Zakrzywianie rzeczywistości: czy fałszywe zaświadczenia zastępują duchową odpowiedzialność? [KOMENTARZ]
W przestrzeni medialnej pojawiła się informacja o tym, że policjanci z Szamotuł zatrzymali 36-latka podejrzanego o podrabianie zaświadczeń kościelnych. Były to zaświadczenia dla chrzestnych oraz potwierdzenia kursów przedmałżeńskich.
Podczas przeszukania jego mieszkania funkcjonariusze znaleźli pieczątki i gotowe druki dokumentów ukryte w metalowej walizce. Mężczyzna usłyszał zarzuty, a za popełnione przestępstwo grozi mu do 5 lat więzienia. Skoro ktoś rozwinął taki „interes”, to oznacza, że musi być zapotrzebowanie na tego typu usługi. Jest to wyraźny znak, że w społeczeństwie pojawia się coraz większy kryzys autentyczności – ludzie wolą fałszować swoją tożsamość religijną, niż przyznać, że odstają od pewnych wymagań Kościoła. To wyzwanie, z którym wszyscy musimy się zmierzyć.
Prawdziwa miłość nie zna fałszu
A czy nie prościej spojrzeć na siebie z miłością, która nie ma w sobie fałszu? Przecież takie zaświadczenie, np. do bycia chrzestnym, można pobrać w kancelarii swojej parafii. Jednak, aby to zrobić, trzeba spełnić kilka warunków. Jednym z nich jest prowadzenie życia zgodnego z wiarą i nauczaniem Kościoła. Te wymagania nie są nakładane, aby uprzykrzać życie, lecz po to, aby ochronić sakramenty i ich głębokie znaczenie. Warto sobie uświadomić, że bycie chrzestnym nie jest pustą formalnością, ale powołaniem do duchowego prowadzenia.
>>> Ślub, bierzmowanie, spowiedź. Fałszywe kościelne zaświadczenia do kupienia w sieci
Kto jest winny?
Kilka miesięcy temu zadzwoniła do mnie znajoma, która, krótko mówiąc, z Kościołem nie ma wiele wspólnego. Rozpoczęła rozmowę od stwierdzenia, że ma wielki problem, bo ma zostać chrzestną dziecka swojej jedynej siostry. Poinformowała mnie, prawie krzycząc, że nie otrzymała zaświadczenia od proboszcza, który pewnie po prostu nie mógł potwierdzić, że ona prowadzi życie zgodne z wiarą i nauczaniem Kościoła katolickiego. I tak zaczął się dramat – bunt na wszystkich i na wszystko. Szukała winnych tej sytuacji w każdej innej osobie, tylko nie w sobie. Zrozumiałe jest, że mogła poczuć się zawiedziona, ale w takich chwilach warto zrobić krok wstecz i zastanowić się nad sobą. To moment na autorefleksję, a nie na poszukiwanie winnych.
Spróbowałem uświadomić mojej znajomej, kim jest chrzestny, jakie ma zadania i dlaczego, jak to określiła, „ksiądz po prostu był złośliwy i przyczepił się akurat do niej”. Przecież rodzice chrzestni nie są po to, by na urodziny, imieniny, pierwszą Komunię itp. kupować jak najlepsze prezenty. Ich rolą jest towarzyszenie dziecku w życiu duchowym, modlitwie oraz pomaganie mu w rozwijaniu relacji z Bogiem i uczestniczeniu w życiu Kościoła. Trudno jest sprostać takiemu zadaniu, jeśli samemu nie ma się do tego odpowiednich narzędzi i usposobienia. Jak pokazać Jezusa jako przyjaciela, skoro samemu nie ma się z Nim przyjacielskiej relacji? Jak wytłumaczyć w czasie młodzieńczego buntu, jak ważna w życiu człowieka jest Eucharystia, skoro samemu się w niej nie uczestniczy? Fałszywe, a nawet prawdziwe zaświadczenie, które poświadcza nieprawdę, niewiele w tej sytuacji pomoże. To, co jest naprawdę potrzebne, to głęboka przemiana serca i powrót do korzeni wiary.
>>> Przepis na dobrych rodziców chrzestnych
Odpowiedzialność za swoje decyzje
Wystarczy spojrzeć na siebie z miłością i wyrozumiałością oraz powiedzieć: „Rzeczywiście, nie sprostam temu zadaniu”. To nie ksiądz jest złośliwy, to nie cały świat katolicki sprzysiągł się przeciwko mnie – to ja podjąłem decyzje o swoim życiu, a teraz ponoszę ich konsekwencje. Przyznanie się do tego to pierwszy krok ku naprawie. To zaproszenie do wewnętrznej przemiany, której efekty mogą przynieść nie tylko pokój serca, ale także nową, autentyczną relację z Bogiem i Kościołem.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |