Wyrób sakramentopodobny [FELIETON]
Czekolada bez kakao nie jest czekoladą. Może ją przypominać, ale nią nie jest. Podobnie jest ze świecką komunią. Niby w nazwie uroczystości można posłużyć się określeniem „komunia”, ale nie ma ona nic wspólnego z sakramentem. Po co się więc oszukiwać?
Żeby uporządkować sprawy, zacznijmy od definicji. Posłużę się tą najprostszą, którą udało mi się na szybko wygooglować.
„Wyrób czekoladopodobny – produkt cukierniczy, w założeniu mający być podobny w wyglądzie i smaku do czekolady, w którym tłuszcz kakaowy zastąpiono tłuszczem innych roślin”.
Z przedstawionej wyżej definicji wynika jasno, że wyroby czekoladopodobne niby nawiązują do czekolady, ale tak naprawdę nią nie są. Przypominają wspaniały, uruchamiający produkcję endorfin (hormon szczęścia) smakołyk, ale w rzeczywistości są iluzją tego, czym naprawdę powinny być i na czym nam najczęściej zależy. Czy takie wyroby mają swoich nabywców? Oczywiście, niektórzy wybierają takie produkty ze względu na dużo niższą cenę lub po prostu dają się nabrać na chwyt marketingowy. Okazuje się, że podobnie może być w sferze duchowej.
>>> Biblia – komunijny bonus do PlayStation
Kilka dni temu natknąłem się w mediach społecznościowych na informację, że niektórzy rodzice organizują swoim dzieciom… świecką komunię. Tak, de facto proponują im wyrób sakramentopodobny. Niby chodzi o komunię, bo będą jakieś prezenty, atrakcje i spotkanie rodzinne, ale nie będzie istoty – spotkania z Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie. Trzymając się porównania do wyrobów czekoladopodobnych – czekolada bez kakao.
Czy tak można? Oczywiście, że można. Będzie bez większego wysiłku, przygotowania duchowego, bez wnikania w istotę tego, czym jest sakrament (jakikolwiek), ale zwłaszcza ten – Eucharystia. Mam tylko jedno pytanie: po co się oszukiwać? Trzeba oczywiście uszanować fakt, że ktoś nie chce mieć nic do czynienia z Kościołem i sferą duchową. Ale po co tworzyć wrażenie (przez nazwę „świecka komunia”), że ma to jakikolwiek związek z sakramentem?
>>> Kijem w hostię, czyli jak nie przekazywać dzieciom wiary [KOMENTARZ]
Zdarzyło mi się kilka razy kupić czekoladę opakowaną naprawdę świetnie – zdjęcie alpejskich widoczków na pudełku robiło świetne wrażenie. Ale kiedy je otwierałem i próbowałem tego, co jest w środku przychodziło wielkie rozczarowanie. Dzieci, które dostaną wypasione prezenty pewnie na początku też będą zachwycone. Dopiero później okaże się, że nie dostały od rodziców tego, co najważniejsze.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |