cyprze może dość także w innych Kościołach lokalnych?

– Bardzo na to liczę. Sytuacja dojrzewa w Gruzji i Rumunii, trochę gorzej jest z Bułgarią, której biskupi są w większości prorosyjscy. Jednak społeczeństwo i politycy wywierają na Kościół w Sofii coraz większy nacisk. Nie chodzi tu tylko o Ukrainę, ale o całość polityki Patriarchatu Moskiewskiego, który od kilkunastu lat korumpował i uzależniał od siebie co bardziej wpływowych hierarchów i świeckich w różnych Kościołach lokalnych. Niestety, taka jest cena rosyjskich pieniędzy – za każdą dotacją na koncert, pielgrzymkę czy remont klasztoru, kryje się oficer, który ma pilnować należytej i długotrwałej wdzięczności.

Mam nadzieję, że obserwując kolejne rosyjskie «błogosławione bomby» niszczące cerkwie i ludzki dobytek, wielu moich prawosławnych współbraci wyleczy się wreszcie z miłości do „Ruskiego Miru”. Może też nam dane będzie zobaczyć znaki, że z Moskwy idzie do nas nie Chrystus, ale ucisk, pożoga i śmierć.

***

Patryk Panasiuk – prezes Fundacji Hagia Marina, absolwent Narodowego Uniwersytetu w Atenach (2009-14) i Uniwersytetu Warszawskiego (2016). Od 2020 r. doradca Ministra Obrony Narodowej RP, od sierpnia 2022 r. doradca Egzarchy Patriarchy Konstantynopola w Kijowie. Autor „Uroczystości Ostrobramskich” w Atenach i kampanii społecznej „Prawosławny, nie Ruski”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze