Zawierzyli życie Bożej opatrzności. Zapłaczesz, czytając ich historie
Przychodzą w życiu momenty, w których działanie Boże staje się szczególnie rozpoznawalne. Te sytuacje możemy nazwać interwencjami Boga. Widać je dokładnie, „jak na dłoni”. Niekiedy są to wydarzenia spektakularne, bywają też bardzo ciche, a nawet niedostrzegalne. Patrząc wstecz (czy to w dzieje narodu, czy w historię swojego życia), często możemy stwierdzić, że w tej sytuacji, w tym działaniu, w tej decyzji „swoje zrobiła” Boża opatrzność. O tych chwilach w życiu człowieka i w dziejach narodu opowiada wystawa „Polska w rękach Opatrzności”.
Manus Dei
Możną ją zobaczyć, co nie powinno dziwić, w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Powrót Polski na mapy świata po 123 latach niewoli był spełnieniem marzeń pokoleń o wolnej ojczyźnie. Wystawa nawiązuje do ważnych, trudnych i radosnych chwil, które doprowadziły do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Nie jest to jednak podręcznikowy wykład historii. To swoista podróż przez dzieje naszej ojczyzny i naszych rodaków.
>>> Czy warto się modlić, skoro Opatrzność czuwa?
Opowieści te zostały przedstawione w kontekście opatrznościowych wydarzeń, przez które Bóg pokazał, że jest prawdziwie obecny w naszej historii. Zostaliśmy z Nim złączeni dzięki łasce chrztu świętego w 966 roku. Przez kolejne stulecia okazywał moc swego ramienia, dając nam za Królową Maryję i wspierając w walce o wolność – czy to pod Grunwaldem, czy na przedpolach Warszawy w 1920 roku. Wspomagał nas swoją dłonią (manus Dei), błogosławiąc i opiekują się naszym narodem.
Wystawa (efekt pomysłu darczyńców świątyni) uświadamia nam, że obok tych wielkich, historycznych wydarzeń, dzieją się równie wielkie, ale już nie tak głośne; równie piękne; a dla ich bohaterów – najważniejsze w życiu. Każde z tych wydarzeń jest inspiracją do zatrzymania się, do swoistej katechezy na temat współpracy człowieka z Bożą opatrznością. Te historie przedstawiają ludzi, którzy dzięki opiece Boga weszli na drogę do świętości już tu, na ziemi. Do takiej drogi wszyscy jesteśmy przecież wezwani. Bohaterowie tej wystawy w swoim życiu jasno, wyraźnie i dobitnie dostrzegli działanie Bożej opatrzności. Niekiedy to oni sami jasno się po stronie Boga opowiedzieli, niekiedy to sam Bóg dał im o Sobie (i swojej obecności) jasny znak. Tym samym odkrywamy i my wpisane w nasze serce doświadczenia. Ta wystawa jest i dziękczynieniem i inspiracją do odkrywania Boga i jego licznych interwencji w naszym życiu.
Marnotrawna córka wraca po… 80 latach
Krystyna Giersz-Roman mawia, że tak naprawdę narodziła się dopiero w wieku… 80 lat! „Rodzice podali mnie w dzieciństwie do chrztu, lecz długie lata pozostawałam z dala od Kościoła. Wydawało mi się, że Bóg nie jest mi do szczęścia potrzebny… Dziś wiem, że to On wiele lat mnie szukał” – pisze w swoim wyznaniu. Dodaje też, że jej życie zmieniło się w czasie żałoby po katastrofie smoleńskiej. Uczestniczyła wtedy w wielu państwowych uroczystościach, pożegnaniach ofiar tej tragedii.. „Za każdym razem na widok dużej liczby osób przystępujących do Komunii Św. dokuczała mi myśl, że mnie wśród nich brakuje” – mów pani Krystyna. Przyznaje, że to nie dawało jej spokoju. Dlatego… po 70 latach przerwy przystąpiła do sakramentu pokuty, a w dniu 80. urodzin przyjęła Komunię Świętą. To dobitny dowód na to, że trudne, nawet tragiczne chwile mogą jednak owocować równie wielkim dobrem. Pani Krystyna wyznaje, że dzięki temu mogła krytycznie spojrzeć na swoje życie, zauważyła w nim wiele błędów i zakrętów. „Pragnę powierzyć Miłosierdziu Bożemu moje dorosłe dzieci, które są ochrzczone, lecz z mojej winy niepraktykujące” – pisze w swoim świadectwie. „Codziennie zadaję Bogu pytanie, czy zasłużyłam, by okrywał mnie swoim ojcowskim płaszczem, jak marnotrawnego syna”.
Wystawa przeplatana jest świadectwami ludzi i wydarzeń z historii Polski: chrztu Polski, bitwy pod Grunwaldem, obrony Jasnej Góry, odsieczy wiedeńskiej. Te zdarzenia potwierdzają jedno: Opatrzność – także w tych trudnych dziejowo chwilach – nad nami czuwała. A często zdawaliśmy sobie z tego sprawę po wielu latach, a nawet wiekach.
Modlitewny szturm nieba
To świadectwo Magdaleny i Tomasza z Warszawy. Opowiadają oni historię Franka, którego młody organizm zaatakował nowotwór. „Poród naszego syna rozpoczął się 3 czerwca 2012r. w Święto Dziękczynienia, które było obchodzone pod hasłem «Dziękujemy za dar życia i rodzinę»” – wspominają rodzice. Już poprzedni rok dostarczył im wielu przeżyć, od radości z pierwszych urodzin córki, aż po wprowadzenie się do nowego mieszkania na warszawskim Wilanowie – z widokiem właśnie na świątynię.
>>> Nieznane spotkanie Jana Pawła II z Ojcem Pio
W tym samym roku przeżywali również ból potrójnej żałoby, śmierci w rodzinie. „Z bólu i samotności wyrwał nas kapłan parafii Opatrzności Bożej, który zaproponował wstąpienie do Domowego Kościoła” – wspominają. W porównaniu z poprzednią historią, ta może nie jest aż tak spektakularna. Jest jednak pięknym przykładem na ufne, staranne i konsekwentne zawierzenie się Bożej opatrzności. Magdalena i Tomasz zawierzyli operację Franka.
Chłopiec przeszedł bardzo trudny i ryzykowny zabieg, z jego rdzenia kręgowego usunięto prawie 7-centymetrowy guz. „Nasza modlitwa i modlitwa naszych bliskich to był niesamowity szturm nieba” – mówią rodzice Franka. Po udanej operacji chłopiec musiał nosić dzień i noc specjalny gorset. Wybrał wojskowy wzór i kazał nakleić sobie na niego godło Polski, wzbudzając tym zachwyt kolegów z przedszkola. „Dziś rozwija się jak rówieśnicy, a my wciąż pozostajemy pod wrażeniem działania Opatrzności w naszej rodzinie” – mówią państwo Banysiowie.
Pan obroną mojego życia
Z ludzkiego punktu widzenia często trudno nam zrozumieć, dlaczego Boża opatrzność dopuszcza zło i cierpienie w naszym życiu. Poczucie doznanej krzywdy, jakiego doświadczamy, sprawia, że buntujemy się przeciwko Bogu i oddalamy się od Niego. Tymczasem Boże plany przerastają nasze wyobrażenia. Bóg widzi inaczej niż my. I na tym właśnie polega Boża opatrzność.
Kolejna opowieść to historia przeżyła Justyny Schittek z Tarnowskich Gór. Przez 25 lata swojego życia zmagała się z migreną, bólu nie dało się opisać, a tabletki przyjmowane przez lata nie tylko nie poprawiały jej stanu, ale siały spustoszenie w całym organizmie. Nie było tak, że nie miała relacji z Bogiem. Miała ją, ale oskarżała Boga o cierpienie, które ją spotykało. Później przyszedł okres, gdy się modliła, chodziła codziennie na mszę św. Nadal jednak czuła się nie tylko niewysłuchana, ale dodatkowo nieustannie karana. Zamiast pokornej modlitwy narastał w niej bunt. „Bóg wobec mnie był jednak bardzo cierpliwy. Po długich latach włożył mi w ręce Dzienniczek św. Faustyny. Przeczytałam go w dwa dni. Odtąd moje spojrzenie na problem cierpienia zmieniło się” – opowiada Justyna i podkreśla, że od tego momentu postanowiła bezgranicznie zaufać Bogu. To Jemu oddała swoje cierpienie i nagle ścieżki, które zawsze prowadziły donikąd, teraz zaczynały prowadzić ją do konkretnego celu.
„Odkryłam codzienną Eucharystię, lekturę Pisma Św., adorację, skupiłam się na problemach innych, przyjmując przez Adopcję Serca Cephorę w Kamerunie”. Kobieta finansuje dziewczynce wyżywienie i naukę. Kłótnie z Bogiem zamieniły się na rzeczową rozmowę, która często przeradzała się w uwielbienie. A to uwielbienie trwa do dziś. „Zawierzenie i uwielbienie rodzą cuda. Szukałam uzdrowienia ciała, a dzięki Opatrzności otrzymałam spokój duszy” – kończy swoja opowieść pani Justyna.
To Jemu oddała swoje cierpienie i nagle ścieżki, które zawsze prowadziły donikąd, teraz zaczynały prowadzić ją do konkretnego celu.
Wystawa w niektórych miejscach proponuje nam zatrzymanie się przy fragmencie Pisma Świętego. Uzmysławiają nam one, że opatrzność Boża, nawet jeśli nie jest nazwana wprost, to jest cechą Boga, która wielokrotnie pojawia się na kartach Biblii… „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz, 8, 31).
Przyprowadziła ją Opatrzność
Następną bohaterką wystawy jest Maria Rak z Warszawy. Kobieta ma 90 lat, przeżyła okupację niemiecką i sowiecką. Jej ojciec był powstańcem warszawskim. Wraz z mężem, kilka lat po wojnie zostali, była aresztowana przez UB. Dzień przed aresztowaniem do domu małżeństwa przyszła mama. „Zostanę u ciebie, córeczko, na noc” – powiedziała. „Jestem pewna, że przyprowadziła ją wówczas Boża opatrzność. Gdyby nie ona, nigdy więcej nie zobaczyłabym mojego 9-miesięcznego Dareczka ani 4-letniego Irka!” – wspomina Maria. Miała wtedy 24 lata. W tamtym czasie pod zarzutem próby zmiany przemocą ustroju PRL aresztowano 150 mężczyzn i tylko jedną kobietę – właśnie ją.
Trafiła do aresztu przy Rakowieckiej, w celi siedziała m.in. z siostrą Sykstą, czyli Walerią Niklewską ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek (siostra została aresztowana w procesie biskupa Czesława Kaczmarka). Maria w tym czasie schudła 18kg. Najgorszy jednak był brak wiadomości o dzieciach – rodzice do niej pisali, ale żadnego listu jej nie przekazano. Przeczytała je dopiero po 50 latach, gdy znalazła je w Instytucie Pamięci Narodowej. „Bóg dał, że skończyło się więzienie i skończył się komunizm, a ja cieszę się z moich 6 wnucząt. I do dziś dziękuję opatrzności Bożej, że nie pozwoliła by UB odebrało mi dzieci” – pisze pani Maria.
Żołnierze, którzy słuchali Jana Pawła II
To historia mężczyzny i balbierza, Adama Dąbrowskiego z Krapkowic. W 1979 roku pełnił służbę wojskową w ramach Misji Pokojowej ONZ po wojnie arabsko – izraelskiej na Synaju. Czas PRL-u był ciężki dla wierzących mundurowych. „Mieliśmy pilnować strefy buforowej a także rozminowywać i naprawiać drogi” – wspomina Adam. Do jego zadań należało rozwożenie żołnierzom wody i żywności. Mimo że ich jedyną „bronią” były emblematy ONZ i błękitne hełmy (czyli sygnał: „jesteśmy tu w celach humanitarnych a nie wojennych”), to często musieli zmagać się z napadami na posterunki i magazyny. Udało się jednak szczęśliwie przetrwać ten czas. Pewnego dnia… w transporcie z Polski dotarły taśmy z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny.
„Jakaś dobra dusza ukryła je między propagandowymi filmami produkcji radzieckiej” – wspomina Adam i dodaje, że to właśnie on odpowiadał za obozową bibliotekę i bez wiedzy przełożonych urządził pokaz w kinie letnim. Spróbujmy to sobie wyobrazić… 500 żołnierzy w ciszy i ze łzami w oczach patrzyło na papieża i słuchało go. Słuchali, jak Jan Paweł II wzywa w Warszawie Ducha Świętego. „Tak wyglądał dla mnie początek wolności… To nic, że zastępca dowódcy kontyngentu na mnie nawrzeszczał. Opatrzność zrobiła swoje” – dodaje były już żołnierz.
Mąż opatrznościowy bardzo potrzebny
W pewnym sensie każdy z nas może być mężem opatrznościowym (takim, jak bohaterowie tej wystawy). Wystarczy, że podda się Bożej woli. Bóg wyjawia swoje zamiary ludziom pokornym i skłonnym do słuchania Jego słów. Może niekoniecznie dane nam będzie brać udział w globalnych wydarzeniach, ważnych przemianach politycznych i społecznych, ale na pewno możemy nieść miłość, nadzieję i radość tam, gdzie jesteśmy, gdzie Bóg nas posyła. „Zagubionemu światu potrzeba dziś mężów opatrznościowych, którzy swoim przykładem życia wskażą kierunek, przywrócą sens i godność ludzkiemu żuciu” – czytamy w słowie od twórców wystawy.
Świadomość planów Bożej opatrzności rodzi w życiu chrześcijanina poczucie odpowiedzialności za to, co robi, kim jest i co się wokół niego dzieje. Nierzadko dojrzałość w tej materii będzie poddawana próbie. Niekiedy trzeba będzie stanowczo stanąć w obronie ewangelicznych wartości, narażając się tym samym na niełaskę, a nawet na szyderstwo innych. Sprawiedliwy Bóg w swoim czasie i we właściwy sobie sposób wynagrodzi poniesione krzywdy. Dlatego też nawet w trudnych chwilach należy dziękować Bogu za Jego opatrzność, za Jego obecność i troskę. Przytoczone wyżej historie to nie wszystkie, o których opowiada wystawa „Polska w rękach Opatrzności”. By poznać wszystkie, warto zajrzeć do Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Warto jednak zatrzymać się na chwilę przy jeszcze jednej opowieści…
Bóg wyrwał mnie z niewoli. I z bagna
„Horoskopy, wróżby i magia kosztowały mnie nie tylko wiele pieniędzy. Czułam, że popadam w depresję, coraz mocniej wszystkiego się lękam. Szukałam porady na wszystko. Nie mogłam wstać z łóżka bez podpowiedzi. Jednocześnie podobało mi się, że mogę znając przyszłość ‘panować’ nad swoim życiem” – wyznaje Janina Zamojska z Jeleniej Góry. Dostawała wróżby SMS-ami, dowiadywała się o rzekomych złych duchach w jej otoczeniu. Wpadała przez to w panikę, lęk i stany depresyjne. Wykańczała się psychicznie i fizycznie. Niewinna zabawa w horoskopy miała coraz bardziej poważne skutki, popadała w coraz większą niewolę. Przyszedł jednak dzień, gdy poczuła, że chce to wszystko wyznać w konfesjonale.
>>> 4 piękne cytaty Jana Pawła II o Pani Jasnogórskiej
Tu właśnie wyraźnie widać, jak natchnienie Boże, Boża opatrzność potrafi „uderzyć” z niespodziewanego kierunku i w nieoczekiwanym momencie. Jakże to piękne! I dla nas – nieraz pod tym względem niewidomych ludzi – dobre i pomocne. Dzięki księdzu trafiła do Odnowy w Duchu Świętym. Od czasu swojego nawrócenia, codziennie razem z mężem klęka do modlitwy. „Czuję, jakbym od Boga dostała drugie życie. Bóg w swojej Opatrzności wyrwał mnie z wielkiego bagna. Zmieniło się moje serce, czuje się kochanym dzieckiem Boga, który obdarował mnie wolnością” – dzieli się swoim szczęściem pani Janina.
O tak! „Szczęście” – to jest dobre słowo! Ci wszyscy ludzie po prostu czują się szczęśliwi! Przy ich różnych historiach, różnych życiowych perypetiach, to szczęście jest ich wspólnym mianownikiem. Nie osiągnęli go dzięki swojemu sprytowi. Zrobili to dzięki Bożej opatrzności. Niejako przy okazji zdobyli wolność, spokój ducha, zaufali Bogu. Odważnie idą przez życie, jednocześnie z pokorą wobec Boga i Jego planów. Bóg się nimi zaopiekował. Mogą ukryć się pod ojcowskim płaszczem i silnym ramieniem taty. Przede wszystkim są szczęśliwi. Opatrzność nad nimi czuwa.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |